You are currently viewing 1 stycznia 2017, niedziela

1 stycznia 2017, niedziela

Nie znamy się, jeszcze się nie znamy
Choć dzieli nas szerokość naszych ramion
Edyta Bartosiewicz „Nie znamy się”


Było wczesne przedpołudnie pierwszego dnia w roku.
Świadomość, że rok dopiero się zaczyna napełniały Ankę niebywałą energią. Większą niż zwykle, bo Anka zazwyczaj była pełna energii.
Teraz wracała z zabawy noworocznej u znajomych. Bawiła się oczywiście świetnie i teraz jechała do swojego domu pod Poznaniem w znakomitym nastroju. Nie było to jednak pełne zadowolenie. Na niebie jej dobrego samopoczucia tkwiło kilka ciemnych chmur.
Pierwsza z nich to było wrażenie, że gospodarze żegnali ją z ulgą. Że wyjeżdża. Trochę ją to irytowało. Przecież ona bawiła się świetnie, opowiedziała tyle błyskotliwych uwag i dykteryjek…
Druga – to świadomość, że nie będzie miała komu opowiedzieć swojego sylwestra. Matka na pewno znudzi się po dwóch minutach rozmowy telefonicznej. A Olę, jej siostrę, interesuje tylko jej chłopak. Zresztą, oboje wyszli też gdzieś na Sylwestra i na pewno jeszcze nie wrócili.
Na Ankę czekał pusty dom. Żadne tam luksusy, niewielka stara chatka w małym miasteczku. Ale wyremontowana tak, by spełniać wymogi obecnych czasów. Na Ankę nie czekał nikt, bo aktualnie nie była z nikim związana.
Irytowała ją sama myśl o związku. Dosyć miała nieudanych prób. Dlatego tym bardziej ją denerwowało postępowanie Oli.
Takie też było jej noworoczne postanowienie noworoczne, o którym nikomu nie powiedziała. Żadnych facetów. Teraz czy kiedykolwiek. Samej jest jej najlepiej. Owszem faceci się pchali, próbowali do niej startować. Wysoka blondynka, o długich włosach.  Efektowna, pomimo braku makijażu (gardziła nim) i bliskości czterdziestki (intensywne treningi tańca pomagały jej utrzymać ciało w świetnej figurze i kondycji).
Na drodze nie było praktycznie żadnego ruchu. Jechała ostrożnie, bo pogoda była paskudna. Kilka stopni powyżej zera zaowocowało wielką plagą mgieł. Dlatego Anka jechała powoli, wpatrując się powoli w ledwo widoczny zarys prawego pobocza. Zapewne dlatego w ostatniej chwili zauważyła, że po drugiej stronie drogi, tuż za łukiem, zatrzymało się jakiś samochód. Nie jechał, stał przy drodze, a kierowca kręcił się koło niego. Kiedy zobaczył toledo Anki zatrzymał się i zamachał w jej kierunku.
Noga Anki sama przesunęła się na hamulec i auto zaczęło zwalniać. Niech będzie, pomyślała. Pomóc pewno nie pomoże, ale miała ochotę ponapawać się czyimś nieszczęściem. Przejechała wolno obok białego berlinga rejestrując kątem oka porozkładane narzędzia oraz spłaszczoną u dołu przednią oponę. Zawróciła, zjechała na pobocze i zatrzymała się przed berlingiem. Wysiadła i podeszła do unieruchomionego pojazdu. Kierowca wyszedł jej naprzeciw. Anka omiotła go tylko wzrokiem. Jej wzrostu, krótkie, ciemne włosy, chyba w jej wieku. To, co się rzucało w oczy, to to, że twarz, ręce oraz roboczy kombinezon miał niesamowicie brudne. Poza tym – wyglądał jakoś tak nijako.
– Co opona przebita? – rzuciła swobodnie Anka.
