You are currently viewing Ja jestem kobieta doradzająca

Ja jestem kobieta doradzająca

Łokieć. Zaczęło się wszystko od łokcia. Łokieć należał do Kubiaka. Kubiak zleciał z drabinki w archiwum i boleśnie się w niego uderzył.
– Urazy łokcia są bardzo niebezpieczne – stwierdził szef i kazał tacie Łukaszka zawieźć Kubiaka do szpitala.
Było banalnie.
Pojechali samochodem. Nie było miejsca pod szpitalem żeby zaparkować bezpłatnie, wszystkie parkingi były płatne… Banał. Zaparkowali gdzieś dalej, podeszli pieszo. Rejestracja, izba przyjęć, godzinka tu, godzinka tam…
Było banalnie.
Trafili wreszcie przed oblicze lekarza, który znudzony zabrał się za studiowanie zdjęcia rentgenowskiego łokcia Kubiaka. Kubiak siedział na taborecie i płakał. Tata Łukaszka siedział na leżance i ziewał. Lekarz sięgnął po telefon i gdzieś zadzwonił.
I od tego momentu przestało być banalnie.
– Tak? Co? Co pani powie? – lekarz, nagle czegoś przestraszony, zaczął ocierać pot z czoła i patrzeć niespokojnie na Kubiaka. – Oczywiście. Oczywiście. Już wydaję dyspozycje!
Tata Łukaszka nastawił uszu. Lekarz, który interesuje się pacjentem, to zaczynało być niebezpieczne.
– Tak! – lekarz odłożył telefon. – Natychmiast każę szykować salę operacyjną. A pan niech przejdzie do innego pomieszczenia, tam przygotują pana do operacji!
– Ale… Ale… – jąkał się pobladły Kubiak, który momentalnie przestał płakać.
Lecz lekarz uniósł palec w górę i rzekł z namaszczeniem:
– Urazy łokcia są bardzo niebezpieczne!
Kubiak zatem pojechał na salę operacyjną, a tata Łukaszka pełen złych myśli krążył pod jej drzwiami.
No i stało się! Zza drzwi rozległy się straszne wrzaski!
Po chwili drzwi uchyliły się i wyjrzał zakłopotany lekarz.
– Pacjent nie chce się uspokoić… Wejdzie pan?
– To tak można? – w tacie Łukaszka odezwał się legalista. – Nie jestem rodziną…
– Pacjent powiedział, że jest pan jego chłopakiem…
– Tylko kolegą! Kolegą z pracy!!
– Jak zwał, tak zwał. Chodź pan.
Tata Łukaszka wkroczył do środka. A tam działy się sceny rodem z polskiej sceny teatralnej.
– Co tu się dzieje?
– Jak to co?! – Kubiak ryczał przerażony. – Golą mnie!
– Też mi powód! – tacie Łukaszka opadły ręce. – Całą służba zdrowia na tym się opiera! Niedostateczne finansowanie z budżetu skutkuje przerzuceniem płatności na pacjenta i…
– Ale ty zobacz gdzie mnie golą!
Tata Łukaszka spojrzał i zakrył oczy z przerażenia. Bowiem Kubiaka golono w miejscu chętnie pokazywanym publicznie przez feministki.
– Czemu… Czemu? – wychrypiał tata Łukaszka.
– Przed operacją wyrostka trzeba ogolić… Tam – wyjaśnił lekarz.
– Co to ma wspólnego z łokciem?! – zawył Kubiak.
– O to trzeba zapytać naszego eksperta – i lekarz zastukał do sąsiednich drzwi. Wyszła stamtąd sympatyczna starsza pani.
– Rofia-Zomaszewska!!! – wykrzyknął tata Łukaszka. – Pani tutaj?! Myślałem, że doradza pani prezydentowi?!
– Ja jestem kobieta doradzająca, żadnego doradzania się nie boję. Ostatnio doradzałam dyrekcji autostrady, że w godzinach kiedy jest najmniejszy ruch można zrobić maraton!
– Ale po co mi operujecie wyrostek?! – wykrzyknął Kubiak.
– Wyrostek, zwłaszcza zaniedbany, może być śmiertelnie groźny – powiedziała z sympatią starsza pani. – Trzeba działać póki czas! Jak będzie za późno, to można nawet umrzeć! A chyba nie chce pan umrzeć, prawda?
Kubiak ochoczo się zgodził.
– Więc sam pan widzi, że trzeba operować!
– Boże, co za bzdury… – zaczął tata Łukaszka, ale lekarz mu przerwał:
– Proszę pana, zanim pan cokolwiek powie, chciałem zwrócić panu uwagę na kilka rzeczy. Po pierwsze ta pani to autorytet. Po drugie, ta pani to legenda. Po trzecie, ma piękne zasługi z czasów opozycji PRL. Więc sam pan widzi, że ma pełne podstawy by doradzać w kwestii operacji medycznych. Proszę pana, jej głos w opozycyjnym radiu dawał nadzieję milionom Polaków!
– Mi odbiera! – zakrzyknął hardo Kubiak. I nagle zrobił coś, czego się nikt nie spodziewał: zerwał się i uciekł z sali!
– Nie pilnowaliście go??? – zdumienie taty Łukaszka było ogromne.
– Nie. Nie spodziewaliśmy, że ucieknie bez spodni.
Kubiak wypadł na korytarz. Hurra! Nie gonili go! Ale dokąd miał dalej uciekać? Z jednej strony korytarzyk przed salą przechodził w kolejny korytarz. Widać było tam w oddali kręcących się pacjentów. Z drugiego końca korytarza widać było jakieś drzwi… I Kubiak postanowił z nich skorzystać. Dopadł do nich, szarpnął za klamkę…
Otworzyły się…
Stanęła w nich pielęgniarka. I spojrzała na spodnie Kubiaka, gdyby Kubiak je miał na sobie.
– E… Tego… Musiałem stanąć… – plątał się skonfundowany Kubiaka. – Ścigają mnie! Muszę się ukryć! Czy można…?
Pielęgniarka odparła podejrzanie cicho:
– Niech pan wchodzi śmiało.
Kiedy tata Łukaszka wyszedł z sali, po Kubiaku zaginął już wszelki ślad. Było za późno by wracać do pracy, pojechał więc do domu. Cały czas próbował dodzwonić się do Kubiaka. Nie odbierał.
Pełen najgorszych przeczuć pojechał następnego dnia do pracy i ku swej radości spotkał tam Kubiaka.
– Ty żyjesz!
– Ano żyję.
– Uciekłeś im!
– Ano uciekłem – i Kubiak pokrótce streścił fragment swoich dalszych przygód.
– To czemu nie odbierasz telefonu?
– Bo boję się, że to znowu Bożena – rzekł Kubiak i doprecyzował widząc zaskoczenie taty Łukaszka:
– Ta pielęgniarka. Ciągle chce się ze mną spotkać.
Ostatnie słowo należało do szefa.
– A mówiłem, że urazy łokcia są bardzo niebezpieczne.

(Wyświetlono 156 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Leave a Reply