You are currently viewing Artykuł 212

Artykuł 212

W szkole trwała walka o przeżycie. Starcie miało miejsce na lekcji języka polskiego. Pani polonistka wpadła na straszliwy pomysł dyktanda.
– Czy Unia Europejska zezwala na przeprowadzanie dyktand? – zastanawiała się głośno dziewczynka, która zawsze odzywała się jako pierwsza.
– Jesteśmy w Polsce – przypomniała z namaszczeniem pani polonistka. – I jakaś tam Unia nie będzie nam dyktować czy robić dyktando czy nie. Gdybyście nie zauważyli, od jakiegoś czasu odzyskaliśmy nasze szkoły z powrotem. Dla Polski, dla nauczycieli, no i dla uczniów też. Teraz nasze szkoły są naprawdę nasze, polskie, piękne, patriotyczne, pełne poprawionej podstawy programowej… A poza tym przypomnijcie sobie tych wszystkich ludzi na przestrzeni wieków, którzy ginęli za to, żebyście teraz mogli mówić po polsku. Przecież gdyby oni to słyszeli…
– To nie fair – zaszemrała boleśnie klasa i nie oponowała już przeciwko sprawdzianowi.
– A zatem dyktuję – pani polonistka założyła ręce za plecy. – Michał Wołodyjowski był mistrzem fechtunku w walce na czarną broń.
– Co to jest fechtunek? – spytał zrozpaczony Sajmon, uczeń na wózku.
– Moja babcia to miała, taki guz pod kolanem, moja babcia to miała – wypalił okularnik z trzeciej ławki.
– Co ty pitolisz nędzna fiucino – Gruby Maciek pozwolił sobie na dezaprobatę. – To taka obrzutka z cementu kładziona na budowie pod tynk.
I się pobili.
– Popełniła pani błąd – powiedział Łukaszek.
– Widzę – odparła smętnie pani polonistka patrząc na okularnika i Grubego Maćka. – Chyba muszę ich usadzić jak najdalej od siebie.
– Nie mówię o nich, tylko o tym zdaniu.
– Jak mogłam zrobić błąd, skoro go nie pisałam?
– Bo to zdanie jest złe.
– O tym co jest złe, to ja decyduję, Hiobowski, to ja jestem nauczycielem, przypominam ci.
– Nauczycielką…
Pani polonistka zamknęła na chwilę oczy.
– No dobrze, gdzie to ja niby zrobiłam błąd? Wołodyjowski nie miał na imię Michał?
– Miał. Chodzi o coś innego. O broń.
– Nie był mistrzem?
– Był. Ale nie broni czarnej tylko białej. On był mistrzem broni białej.
– Nie, nie, nie, Hiobowski. Biała broń brzmi zbyt rasistowsko.
– Widziała pani kiedyś czarną szablę?
– A rękojeść?
– Czarne rękojeści mają szpadle z dyskontów a nie szable!
Awantura wisiała w powietrzu, gdy nagle otworzyły się drzwi i weszło trzech panów w garniturach i w ciemnych okularach. Mieli wypchane marynarki pod pachami, słuchawki w uszach i żuli gumę.
– Tajniacy! – pisnął okularnik.
– Mówiłem, że lepiej przebrać się za skejtów – powiedział pierwszy z panów.
– Milcz – skarcił go drugi pan.
– Kim panowie są? – zapytała pani polonistka.
– Dzień dobry, jesteśmy bobry – powiedziała trzeci pan.
Klasa zamilkła dławiąc się śmiechem.
– No to cześć, daj coś zjeść – odparł pogodnie Łukaszek.
Uczniowie eksplodowali śmiechem.
– Cisza! – wrzasnął trzeci pan i wszyscy umilkli. – My jesteśmy z Biura Ochrony Byłego Rządu, w skrócie BOBR. Nie igraj z nami chłopcze.
– Myślałem, że walczymy na głupie wierszyki – wyznał Łukaszek.
– Nazwisko!
– A ma pan prawo przetwarzać moje dane osobowe?
– Chłopcze, ja mam prawo przetworzyć nie tylko twoje dane, ale i ciebie. Nazwisko!
– Hiobowski.
– O! To my po ciebie!
Pierwszy pan i drugi wzięli Łukaszka pod pachy i wyciągnięto go z ławki.
– Dokąd go zabieracie? – zaniepokoiła się pani polonistka. – Jest lekcja, odpowiadam za niego.
– Do auli. Jest już tam dyrektor. Kazał go przyprowadzić.
– A… Acha… A o co właściwie chodzi?
– Będzie przepraszał Tunalda-Doska za to co napisał o nim w internecie.
– Jak to… Tunald-Dosk jest u nas w szkole?! – pani polonistka klasnęła radośnie, a panowie odruchowo sięgnęli pod marynarki.
– Niech pani więcej tego nie robi! – przestrzegł ją trzeci pan. – Tak, on jest tutaj. W auli.
Pani polonistka zerknęła przez okno.
– Nie ma żadnej limuzyny.
– Podjechaliśmy Pendotrolejbusino. No, chodź chłopcze, idziemy.
– Idę z wami!
– Sama pani mówiła, że ma lekcje.
– Ale ja chcę to zobaczyć!
– Mowy nie ma!
Pani polonistka podeszła do trzeciego pana i szepnęła:
– Mam w takim razie prośbę… Zastrzelcie go po drodze i powiedzcie, że uciekał…
– Martwy nie będzie mógł przecież przeprosić – odparł logicznie pan i wyszli zabierając ze sobą Łukaszka.
Milczeli przez całą drogę.
