Łukaszek wraz z tatą byli w osiedlowym dyskoncie na zakupach, gdy ich uwagę przyciągnął pewien pan.
– Co on robi? – szepnął tata. Bo ów pan brał prawie każdą rzecz do ręki, oglądał ją dokładnie a potem przykładał do niej telefon komórkowy i coś z tego telefonu czytał.
– Najprościej zapytać – i zanim tata zdążył zareagować Łukaszek podszedł do owego pana i zapytał.
Pan bardzo się z pytania ucieszył i udzielił wyczerpujących wyjaśnień. Na samym początku określił się jako patriotę gospodarczego. Polegało to na tym, żeby kupować to, co polskie.
– To źle pan miejsce wybrał, bo to zagraniczny sklep – zauważył złośliwie tata Łukaszka.
– Mówiłem co kupować, a nie gdzie – odciął się pan. – Niech pan sobie wyobrazi, że na naszym osiedlu nie ma dużego, polskiego sklepu spożywczego. I co? Już wolę kupić coś polskiego w zagranicznym sklepie niż zagraniczne w zagranicznym. Chociaż część moich pieniędzy trafi do producenta bądź wytwórcy.
– Czy w dzisiejszych czasach można mówić o towarze w pełni polskim? Albo: jednokrajowym? – nie poddawał się tata. – Weźmy na ten przykład samochód niemiecki. Jaki on niemiecki? Montaż końcowy odbywa się na Słowacji. Silniki są z Polski. Skrzynie biegów z Węgier. I tak dalej…
– Nie wszystko da się rozmontować na części, proszę pana. Owoce na ten przykład. Mamy tu gruszki…
– …holenderskie – przerwał panu Łukaszek.
– A skąd to wiesz chłopcze?
– Jest na nim naklejona flagi Holandii, no i jest napisane na tabliczce.
– A, faktycznie. Nie zmienia to jednak tego, że w przypadku owocu możemy konkretnie wskazać kraj jego producenta. Tu oto mamy pomidory…
– …portugalskie – przerwał znów Łukaszek.
– Hm… – pan przyjrzał się tabliczkom i radośnie oznajmił:
– Ale mamy przecież nasze polskie banany!
Tata poprosił o powtórzenie, bo pomyślał, że się przesłyszał.
– Nasze, polskie banany – powtórzył pan.
– To niemożliwe, żeby banany były z Polski.
– Proszę pana, proszę pana. No to niech pan sam zobaczy. Na szyldzie jest, że z Polski, i na bananach są nalepki z polską flagą…
– Ale niechże pan pomyśli…
– Pytałeś chłopcze, co ja robię – pan zignorował tatę i zwrócił się do Łukaszka. – Otóż mam ci ja w telefonie taką aplikację. I ona skanuje kod i podaje wszelkie dane o produkcie. Ten system jest niezawodny!
– A kto wprowadza dane? Człowiek? – Łukaszek się zamyślił. – A jak ktoś się pomyli albo celowo źle wprowadzi?
– Oj tam, proszę nie mnożyć trudności! Zaraz sprawdzę kod banan telefonem i… Ha! I proszę niedowiarki! Firma jest zarejestrowana gdzie? W Polsce! Produkuje gdzie? W Polsce! Jakżeby inaczej! Prowadzi badania i rozwój w… Polsce! Hm – zafrasował się pan. – Niestety, jest częścią zagranicznego koncernu.
I dodał szczerze zmartwiony:
– Rosyjskiego.
Trudno być patriotą gospodarczym
(Wyświetlono 195 razy, 1 dzisiaj)