You are currently viewing 5 stycznia 2017, czwartek

5 stycznia 2017, czwartek

Nowy Rok, zima jest, kamień leży aż go kiedyś będę siłę wtoczyć miał
Może wtedy uda się
A teraz tchu mi brak
Pustki – Tchu mi brak

Anka nawet nie zauważyła kiedy przyjechali. A przecież okno jej maleńkiego gabinetu wychodziło prosto na ulicę. Siedziała przy komputerze i dobierała jakieś materiały na blaty wokół umywalek gdy nagle stuknęły drzwi i usłyszała, że ktoś wszedł do domu. W pierwszej chwili nawet się wystraszyła, ale zraz pomyślała, że to musi być ktoś, kto ma klucze, a gdy spojrzała na chodnik przed domem i zobaczyła stojące tam srebrne polo, wiedziała już kto przyjechał.
Alicja, jej młodsza siostra.
I jej chłopak, ten Krzysztof.
Nie lubiła go, i to nie tylko dlatego, że woził Alę samochodem swoich rodziców. wiadomo, student. I nawet nie do końca chodziło o niego, bo Anka nie zaakceptowałaby żadnego chłopaka. To była wina Ali. Jaka ta dziewucha głupia! Wie co przeżyła matka, wie co ją, Ankę, spotkało, a mimo to sama teraz brnie w tę samą ślepą uliczkę! Głupia, głupia!
Zacisnęła dłonie w pięści. Spokojnie, co to ją obchodzi. Ale soją drogą… Co tą Alicję napadło? Zawsze taka spokojna, taka posłuszna, a teraz nagle – bach. Jakby nie wiedziała, że wszystkie kobiety w tej rodzinie są przeklęte. Ona kiedyś, tak jak Ala, nie dowierzała. I związała się. Ba, wzięła nawet ślub. I jak to się skończyło? O, teraz będzie mądra i już nigdy, nigdy przenigdy nie zwiąże się. Z nikim. Szkoda, że nie była taka mądra wcześniej, przykład matki do niej nie docierał. Może tak samo jest a Alą. Też musi sama się sparzyć, żeby coś do niej dotarło.
Rozległo się stukanie i do jej gabinetu zajrzała Alicja. Szczupła, wiotka, w czarne krótkie włosy. Tak niepodobna do niej i do matki. Urodę ma za ojcem, za swoim ojcem. Innym niż ojciec Anki.
– Cześć Aniu – powiedziała tym swoim delikatnym głosem. – Mam sprawę do ciebie…
– Nie tu – przerwała jej szorstko. – Chodź do salonu.
Szumnie nazwała pokój salonem, ale było to po prostu największe pomieszczenie w tej starej chałupie, odremontowane jako tako. Coś tam na szybko urządziła, żeby klienci się nie wystraszyli. Ambitne plany dekoracyjne odsuwała ciągle na później, wiadomo, szewc bez butów chodzi…
A w salonie czekała na nich niespodzianka w postaci Krzysztofa. Młody, chudy, wysoki, brunecik z delikatnym wąsem.
– Co ty tu robisz?! – zasyczała Anka. – Zakazałam ci wchodzić do tego domu!
Brunecik zafalował i niezgrabnie się odsunął. Jakże inaczej ruszała się Alicja! Z taką jakąś gracją, lekkością, której Anka jej zawsze zazdrościła. Tak się starała pamiętać o tych wszystkich stopach, kolanach i łokciach, i chodzeniu, a ex mąż i tak powiedział jej, że rusza się jak hokeistka…
Usiadła na kanapie ale nie poprosiła swoich gości by też usiedli.
– Tym razem sprawa jest poważna – odezwała się cicho Alicja. – Jedziemy prosto z Poznania. Słyszałaś już? Sąsiedzi dzwonili do ciebie?
– O niczym nie wiem – odparła energicznie Anka , ale poczuła jakiś wewnętrzny niepokój. – Może mi łaskawie powiesz co się stało? Znowu narozrabiałaś? A może twój Krzysio znowu rozbił samochód rodziców?
– Nie znowu, tylko… – nie wytrzymał Krzysztof, ale Alicja uciszyła go wzrokiem. Spojrzała na Ankę i powiedziała cicho:
– Mama znowu pije.
Anka poczuła się jak Syzyf, kiedy po raz kolejny głaz runął w dół.
– Co ty opowiadasz! Jak to? Znowu? Przecież przestała!
– Naprawdę. Sama widziałam.