– Jak widać – odparł cichym głosem kierowca berlingo. – Najechałem gałąź.
– Nie widzę na szosie żadnej gałęzi…
– Bo już ją usunąłem. Ma pani szczęście.
– Dlaczego?
– Gdyby jechała pani parę minut wcześniej, to pani by najechała i teraz to pani by tu stała.
Anka uczuła lekkie zakłopotanie, więc postanowiła szybko zmienić temat.
– I co z tym kołem? Nie ma pan zapasu?
– Mam.
– Lewarka pan nie ma?
– Mam.
– No to w czym problem?
Kierowca spojrzał na Ankę i wyjaśnił cicho:
– Nie mogę odkręcić jednej śruby w kole.
Anka zaczęła się głośno śmiać.
– A to dobre! Mężczyzna powinien potrafić wszystko, ale żeby głupiej śrubki…
Kierowca berlingo wcale się nie zdenerwował.
– No co ja pani poradzę. Nie mogę i tyle.
– Bo pan nie ma siły – burknęła. – Niech pan pokaże klucz.
Kierowca bez słowa wręczył jej solidny klucz krzyżakowy.
– I tym nie może pan odkręcić? Kiepsko, kiepsko… Niech pan patrzy, zaraz ta śruba puści. Raz, dwa…
– W tą stronę pani ją przykręca.
Poirytowana Anka zmieniła chwyt i zaczęła przekręcać klucz w drugą stronę. Ani drgnęło.
– Mówiłem – rzekł flegmatycznie kierowca.
– Faceci zawsze tylko mówią – wbiła szpilę Anka szarpiąc za klucz. – No i co pan tak stoi? Może gdybyśmy razem…
– A pani ma swój klucz do kół?
– Chyba mam… – zaskoczył ją tym pytaniem. Zostawiła jego klucz, wróciła do toledo, otworzyła bagażnik i zaczęła szukać narzędzi. – O, mam takie coś!
I wyjęła klucz do kół podobny do fajki.
– Ten będzie idealny – kierowca wyjął go z jej ręki i zaczął oglądać.
– Idealny??? – nie wytrzymała. – Krzyżakowym nie udało się odkręcić, a takim czymś ma się udać?? Nie ma nawet jak tego porządnie złapać!
Kierowca otworzył tylne drzwi berlingo i wyjął z auta długą rurkę. Nasunął ją na uchwyt klucza fajkowego.
– Pasuje idealnie.
– A nie mógł pan tego zrobić ze swoim kluczem?
Pokazał, że klucz krzyżakowy na każdym końcu ma zgrubienia i cienka rurka nie była w stanie przez nie przejść. Ukląkł przy kole i nałożył klucz fajkowy na śrubę.
– A teraz niech pani popchnie rurkę. Nie, nie tak – powstrzymał Ankę widząc jaki bierze oburącz zamach.- Wystarczy lekko, jedną dłonią.
– Akurat – prychnęła Anka. Wbrew jej prognozom rzeczywiście można było lekko popchnąć jedną dłonią.
– I już śruba odkręcona.
– Jak pan to zrobił? – zaciekawiła się Anka.
– Fizyka, proszę pani. Dalej to już odkręcę krzyżakowym. Może pani zabrać swój klucz. Dziękuję bardzo.
Anka wrzuciła klucz do bagażnika i pojechała dalej.
Nie myślała już więcej ani o berlingo, ani o jego kierowcy.

(Wyświetlono 158 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Ten post ma 4 komentarzy

  1. Syfer
    Ach, przepastne archiwa. Ciekawe, czy znajdzie się coś, czego nie czytałem 🙂 Dla własnego pedantyzmu wspomnę, że zdanie „Efektowna, pomimo brakuje makijażu (gardziła nim)” wygląda na dotknięte autokorektą
    1. Marcin Brixen
      Poprawiłem, dziękuję. Archiwalia raczej będą znane
  2. jacky6
    a ja myślałem, że finisz będzie początkiem romansu 🙂
    1. Marcin Brixen
      Nie, preferuję fabułę liniową 🙂

Leave a Reply