Tata Łukaszka wychodził akurat ze sklepu spożywczego, kiedy usłyszał dyskusję dwóch panów. Zatrzymał się, ale nie dlatego, żeby posłuchać czy włączyć się do dyskusji. Zatrzymał się, bo pan Sitko stojący obok dawał mu oczami tajemnicze znaki.
– Pan posłucha o czym oni mówią – szeptał rozbawiony pan Sitko.
Otóż jeden pan wręczył drugiemu butelkę 0,7 litra alkoholu, a drugi był z tego powodu niezadowolony.
– Poczęstowałbym cię, ale jak to teraz podzielić? Jak rozlać 0,7 na dwóch? Najlepiej jakbyś poszedł do sklepu i wymienił to na dwie równe butelki.
– Nie ma butelek po 0,35 – bąknął drugi pan.
– To dokup coś, żeby łatwo szło podzielić – irytował się pan pierwszy.
Tu pan Sitko już nie wytrzymał, odchrząknął i wyjaśnił, że on, wraz z sąsiadem, znajdującym się tu obok panem Hiobowskim im pomogą.
– Ja też? – zdziwił się niepomiernie tata Łukaszka.
– A co, znaj pan moje dobre serce – uśmiechnął się pan Sitko.
– Zwłaszcza, że to ja funduję – zjeżył się pierwszy pan.
– Mam propozycję: pan zafunduje jak zgadnę kim pan jest.
– No dobrze…
– Jest pan samorządowcem!
– Zgadł pan! – zasępił się pierwszy pan.
– Też mi coś, pana wiceprezydenta każdy zna – wzruszył ramionami drugi pan.
– Ja nie znałem.
– To jak pan rozpoznał, że jestem samorządowcem? – chciał wiedzieć wiceprezydent.
– To proste – wtrącił się tata Łukaszka. – Dostał pan coś za darmo, zamiast być wdzięcznym i podzielić się z innymi bezpodstawnie żąda pan dalszych darów od darczyńcy.
Pan wiceprezydent się obraził.
– Słowo się rzekło – pan Sitko radośnie zatarł ręce. – Zaraz panom pokażę jak się dzieli 0,7 na czterech.
– To będzie po 0,175 – rzekł uczenie drugi pan.
– Ja pierwszy.
– Hola, dlaczego pan? Jako ofiarodawca ja zadecyduję kto pierwszy.
– A załóżmy się! – zaproponował pan Sitko. – Zgadnę kim pan jest, w zamian napiję się pierwszy!
– Niech będzie.
– Jest pan matematykiem!
– Zgadł pan! – drugi pan był kompletnie zaskoczony. – Skąd pan… Jak pan…
– To bardzo proste – wtrącił się znowu tata Łukaszka. – Pańska odpowiedź była po pierwsze prawdziwa, po drugie precyzyjna, po trzecie zaś bez praktycznego znaczenia.
Drugi pan się obraził.
– Nie ma co czekać, pijemy! – zakomenderował pan Sitko, zerwał nakrętkę, pociągnął pierwszy łyk i podał panu wiceprezydentowi.
– Jak to tak, z gwinta, a wirus? – obruszył się pan wiceprezydent.
– Alkohol przecież dezynfekuje – z niespodziewaną odsieczą pospieszył pan matematyk łakomie wpatrując się w butelkę. Uspokojony pan wiceprezydent pociągnął łyk.
Ostatni z butelki napił się pan Sitko.
– To nie fair – obruszył się pan matematyk.
– Tak to w życiu bywa – roześmiał się pan Sitko. – Zawsze absolut beginner dopija ostatni łyk. W tym wypadku byłem to ja.
Tata Łukaszka na słowa „absolut beginner” nieudolnie usiłował ukryć śmiech.
– Zgadnę pana zawód – zaproponował nieco bełkotliwie pan wiceprezydent. – Jest pan filologiem angielskim!
Tata Łukaszka pomimo stępionego alkoholem refleksu zdołał powstrzymać cios pana Sitko, a potem mu wytłumaczył, że filolog to nie ktoś, kto uprawia seks z dziećmi, tylko ktoś kto uczy się jakiegoś języka.
– Skąd ten wniosek? – spytał pan Sitko.
– No, użył pan sformułowania „absolut beginner”, to po angielsku przecież. To ktoś, kto dopiero coś zaczyna.
– Dobrze pan kombinuje. Bo po polsku, u nas pod sklepem, absolut beginner to ktoś, kto pije pierwszy łyk z nowej butelki.
Absolut beginner czyli jak rozlać
(Wyświetlono 316 razy, 1 dzisiaj)