Hiobowscy pojechali do marketu po zakupy.
Nie tylko oni zresztą. Wydawać by się mogło, że całe miasto wsiadło w auta i zaparkowało pod marketami. Ruch na parkingach był duży, wolnych miejsc parkingowych było mało. Było trąbienie, zajeżdżanie drogi, mniej wprawni kierowcy parkowali fatalnie. Ludzie krzyczeli na siebie. Katastrofa wisiała w powietrzu.
No i wydarzyła się akurat gdy Łukaszek wraz ze swoją rodziną szedł przez parking pchając koszyk z zakupami. Jakaś wielka terenówka cofając wpakowała się na jakieś niewielkie autko. Huk był potworny. Na parkingu zapadła cisza, a potem wszyscy zaczęli się cisnąć aby zobaczyć zniszczenia.
Małe autko było bardzo mocno uszkodzone. Nawet na pierwszy rzut oka było widać, że zniszczenia są poważne i być może nie da się go naprawić w ogóle. I konieczne będzie złomowanie pojazdu. Terenówce prawie nic się nie stało.
Zza kierownicy autka wysiadł jakiś pan. Z miejsca obok wygramoliła się jego żona, a z tylnego siedzenia dwójka małych chłopców. W terenówce jechała tylko jedna osoba, mężczyzna.
Obaj kierowcy obejrzeli swoje samochody, po czym, ku zaskoczeniu widzów, uścisnęli sobie dłonie. Pan z terenówki wsiadł do swojego auta i odjechał. Kierowca autka uśmiechnąć się z zadowoleniem. Jego żona obejrzała dzieci, stwierdziła z ulgą, że nic im nie jest, po czym spojrzała na wóz i…
– O Boże – pani z małego autka kuśtykała wokół swojego samochodu i załamywała ręce. – Taka kraksa! Taka strata! Całe auto nam zniszczył! Jak on jeździ! Bandyta! Już ja mu dam! Już ja mu pokażę! Gdzie on jest?
– Pojechał już – kierowca autka ze znudzeniem oglądał swoje paznokcie. – Po co miał tu dalej sterczeć? To byłoby bezsensowne. Chciał jechać dalej na zakupy. Dla naszego kaprysu miałem narażać na szwank jego relacje handlowe?
Panią zamurowało.
– Dlaczego go puściłeś? Przecież to sprawca! A numery chociaż zapisałeś?
– Nie, a po co?
– Jak to: po co? A co powiesz policji?
– Jakiej policji?
– Jak to jakiej, naszej, dzwoniłeś chyba po nich?
– Nie.
Cisza na parkingu zrobiła się jeszcze głębsza.
– Nie? – pani chciała się upewnić. – To jak ty chcesz zreperować auto? Za co?
– Za pieniądze, to chyba jasna? – pan kierowca błysnął ironią.
– Za czyje pieniądze? – napierała pani.
– Co to za pytanie, chyba mi nie powiesz, że liczyłaś, że on nam zapłaci? – kierowca był rozbawiony.
W panią coś wstąpiło. Tupała zdrową nogą i krzyczała, że w takiej sytuacji inni naprawiają swoje auta za pieniądze sprawców kolizji.
– Nie bądź śmieszna, proszę cię – wzruszył ramionami pan kierowca. – Co to za bzdurny pomysł, że sprawca ma opłacać spowodowane przez siebie zniszczenia? Co? Pomyśl do czego by to prowadziło w szerszym kontekście? może mamy się domagać od Niemców reperacji wojennych, co? A od Szwedów rekompensaty za Potop Szwedzki? Popatrz, ludzie się z ciebie śmieją!
– To z ciebie się śmieją, idioto! – eksplodowała pani. – Niby redaktor, niby taki mądry, niby w telewizji i radiu występuje, a rozumu za grosz! Proszę państwa, czy ktoś z państwa nagrał może to zdarzenie, albo chociaż zdjęcia zrobił? Sama wystąpię o odszkodowanie…
– To nic nie da – kierowca pokręcił głową. – Tamten facet został przez nas zwolniony z płacenia odszkodowania.
– Jak to?! Kiedy?!
– Ustnie. Moimi ustami. Zaraz po kolizji.
– To za co teraz naprawimy samochód, co? Może za nasze własne pieniądze?
– A to dobry pomysł – pan redaktor potarł brodę. – Tak, za wasze pieniądze. Coś tam jeszcze powinno być w portfelu.
-Jest, ale na inne potrzeby! Mieliśmy chłopcom kupić po rowerze, a mi nowe buty!
– Oj ta, oj tam. Dzieci dostaną na razie po pół roweru, a ty jeden but i też będzie dobrze. to na razie oczywiście. Jak tylko spłacicie remont auta będzie mogli kupić sobie za wasze pieniądze co będzie chcieli…
– A może naprawimy auto za twoje pieniądze? – zaproponował pani szybko. – Do budżetu domowego dokładasz się tylko w dziesięciu procentach. Nie uważasz, że to za mało? Powinieneś dawać połowę. Wtedy o wiele szybciej byśmy naprawili auto…
Pan kierowca poczerwieniał na twarzy i zaczął strasznie krzyczeć.
– Jak to: ja?! jak to: z moich pieniędzy?! To nie ja spowodowałem wypadek! Ja tyle nie zarabiam, żeby aż tyle dokładać! A spróbuj mi tylko zabrać moje pieniądze to wiesz co ja zrobię?! Ja napiszę w jednej gazecie, w której pisuję, że u nas w domu skończyła się demokracja! A wtedy druga gazeta w której pisuję zacytuje tę pierwszą i cały świat się o tym dowie!
Kraksa pana redaktora
(Wyświetlono 193 razy, 1 dzisiaj)