You are currently viewing Dzieci i kury

Dzieci i kury

Hiobowscy jechali do zaprzyjaźnionych rolników na obiad – i co tu dużo mówić – po wałówkę.
– Nie myślałem, że doczekam znów tych czasów – i dziadek Łukaszka zaczął wspominać kartki na mięso.
– Ale za to jedzenie było lepsze- odgryzła się babcia Łukaszka.
Jechali w coraz mniej cywilizowane tereny. Aut było coraz mniej, coraz mniej i coraz mniej, aż w końcu byli tylko oni i szosa. Tata Łukaszka odprężył się i w tym momencie rozległ się w tyłu dźwięk syreny i pojawiły niebieskie błyski.
– Co do… – tata Łukaszka zwolnił i zjechał na pobocze.
– Jechałeś za szybko – stwierdziła z ponurą satysfakcją mama Łukaszka. Bowiem mama Łukaszka złamała się i też pojechała z nimi. Nie potrafiła przejść całkowicie na wegetarianizm.
Ku ich zdumieniu radiowóz wyprzedził ich i błyskając pojechał dalej. Za nim jechał jeszcze jeden samochód oklejony logo Grune Wehrmacht PL.
– Chyba nie jadą do naszych rolników? – zaniepokoił się Łukaszek.
Niestety, okazało się, że oba auta przyjechały do ich rolników. Hiobowscy zatrzymali się obok i ujrzeli scysję przy radiowozie. Z samochodu Grune Wehrmacht PL wysiedli pan i pani i krzyczeli na policjanta.
– Musi pan natychmiast przestawić wóz! – krzyczała pani. – Jedna opona stoi na ślimaczku!
– Nie widzę – powiedział zmęczonym głosem pan policjant.
– Bo jest pod oponą!
– Skąd pani to wie?
– Pan ekolog to widział!
– To dlaczego sam mi tego nie powie?
– Bo mówi tylko po niemiecku!
– Pani też jest ekologiem?
– Nie, aktywistką aborcyjną! Przestaw pan ten samochód ale już! Ślimaczek cierpi!
Policjant posłusznie zaczął przeparkowywać pojazd, a Hiobowscy skorzystali z okazję i zadzwonili do bramy. Wyjrzał pan rolnik i się zaniepokoił.
– Policja? Do mnie?
– Jechał pan za szybko – wyjaśniła z uśmiechem siostra Łukaszka i tata Łukaszka wyrzucił ją za bramę. Po czy zreflektował się i wciągnął ją z powrotem na posesję.
– To przedstawiciele organizacji pozarządowych – powiedziała zasmucona pani rolnik. – W asyście policji mogą wejść na nasz teren nawet wbrew naszemu sprzeciwowi. I mogą wszystko. Niedawno sołtysowi zabrali wszystkie konie. Miał stajnię. Teraz już nie ma nic.
– Chcą nam zabrać wszystkie kury – wtrącił pan rolnik. – By ocalić je przed śmiercią. I bardzo nalegają na zonę by przeprowadzić aborcję.
– Pani jest w ciąży?
– Nie. Chodzi o aborcję postnatalną.
– Coś takiego – Hiobowscy byli zaskoczeni, ale nie Łukaszek. Zaproponował od ręki rozwiązanie problemu. Rolnicy po wysłuchaniu chętnie się zgodzili.
Kiedy pan policjant przestawił wreszcie auto wraz z dwójką aktywistów zapukał do bramy. Pan rolnik wpuścił ich na teren.
– Nie może pan zabijać kur – pani aktywistka tłumaczyła słowa pana ekologa. – Proszę nam pokazać wszystkie kury. Chcemy je przeliczyć.
Pan rolnik zawołał i zza węgła wyszła pani rolnik. Prowadziła za sobą trójkę dzieci, potwornie brudnych i oklejonych kurzymi piórami. Wszyscy osłupieli.
– To są nasze kury – oświadczył z dumą pan rolnik.
– A gdzie są wasze dzieci? – wyjąkał policjant.
– Tutaj – pani rolnik wskazała za siatkę. Po wybiegu chodziły kury ubrane w czapki, szaliki i t-shirty.
– To są kury – upierała się oszołomiona pani aktywistka.
– Dla nas są jak dzieci – poświadczył pan rolnik. – Zresztą, identyfikują się jako dzieci. No to zgodnie z pani żądaniem robimy aborcję prenatalną. Komu? Kamilek? Dawidek?
– Wszystko jedno komu – pani rolnik ruszyła z siatkę z siekierą w ręku. Złapała kurę i położyła je łeb na pieńku. Ostrze siekiery zamigotało wzniesione w słońcu i opadło w dół.
Pani aktywista zemdlała wymiotując co wyglądało niezwykle spektakularnie.
– Nazi polnische farmer!!! – pieklił się pan ekolog.
– Nie reaguje pan? – oburzył się tata Łukaszka.
– Nie – westchnął pan rolnik. – Sołtys zareagował jak mu te konie zabierali i powiedział Niemcowi „chyba ty”. Wczoraj miał wyrok. Dostał dziesięć tysięcy euro kary za obrazę Niemca. Tak że tego…
Krzyki pana ekologa zagłuszył warkot silnika. Wszyscy się obrócili i ujrzeli jak auto z napisem Grune Wehrmacht PL powoli odjeżdża.
– Ukradli mu auto – jęknęła siostra Łukaszka.
– Alles kaputt! – pan ekolog złapał się za głowę i pomknął za samochodem.
– Nie ściga pan złodziei? – Łukaszek zapytał pan policjanta.
– Zapamiętaj sobie chłopcze, że nie wolno nazywać kogoś złodziejem bez prawomocnego wyroku sądowego. To po pierwsze. A po drugie, nie mam czasu. Zaraz muszę jechać na fermę norek asystować przy uboju.
– Zaraz – wtrąciła się mama Łukaszka. – Myślałam, że ubój norek został już zakazany!
– Teoretycznie tak proszę pani. Ale jeśli robi to ginekolog i to szczypczykami, to wtedy jest to aborcja na żądanie.

(Wyświetlono 434 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Leave a Reply