You are currently viewing Opowieść o uzależnionej

Opowieść o uzależnionej

Cała ta historia o uzależnieniach i matematyce zaczęła się pewnego słonecznego wrześniowego poranka. Dozorczyni bloku, w którym mieszkali Hiobowscy, pani Sitko czyniła zadość swoim obowiązkom. Uwijając się pilnie na trawniku zezowała poirytowana na balkon mieszkania na parterze. Było to jej mieszkanie, a na balkonie siedział jej mąż. Pan Sitko rozłożył się na leżaku w jeszcze ciepłych promieniach słońca i sączył coś ze szklanki z błogą miną. I nie wiadomo co bardziej zirytowało panią Sitko: to, że ona pracuje a on nie, czy też właśnie owa błogość. W każdym razie zaprzestała pracy, wyprostowała się i zakrzyknęła ze złością w głosie:
– Co ty tam znowu pijesz?!
– Whisky, moja żono – odparł radośnie jej małżonek.
– Dżem! – wrzasnął ktoś wychodzący z bloku.
Pani Sitko się wystraszyła, a jej mąż… Jeszcze gorzej. Podskoczył na leżaku, który się pod nim złożył, upadł boleśnie na posadzkę balkonu, a szklanka upadła koło niego. Stłuc się nie stłukła, ale zawartość się wylała.
– Jaki dżem?! – pan Sitko ryczał wystraszony. Podniósł szklankę i zajrzał do niej. – Gdzie tu jest dżem?!
– Zespół taki – odezwała się ta osoba co ostatnio. Pan i pani Sitko spojrzeli i rozpoznali Łukaszka.
– Zespół taki – powtórzył ten ostatni. – Nagrali właśnie taką piosenkę.
– Nie wierzę! O nim??? – pani Sitko spojrzała na balkon i odjęło jej mowę. Pan Sitko bowiem usiłował zlizać rozlany płyn z balkonowych płytek.
– Whisky jest droga – usprawiedliwiał się. – Plastikowa butelka litrowa kosztuje w dyskoncie Stonka aż osiem euro!
Gniew pani Sitko był ogromny.
– Jesteś alkoholikiem – wycedziła zimno. – Jesteś uzależniony!
– Nie jestem!
– Jesteś!
– Nie jestem!
I nie wiadomo jak to długo by trwało gdyby nie pojawienie się kolejnych kilku osób. Konkretnie trzech. młoda kobieta, młody mężczyzna i starszy mężczyzna.
Młoda kobieta wyglądałaby tak jak wszyscy, gdyby nie jeden szczegół: miała makijaż na odwrót. Zamiast czarnych włosów i czerwonych ust miała czerwone włosy i czarne usta.
Młody mężczyzna wyglądałby tak jak wszyscy, gdyby nie jeden szczegół: kolor jego skóry oscylował gdzieś w rejonie RAL 1011,
Starszy mężczyzna wyglądał tak jak wszyscy.
I młoda kobieta odezwała się:
– Z uzależnionymi to już jest tak, że żaden się nie przyzna. Choćby był uzależniony to i tak powie, że nie jest.
Pan Sitko zamknął usta i zaczął intensywnie myśleć nad jakąś ripostą, a pani Sitko wzięła się pod boki.
– A pani co do tego?
– A czy to jest adres… – i tu młoda kobieta podała ich adres.
– Tak, a bo co?
– Jestem z organizacji feministycznej Czarne Jajniki – odparła uprzejmie młoda pani. – Poza tym reprezentuję czasopismo lewicowe Korniki Polityczne. Przyszliśmy tu do państwa w sprawie uchodźców. A konkretnie tego jednego – i pokazała na stojącego za nią młodego mężczyznę.
– Przecież rząd nie zgadza się na przyjęcie imigrantów – zauważył Łukaszek.
– To trzeba zmienić! – zakrzyknęła pani zaciskając pięści. – Taki rząd to nam niepotrzebny! Ominiemy go! Zastukamy do serc mieszkańców tego kraju. Niech oni przyjmą uchodźców do swych domów. Każdy jednego. Ile by się tu ich pomieściło!
– I co, i tego jednego my… – zaczęła się jąkać pani Sitko.
– Do naszej redakcji napisała mieszkanka tego domu – kontynuowała pani. – Jest bardzo za przyjęciem uchodźców na najniższym poziomie społecznym. Nie rząd, nie samorząd, nie organizacje, ale poszczególni mieszkańcy. Niestety, się nie podpisała.
– Ja go nie przyjmę! – krzyknął pan Sitko. – Gdzie on by spał, co? poza tym, jak z nim w ogóle gadać? Umie coś po polsku?
– Gvautu. Rimini – powiedział wolno młody mężczyzna.
– Rimini to nie po polsku – stwierdził Łukaszek.
– W związku z tym pytam panią, czy może pani zidentyfikować tę osobę…
Pani Sitko przeklęła w myślach mamę Łukaszka, a potem spojrzała na niego i wycedziła:
– No, nie wiem czy mogę…
– A ten trzeci pan to co? – odezwał się z balkonu pan Sitko, który miał lepszy prospekt.
– Trzeci? – młoda pani odwróciła się zaskoczona. – Myślałam, że jesteśmy we dwoje. A pan to kto?
– Jestem z ministerstwa – odparł starszy pan. – Monitorujemy ruch migrantów na poziomie rodzin. Sprawa tego pana jest już zamknięta.
– To uchodźca, a nie migrant! Ucieka przed wojną!
– Przecież przyjechał tutaj z Włoch. Tam nie ma wojny.