– Wyjdź – poleciła Krzysztofowi Anka. – Nie będziemy omawiać takich rzeczy przy obcych.
– Krzysztof nie jest obcy – głos Alicji był spokojny. – Poza tym on przyszedł ze mną i widział wszystko. Co więcej, mama go uderzyła.
Anka błyskawicznie spojrzała na twarz chłopaka. Faktycznie, pod jego lewym okiem coś się zaczynało dziać.
– Co się właściwie stało?
– Kiedy byłam na uczelni, do mamy przyszła pani Kasia… Dużo wypiły, hałasowały. Przyszli sąsiedzi na skargę, to mama zrobiła straszną awanturę. Potem… A, szkoda mówić. Krzysiek akurat mnie odprowadził i zobaczył, że… Mama go uderzyła, kiedy ją myliśmy. Teraz śpi, sąsiadka ją pilnuje.
– Po co przyjechałaś? – Anka zmrużyła oczy. – Przecież mogłabyś mi opowiedzieć to przez telefon.
– Nie, bo ty się zaraz denerwujesz i się rozłączasz. A trzeba coś z mamą zrobić. Ja z nią tam nie wytrzymam. Boję się. Poza tym kto ją będzie pilnował kiedy ja będę na uczelni.
– No to co proponujesz? – Anka zadała to pytanie bardziej gwoli formalności, bo spodziewała się odpowiedzi. Ale Alicja jednak ją zaskoczyła.
– Żebyś przeprowadziła się do Poznania.
– Chyba oszalałaś! A co z tym domem? Mam go zostawić pusty? Przecież ktoś może się tu włamać. Przecież nie będzie tu grzania, wszystko mi pozamarza! I gdzie ja będę pracować?!
– Chyba, żebyś… Chyba żebyś… – zająknęła się Alicja. – Żebyś wzięła mamę tu do siebie.
– A ty?
– No… Ja…
– Już kręcisz.
– Nie kręcę. Po prostu… Ja studiuję w Poznaniu.
– Tak, i potrzebujesz mieszkania w Poznaniu – stwierdziła jadowicie Anka. – Matka ci zawadza to ją wypchniesz do mnie, a sama będziesz mieć cała chatę dla siebie i będziesz sobie mogła sprowadzać tego swojego…
– Niech pani tak nie mówi – obruszył się milczący do tej pory Krzysztof.
– To jest mój dom, i ja w nim będę mówić co ja chcę, chłopcze.
– Mama jest także twoja – strzeliła celnie Ala.
Anka dłuższą chwilę się namyślała.
– Muszę pojechać i sama to zobaczyć – stwierdziła wreszcie.
– Nie wierzysz mu! – zakrzyknęła boleśnie Alicja.
– Nie wierzę – Ala kiwnęła głową. – I co dalej zrobisz?
– Co ty zrobisz?
– Tak jak mówiłam. Przyjadę do was to obejrzeć. I być może zabiorę matkę tu dso siebie. Ale pod jednym warunkiem.
– Jakim?
– Ty też tu zamieszkasz. Na stałe. Bez niego – Anka wskazała brodą chłopaka.
– Ale…
– Jeździ stąd pociąg do Poznania. Bardzo często. Mnóstwo ludzi nim jeździ, więc będziesz mogła jeździć i ty.
– Dom nie może stać pusty, a mieszkanie ma stać puste?
– Sąsiadki się zajmą. No, idź, namyśl się.
– A ty?
– A ja przyjadę jutro i zobaczę to wszystko. No, idźcie już! Mam masę roboty!
Kiedy tylko wyszli przypadła do okna i zza firanki obserwowała jak pojechali.
Zasiadła za biurkiem, ale nie była już w stanie pracować. Była cała rozbita myślami.
Trzeba będzie pojechać do Poznania i zobaczyć co się stało z mamą.
A tak już było dobrze, a tu kamień znów zsunął się na dół.
Poczuła złość i czucie, że ktoś przepycha ją na siłę przez drzwi, przez które sama, z własnej woli, nie chciała przejść.

(Wyświetlono 376 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Ten post ma 2 komentarzy

  1. jacky6
    Mocno refleksyjne. Wszystkich nas to czeka. Tyle, że niektórzy nie przyjmują tego do wiadomości i świadomości. Po prostu – odrzucają. Wypychają od siebie.
  2. Marcin Brixen
    Może nam polega fenomen młodego i średniego pokolenia, które wychowywano w poczucie „wolności”. Wolność to nie znaczy że wszystko wolno.

Leave a Reply