Babcia Łukaszka zmywała akurat naczynia w kuchni, kiedy to osiedlowe powietrze przeciął dziwny, wibrujący dźwięk. Przypominał melodię dzwonka do drzwi puszczoną od tyłu. Babcia wyprostowała się niczym rażona elektrycznym prądem i krzyknęła:
– Sklep!
Po czym sięgnęła po torbę i ruszyła w stronę windy z prędkością, która wprowadziłaby w podziw niejednego lekarza orzecznika w ZUS. Póki babcia podążała osiedlowymi korytarzami pionowymi i poziomymi warto było zastanowić się chwilę nad jej okrzykiem. Był to bowiem jeden z tak zwanych okrzyków Schroedingera. Babcia bowiem miała rację i była w błędzie jednocześnie.
Była w błędzie, bowiem to nie był sklep. Była to niewielka ciężarówka w kolorze jaskrawej żółci. A miała rację o tyle, że tego typu pojazdy pełniły rolę sklepów, w mniejszych miejscowościach, albo na osiedlach właśnie. W weekendy czy po godzinach, albo też w wolne dni pojawiała się taka ciężaróweczka z idiotycznym sygnałem. I można było kupić u kierowcy ciasto albo pieczywo. Albo jeszcze co innego.
Babcię, która już docierała do auta, czekała podwójna niespodzianka.
– Co ty tu robisz? – babcia była kompletnie zaskoczona widokiem Łukaszka. – Nie powinieneś być w szkole?
– E… No… Tego… Ja… – bąkał równie zaskoczony Łukaszek. – A babcia co tu robi?
– Chciałam kupić chleb czy ciasto, co on tam ma na tej ciężarówce…
– No to nic babcia nie kupi.
– Jak to, pusty przyjechał?
– Żadne pusty, proszę pani, żadne pusty! – pojawił się kierowca i otworzył przymknięte wrota.
Babcia zdziwiła się po raz wtóry. Bo w środku były ni mniej ni więcej tylko…
– Marzanny! – zakrzyknął wesoło kierowca i zatarł ręce. – Do wyboru, do koloru! Jakie kto chce! Dla miłośników opozycji mam marzannę w kształcie Karosława-Jaczyńskiego. Dla zwolenników partii rządzącej mam marzannę w kształcie Tunalda-Doska. W ogóle mam wielu polityków. Dla feministek mam marzannę męską. Dla nacjonalistów mam marzannę w kształcie syryjskiego uchodźcy. Są marzanny tęczowe i marzanny wyklęte.
– A to… – babcia przełknęła ślinę. – Co to jest?
– To dla miłośniczek zachowywania kontroli nad własnym ciałem. Marzanna aborcyjna! W brzuchu ma drugą, maleńką marzannę i…
– Po ile to? – spytała babcia.
– Tanio! Promocja! Kupisz pięć, szósta gratis! I jeszcze pluszaka dodam!
– Nie kupujemy – wtrącił się niespodziewanie Łukaszek, chwycił babcię za łokieć i odciągnął w stronę ich bloku.
– Dlaczego??? – opierała się babcia.
– A co babcia chce zrobić z tą marzanną?
– Jak to co? Oczywiście wrzucić do rzeki.
– Nie da się – rzekł lakonicznie Łukaszek.
– Jak to się nie da? Rzeka zniknęła?
– Tak jakby.
– Co ty mi tu opowiadasz! Znowu jakieś głupoty z internetu!
– Sam widziałem.
– Sam? Jak? Kiedy? Przecież powinieneś być w szkole!
– Chodźmy do domu, telewizja też tam była, może w wiadomościach lokalnych coś pokażą…
Pokazali.
Rzeką płynęła takie ilości marzanny, że miejscami nie było widać wody. Co ciekawe, część marzannujących uważała, że to skandal, i że odpowiedzialny jest za to minister żeglugi śródlądowej.
Sklep z marzannami
(Wyświetlono 139 razy, 1 dzisiaj)