Sąsiad Łukaszka z bloku, mały Wiktymiusz bardzo chciał mieć pieska. Więc jego mama kupiła mu chomika. To nawet logiczne, trzeba przyznać.
Chomik ostatnio coś chorował, więc Wiktymiusz, zalewając się łzami, poinformował swoją mamę, że chomik chyba kończy żywot.
Źle trafił, akurat u jego mamy odbywało się zebranie Komitetu Obrony Defraudacji.
– Eutanazja to wielka zdobycz dwudziestego pierwszego wieku – powiedziała ciepło mama Łukaszka.
Wiktymiusz zaczął płakać jeszcze głośniej.
– Przestań! – mama Wiktymiusza zatkała uszy. – Pójdziesz z chomikiem do weterynarza. Ale samego cię nie puszczę. Musisz zaczekać, aż skończy się zebranie.
– Ale do tego czasu chomik może nie przeżyć! Ja muszę iść teraz! – szlochał Wiktymiusz.
– Mój syn jest wolny, może iść z nim – szepnęła mama Łukaszka.
Mama Wiktymiusza w odpowiedzi tylko się skrzywiła, ale wobec narastającego płaczu syna i pod presją czasu – zgodziła się. Mama Łukaszka zadzwoniła po swojego syna, a ten przyszedł i zabrał Wiktymiusza wraz z chomikiem do osiedlowej lecznicy do zwierząt.
W poczekalni czekały dwie panie. Co ciekawe, obie z kotem. Koło drzwi siedziała blondynka o olśniewającej urodzie, a pod oknem naburmuszona, wściekła wręcz brunetka. Łukaszek i Wiktymiusz przezornie wybrali miejsca w kącie, w równej odległości od obu pań. W ciszy było słychać jak pani w czarnych włosach mamrotała do siebie, że jest wściekła.
Otworzyły się drzwi i wyszedł jakiś starszy pan z psem, a za nim weterynarz.
– Kto następny? – weterynarz spojrzał na panią w czarnych włosach.
– Jestem wściekła – wymamrotała pani.
– Co pani mówi?
– Jestem wściekła.
Lekarz bez słowa cofnął się do gabinetu. po czym wyszedł ze strzykawką. Podszedł do pani w czarnych włosach, zakomenderował:
– Rękaw do góry!
A ona automatycznie go posłuchała i ani się wszyscy obejrzeli jak zrobił jej zastrzyk i wybuchła straszna awantura.
– Jak pan śmiał! – krzyczała pani w czarnych włosach. – Przecież ja nie wyraziłam na to zgody!!!
– Nie trzeba było. Działałem w stanie wyższej konieczności. Ratowałem ludzkie życie!
– Czyje życie?
– Pani.
– Moje? Niby jak?
– Krzyczała pani, że jest wściekła. Więc podałem pani szczepionkę przeciwko wściekliźnie.
Panią w czarnych włosach zamurowało. Pani blond też zrobiła zdumioną minę, kilka razy nawet otwierała usta jakby chciała coś powiedzieć, ale koniec końców nie odezwała się słowem. Za to pani w czarnych włosach odzyskała mowę i zaczęła krzyczeć, że ona jest antyszczepionkowcem i nie życzy sobie.
– Wołała pani, że jest wściekła – przypomniał lekarz.
– Bo jestem. Jestem feministką i jestem wściekła. Nie mogę zrobić aborcji!
– Przecież to samiec – lekarz przyjrzał się kotu.
– Wiem!!! Też ma pan pomysł, żeby zabijać bezbronne zwierzątka! Sobie nie mogę zrobić aborcji!
– To jest pani w ciąży?
– Nie!!
– Nic już nie rozumiem – lekarz potarł czoło.
– Ja też nie rozumiem – odezwała się miłym głosem pani blond o oszałamiającej urodzie. – Kiedy w zeszłym roku ugryzł mnie lekko pies to kazał mi pan brać całą serię zastrzyków. I to nie w rękę, a w… – pani się zawahała, przygryzła usta, ale skończyła:
– W pupę.
– Chyba mi pan nie powie, że będzie mi pan teraz też musiał robić serię takich zastrzyków – rzekła jadowicie pani w czarnych włosach.
Lekarz spojrzał na nią i zadecydował:
– Pani wystarczą czopki.
Kiedy feministka jest wściekła
(Wyświetlono 249 razy, 1 dzisiaj)