Dosłownie na oczach Hiobowskich doszło do wypadku drogowego. Na rogu ulic Stefana Michnika i Wacława Krzyżanowskiego samochód potrącił na przejściu pieszego.
– Nie samochód – zaprotestował tata Łukaszka. – Kierowca samochodu.
Uwaga wszystkich skupiła się jednak na potrąconym. Młody człowiek powoli i z bólem podnosił się z asfaltu. Zbiegli się ludzie, a nawet i jeden policjant też przyszedł.
– O, potrącił pieszego na pasach. Odsiadka jak nic – kiwali głową widzowie.
– Ale ten samochód to terenowy Mercedes – zauważył Łukaszek.
– Tak, to może być ktoś znaczny – zasępił się policjant i oznajmił pieszemu:
– Będzie pan siedział za wtargnięcie na jezdnię i wgniecenie maski.
– Jeszcze czego – stęknął przejechany. – We pan kim ja jestem?
– Co to ma do rzeczy? – wzruszyła ramionami mama Łukaszka. – Prawo jest równe dla wszystkich. Konstytucja! Konstytucja!
Wszyscy spojrzeli na nią z politowaniem.
– Jestem sędzią – oznajmił przejechany z dumą.
– O, grubo – policjant zdjął czapkę i otarł czoło. – W takim razie kierowca będzie siedział za próbę morderstwa. No, chyba, że to ktoś ze Służby obsługi Rządu…
Ludzie skierowali wzrok na auto. W tym momencie otworzyły się drzwi pojazdu i wysiadł starszy, surowo wyglądający pan.
– Pan sędzia! – zachłysnął się policjant.
– Drugi? – zapytali wszyscy osłupiali. – To kto teraz ma rację.
– Poddaję się – rozłożył ręce policjant. – Zgodnie z Konstytucją w przypadku wypadku drogowego rację mają kolejno: dziennikarz, aktor a najwyżej są niezawiśli sędziowie. Ale gdy sędzia sędziemu… Hm… to chyba będzie musiał rozstrzygnąć sąd…
Sędzia przejechany wykuśtykał zza samochodu i na widok kierowcy jego oczy stały się okrągłe ze zdumienia.
– Tata! To ty?
– Ano ja.
– Nie poznałem samochodu. To twój? Przecież masz Volvo.
– Miałem. Sprzedałem, a wczoraj odebrałem tego. Nówka z salonu – wycedził kierowca. Obejrzał maskę a potem z krzykiem napadł na przejechanego:
– Jest wgniecenie! Nowy samochód! zapłacisz mi za to! Do sądu cię podam!
– Może być wesoło – zauważył filozoficznie dziadek Łukaszka. Obaj sędziowie zaczęli na niego krzyczeć. I nagle do uszu wszystkich doszedł odgłos zapuszczanego silnika. Za kierownicę Mercedesa wsiadł jakiś facet i go uruchomił.
– Złodziej! – zapiał kierowca. Nie zdążył odskoczyć, auto go zaczepiło, przewróciło, po czym uderzyło w znak drogowy.
– Błotnik!!! Błotnik!!! – wył sędzia senior. Zza kierownicy wysiadł facet i skruszonym tonem przeprosił za swój wyczyn…
– …ale musiałem. W ten sposób odzyskałem wolność.
Tłum gwałtownie zażądał wyjaśnień.
– No… Tak to jest – przyznał niechętnie sędzia junior pomagając tacie wstać. – Jeśli ktoś potrąci pieszego na pasach, a sąd nie jest w stanie określić z jaką prędkością on wszedł na pasy…
– Ja na nich stałem! – wycharczał gniewnie sędzia senior.
– Ale jakoś musiał pan na nie wejść, prawda? – argumentował facet. – A z jaką prędkością pan wszedł?
Nikt nie wiedział.
– Ale do tego trzeba nie mieć OC samochodu! – wykrzyknął sędzia junior.
– Nie mam – wyznał cicho jego ojciec. – mówiłem ci, że to nówka z salonu. Chciałem załatwić w przyszłym roku. Kto by wiedział? Ale, ale… Pewnie ma pan prawo jazdy?
– Nie mam! – wykrzyknął radośnie facet. – Nie mam! Przejechałem człowieka i będę wolny!
– A ile panu groziło? – zainteresowała się babcia Łukaszka.
– Dwadzieścia lat.
– Poważna sprawa. Co pan przeskrobał? Sfałszował pan legitymację? Napisał pan na Twitterze „gruba” o jakiejś celebrytce?
– Zakłóciłem sąsiadom ciszę nocną. Dwa razy.
– I bardzo dobrze, że dostał pan dwadzieścia lat – rzekł ze złością sędzia senior. – Nawet gwałciciel nie może się równać z kimś, kto celowo i z rozmysłem zakłóca innym nocny odpoczynek!
– Albo przeszkadza w chemseksie! – dodał junior.
– Coś ty powiedział? Że co? – ojciec spojrzał na niego podejrzliwie.
– To nie ja. Taki tylko hipotetyczny wywód.
– No dobrze, a co z moim samochodem – sędzia senior ponownie oglądał błotnik.
– Tu, obok jest warsztat – włączyła się mama Łukaszka. – Ja pana podprowadzę, pokażę, to na pewno dobry fachowiec.
Rzeczywiście. Okrążyli widziany od tyłu rząd pawilonów. Nad jednym z nich na dachu stały wielkie cztery litery AUTO. Poniżej, na ścianie był mniejszy napis: „Naprawa”. Fachowcowi zaświeciły się oczy na widok Mercedesa i obiecał wszystko.
– Skąd pani wiedziała, że to taki dobry fachowiec? – sędzia senior raczył zainteresować się mamą Łukaszka.
– Bo on przestrzega Konstytucji.
Sędzia junior zażądał wyjaśnień. On nie rozpoznał, a chciałby wiedzieć jak to robić. Na wszelki wypadek.
Mama Łukaszka zaprowadziła wszystkich z powrotem na ulicę, na miejsce wypadku. Widzieli teraz warsztat od tyłu. Sterczące na jego dachu cztery litery tworzyły teraz inny napis.
OTUA.
Kiedy sędzia wpadnie na sędziego
(Wyświetlono 433 razy, 1 dzisiaj)