Aula była całkiem pusta, tylko na środku stało kilka stołów i krzeseł. Na stołach leżały papiery, przybory do pisania, stały laptopy. Na jednym z krzeseł siedział zmartwiony pan dyrektor szkoły. Koło okien stał Tunald-Dosk otoczony wianuszkiem osób. Podbijał piłkę. Kiedy zobaczył Łukaszka usiadł koło dyrektora i skinął, aby podprowadzić chłopca ku niemu.
Trzej panowie podeszli z  Łukaszkiem.
– Ach! To ty – powiedział Tunald-Dosk. – Nie spodziewałeś się, że się spotkamy co? Może autoghaf?
– Nie ma sprawy – Łukaszek wziął marker ze stołu, sięgnął po piłkę, podpisał się na niej i wręczył Tunaldowi-Doskowi. – To co, to już wszystko? Mogę wracać na lekcję?
– Widzę, że nie będzie łatwo – Tunald-Dosk założył nogę na nogę. – Łukasz, nie wolno w sieci wypisywać co się chce, szczególnie gdy to jest mowa nienawiści. Na przykład twój hejt wobec mnie.
– Kiedy to niby popełniłem jakiś hejt??? Gdzie???
– Dhwiłeś ze mnie na intehnetowym fohum! – uniósł się Tunald-Dosk.
– Czy mógłby pan polsku, bo nie rozumiem…
– Szefie, on sobie z pana hobi heheszki – odezwał się jakiś facet stojący za Tunaldem-Doskiem.
– Sam widzę! A tobie chłopcze odświeżę pamięć. Tu masz wydhuk…
Łukaszek rzucił okiem.
– Aaaale hejt…
– To jest mowa nienawiści! Jest taki ahtykuł kodeksu kahnego o numerze dwieście dwanaście. Za pomówienie jest grzywna lub więzienie.
– Ja pana pomówiłem???
– Nazwałeś mnie „niegodnym zaufania”!
– To nie o panu.
– Jak to nie?!!
– Imię i nazwisko jest inne.
– Też mi inne! Każdy głupi się domyśli kto to jest Nalddo Sktu!
Jakby w odpowiedzi otworzyły się drzwi do auli i weszło kilku kolejnych panów w garniturach. A wśród nich były prezydent Konisław-Bromorowski.
– Jeszcze jego tu bhakowało – zagryzł usta Tunald-Dosk.
Były prezydent wszedł witając się kordialnie ze wszystkimi. Potem rzucił krótko do jednego ze swoich:
– Śrubokręt!
Funkcjonariusz podał mu żądane narzędzie, a były prezydent wrócił do drzwi. Po czym szybko i fachowo zdemontował kontakt zostawiając samą puszkę i przewody spięte kostką.
– Fajny kontakt, przyda mi się – rzekł zadowolony Konisław-Bromorowski oddając łącznik i wkrętak funkcjonariuszowi. Spojrzał na ochroniarzy, dyrektora, Tunalda-Doska i Łukaszka:
– Szukam ucznia o nazwisku Hiobowski, powiedziano mi, że jest tutaj. Który to z was?
Tunald-Dosk jęknął cicho i wbił sobie pięści w oczy.
– To ja – rzekł Łukaszek.
– Acha. Łukaszu, żądam od ciebie przeprosin. Napisałeś o mnie, że jestem niegodny zaufania…
– Zahaz, zahaz – ocknął się Tunald-dosk. – On to pisał o mnie!
– Nieprawda! – wtrącił się Łukaszek. – Napisałem tak o Nalddo Sktu!
– Właśnie! – ucieszył się Konisław-Bromorowski. – A to przecież ja!
– Co ty opowiadasz! To przecież ja! O tobie napisał, że jesteś bucem i głąbem!
– No i to mi się nie podoba. O wiele bardziej za to podoba mi się to „niegodny zaufania”, To brzmi tak elegancko i dystynkcjowanie. Więc chłopcze przeproś mnie.
– Nie! Mnie!
– Mnie!
– Mnie!
– Może panowie się zdecydują – poprosił Łukaszek.
Po minucie krzyków pierwszy poddał się Tunald-Dosk. Chwycił piłkę z autografem Łukaszka i kopnął z całej siły. Piłka odbiła się od ściany i trafiła jednego funkcjonariuszy w plecy. Ten nie wahał się ani chwili, wyciągnął błyskawicznie broń i strzelił do piłki. Słysząc strzał inni panowie też wyjęli pistolety i…
– To wszystko twoja wina, Hiobowski! – pan dyrektor przekrzykiwał strzały czołgając się ostrożnie po zasłanym potłuczonym szkłem parkiecie.
– Moja? Czy to ja strzelam?
– To ta piłka…
– Ale czy to ja ją kopnąłem?
– Bo się zdenerwował!
– Ale czy to ja się z nim kłóciłem?
Pan dyrektor zacisnął pięści i zawołał:
– I co ja teraz mam zrobić?
– Jak to co? Remont!

(Wyświetlono 251 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Ten post ma 2 komentarzy

  1. bez kropki
    Aż nie wiadomo jak komentować. Marcinie, mam nadzieję, że to nie Tobie nakładano, iż nie osiągnąłeś wymaganego ustawowo poziomu szacunku wobec np. Tusi Kask?! Na internet się zamachiwują różni tacy od dawna. Ale póki można, to ja wyrażę publiczne moje prywatne, osobiste i może nawet intymne przekonania: Tunald Dosk ukradł mi kasę z OFE. Tunaldzie Doku, zwrócisz mi, czy będziesz mnie ścigał za obrazę?
    1. Marcin Brixen
      Nie, mnie tego nie dotyczyło. Były tylko życzliwe ostrzeżenia, więc ubrałem to w formie opowiadania 🙂

Leave a Reply