Tata Łukaszka szedł przez miasto. Obejrzał się jeszcze raz na samochód, czy prawidłowo zaparkował. Poprawił szal i ruszył jedną z głównych ulic miasta. Kiedyś, dawno, dawno temu, kiedy Polską rządziły człowieki horroru, w tym miejscu tak zwane koniki handlowały pokątnie dolarami.
Przystanął i popatrzył. Na ulicy była spora grupa ludzi, ale tak naprawdę przechodzili nią tylko nieliczni. Większość krążyła pozornie bez celu, zatrzymywała się, zawracała, cofała… Jakaś pani niby czekała na przystanku a przepuściła już trzeci autobus… Nagle z krzaków wylazł jakiś facet i rozpiął przed nią płaszcz. Lecz kobieta nie uciekła z krzykiem przerażenia, o nie. Rozłożyła ręce i krzyknęła z zachwytem:
– O tym właśnie marzyłam!
„Takie czasy” pomyślał gorzko tata Łukaszka.
Kobieta przełknęła ślinę i wpatrując się intensywnie w podpłaszcze mężczyzny dodała z zachwytem:
– Wielokwiatowy!
– Cicho! – syknął konik miodu, złapał kobietę i pociągnął ją w krzaki. Wszyscy, którzy do tej pory intensywnie się przypatrywali, gwałtownie odwrócili wzrok i intensywnie zaczęli interesować się czymś innym.
Tata Łukaszka wzruszył ramionami. Nie szukał miodu. Przypatrywał się pozostałym osobom. Niespodziewanie podszedł do niego jakiś młodzian w słuchawkach. Zdjął je, dobiegły z nich dźwięki najnowszego rapowego przeboju „Patocukiernictwo”.
– Pan czegoś szuka? – zapytał patrząc się bezczelnie.
„Zbyt ostentacyjny. Może być prowokator” pomyślał szybko tata Łukaszka i szepnął:
– Korepetycje… Fizyka…
Młodzian uciekał jak ekolog przed psem.
Za to tata podszedł do jakiegoś starszego pana podśpiewującego cicho „Sugar baby love”.
– Za ile? – spytał cicho tata Łukaszka.
– Zależy co – odparł pan.
– Jedną bombonierkę teściowej.
– Po jedną nie warto mi iść do samochodu – skrzywił się pan.
– To nie idź pan wcale – tata wzruszył ramionami i chciał odejść, ale facet złapał go za rękę.
– Coś pan taki handlowo usztywniony? Nawet o cenie nie pogadaliśmy. Coś opuszczę za drugie pudełko.
Poszeptali jeszcze chwilę po czym podeszli do niedaleko zaparkowanej Łady Megane. Facet uchylił klapę bagażnika, odgarnął koc i sięgnął po dwa pudełka. Tata Łukaszka podał mu banknoty i wsadził pudełka pod kurtkę rozglądając się płochliwie.
– Spokojnie… – powiedział facet.
– Parkuje pan towar tuż obok, nie boi się pan policji?
– Policjanci, panie, też jedzą cukier…
Kiedy tata Łukaszka zajechał pod blok było już późno i zapadła ciemność. Wysiadł z samochodu i szedł w kierunku bloku. I nagle aż mu serce stanęło z przestrachu. Pod wejście zajechał bus Służby Więziennej. „Aresztują mnie” w głowie taty Łukaszka pojawiła się paraliżująca myśl. Ale mózg pracował logicznie i zaraz doszedł do wniosku, że przecież na aresztowanie przyjechałaby policja. I miał rację. Służba odwiozła jakiegoś wynędzniałego mężczyznę, który teraz ze łzami w oczach wchodził do bloku całując poręcz na schodach. Tata z trudem rozpoznał w nim sąsiada. Skazano go tej wiosny za nielegalną uprawę trzciny cukrowej w korytku na balkonie. Sąsiad dostał przepustkę na Sylwestra. Po Nowym Roku mieli go zabrać z powrotem do Sztumu. Nie myślał nawet o ucieczce. Za sześć miesięcy miał wyjść za dobre sprawowanie.
Wszedł do mieszkania, rodzina oglądała serial paradokumentalny „Miododajni” o ekipie policjantów tropiącej nielegalne pasieki na Suwalszczyźnie. Wieczorem miał być najnowszy film znanej reżyserki oparty o książkę noblistki „Hoduj swoje buraki cukrowe na kościach umarłych”. Bez słowa podał babci Łukaszka dwa pudełka cukru w kostkach. Babcia płacząc z radości zaparzyła herbatę. Tata Łukaszka otworzył jedno pudełko i przeliczył. Były wszystkie kostki. Na uczciwego trafił – niektóre koniki potrafiły przed sprzedażą podebrać kilka kostek cukru z pudełka. Tata Łukaszka z pietyzmem wyjął jedną kostkę, położył na papierze śniadaniowym i ostrożnie przekroił nożem na pół. Jedną część odłożył do pudełka, drugą wziął do policzka i upił łyk gorzkiej herbaty. Smak dzieciństwa spowodował, że gdzieś spod powieki uciekła mu łza. Babcia Łukaszka wzięła ostrożnie papier w sterane życiem dłonie i strzepnęła okruchy do szklanki tatowej herbaty. Tata zaprotestował, przecież są dzieci…
– Należy ci się – powiedziała ciepło babcia. – W końcu ryzykowałeś dla nas wszystkich.
Zapadła gorzka cisza.
– Włączcie dziennik, możecie powiedzą coś dobrego – westchnął dziadek Łukaszka.
Trafili na końcówkę wydania. Prowadząca program z entuzjazmem zapowiedziała, że od nowego roku rząd podnosi akcyzę na sól. Bo sól jest ogólnodostępna, ludzie nią szastają dodając do zupy czy ziemniaków, a to przecież przyczyna nadciśnienia. Więc rząd podnosi salt tax z czterdzieści na pięćdziesiąt procent. Tak zrobili na Niue i pomogło. Dobra wiadomość – ta podwyżka tylko na dziesięć lat!
– A teraz gość dziennika…
Pojawiła się jakaś pani.
– Jaki jest pani sylwester marzeń? – zapytała prowadząca.
– Kiedyś powiedziałabym, że zjeść coś słodkiego – powiedziała z wahaniem pani gość. – Ale po dzisiejszej informacji rezygnuję z rozmowy.
– Jak to?
– Lecę do sklepu soli nakupić – powiedziała pani gość wstając i wyjmując słuchawkę z ucha. Wyszła, a pani prowadząca odwróciła się do kamery mówiąc:
– W takim razie nadamy teraz krótki wywiad, który prezes naszej telewizji, Marnon-Zetyniuk przeprowadził z gwiazdą tegorocznego Sylwestra Marzeń, Kuckiem-Jarskim!
Po czym prowadząca, myśląc, że już nie jest na wizji, sięgnęła po słuchawki pani gość mrucząc:
– Miodek, mmm…
Słodki półświatek
(Wyświetlono 281 razy, 1 dzisiaj)