– Ale chcieli mu zrobić krzywdę!
– Jaką?
– Miał iść do więzienia.
– Tak? To chyba on komuś zrobił krzywdę – i starszy mężczyzna zwrócił się do młodego:
– Za co miał pan siedzieć?
– Gvautu. Rimini.
– No i sama pani widzi – triumfował starszy mężczyzna. – Ale niech się pani nie martwi. Ten pan, jak się on nazywa…
– Gvautu. Rimini.
– Tak, pan Gvautu Rimini dostał już azyl w Polsce.
– Co pan?! Naprawdę?! – nie dowierzała młoda kobieta.
– Tak. Nawet dostał już przydział meldunkowy.
– Jak to? Skąd wiecie w którym mieszkaniu mieszka ta pani, która do nas pisała?
Starszy pan uśmiechnął się lekko i wyjaśnił, że pan Gvautu Rimini nie będzie mieszkał w tym bloku.
– Ach tak? To gdzie?
Pan sięgnął po kartkę i odczytał:
– Siedziba redakcji czasopisma lewicowego Korniki Polityczne.
Pani opadła szczęka.
– Że co? Że jak?
– No przecież wy go wwieźliście do Polski, prawda?
– Tak, ale… On miał mieszkać gdzie indziej!
– Według najnowszej ustawy imigrant ma mieszkać u wwożącego go do Polski.
– Tak ginie demokracja deptana kaczymi łapami w brudnych butach! – zawyła młoda kobieta. – Niech pan mi powie chociaż, idą w ślad za nim jakieś fundusze? Granty? Dotacje? Nic? Zupełnie nic? No trudno, jakoś sobie poradzimy, dobre chociaż i to, ze pieniędzy będziemy dostawać tyle samo.
– Nieprawda! – zawołał Łukaszek. – Mniej! Przecież trzeba je rozdzielić na jedną osobę więcej!
Młoda kobieta wykonała kilka działań matematycznych na smartfonie i w jej oczach zapłonął ogień.
– Mniej! – wrzasnęła.
– Tyle samo – starszy mężczyzna wzruszył ramionami.
– Mniej!!!
– Tyle samo!
Młoda kobieta znów chciała krzyknąć, ale zamiast tego złapała się za gardło i zaczęła charczeć. Padła na chodnik wypięta w stronę migranta tym, o co najbardziej dbają lewicowi dziennikarze.
Młody mężczyzna oblizał się, szepnął:
– Gvautu. Rimini – i zaczął się rozbierać. Zdążył rozpiąć dwa guziki od koszuli, kiedy to pani Sitko trafiła go niechcący kijem od szczotki w okolice, z których słynie Rimini. Młody mężczyzna wydał z siebie zduszony kwik, po czym padł na trawnik. Padając uderzył głową w tabliczkę „zakaz wyprowadzania psów” i tak pozostał.
– Zobaczcie, ona chyba zasłabła – przejęła się pani Sitko. – Dzwońcie po karetkę!
Karetka przyjechała szybko. Wysiadł z niej lekarz i zaczął badać młodą panią. Młoda kobieta tarzała się po ulicy, wyła i wierzgała kończynami.
– Typowe – mruczał. – Narkomanka po odstawieniu używek. Co ona brała? Znowu dopalacze?
– Nic – odpowiedział Łukaszek. – To nie jest narkomanka. To lewicowa dziennikarka, która właśnie się dowiedziała, że będzie dostawać mniej pieniędzy.
– Wypraszam sobie, tyle samo – wtrącił starszy mężczyzna i pokrótce streścił problem. Załoga karetki się podzieliła. Lekarz uważał, że pani dostanie tyle samo pieniędzy. Kierowca, że mniej.
– Panowie! – huknęła pani Sitko. – Ta kobieta umiera! Może byście się nią zajęli!
– Co…? A! Tak – zreflektował się lekarz. – Zaraz jej podam dożylnie roztwór dwóch miligramów funduszy europejskich, Bierzemy ją do karetki gdzie dostanie kroplówkę z dotacją.
Zrobił jej zastrzyk i młoda kobieta z wolna zaczęła się uspokajać.
– Będzie dobrze, będzie dobrze – lekarz klepał ją delikatnie po dłoni. – W ośrodku się panią zajmą. Dostanie pani znieczulenie na wszystko, chirurg zrobi pani delikatne cięcie kosztów…
– A dokąd ją zabierzecie? – pan Sitko był ciekawy.
– Do ośrodka leczenia uzależnienia od państwowej gotówki.
I wszyscy zaczęli się rozchodzić. Załoga karetki zapakowała młodą panią na nosze, następnie do pojazdu i odjechała. Starszy mężczyzna pomógł wstać młodemu i zaprowadził go w stronę pętli tramwajowej, mieli jechać do siedziby redakcji. Nawet Łukaszek gdzieś poszedł.
Pan Sitko stał tak jeszcze na balkonie gdy uczuł, że ktoś trąca go w ramię. Obok na balkonie stała jego żona i podawała mu szklankę whisky.
– To dla mnie??? – pan Sitko był bardzo zaskoczony. – Podobno jestem uzależniony od alkoholu…
– Jaki tam z ciebie uzależniony – rzekła serdecznie pani Sitko. – No, masz, pij póki zimne.

(Wyświetlono 270 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Ten post ma 3 komentarzy

  1. Pikolo
    Czy tylko mi to chodzenie w kółko się już dawno znudziło? Miałem nadzieję, że w końcu pojawi się kwestia deformy edukacji?
  2. jasiol
    Ostatnie zdanie cymes.
    1. Marcin Brixen
      Dziękuję 🙂

Leave a Reply