Hiobowscy wybrali się do kina. Długo, długo wybierali jaki film, bo zawsze któryś komuś nie pasował. Wybrali więc film, który nie pasował wszystkim. Wbrew pozorom była w tym logika, bo po prostu wszyscy wybrali się na hejt.
A film był piękny. Polska komedia romantyczna z plejadą polskich gwiazd filmowych pod tytułem „Trzynastu gniewnych ludzi”. Rzecz działa się na granicy białoruskiej, a główni bohaterowie walczyli aby imigranci mogli wejść do Polski. W kulminacyjnym momencie transgenderowy gej z macicą (przewieszoną przez ramię) podawał konserwy wieprzowe uchodźcy, gdy nagle otworzyły się boczne drzwi i do ciemnej sali kinowej chlusnęła struga światła. W strudze tej pojawił się jakieś człowiek. Próbował wejść do sali, ale za nim pojawiły się następne dwie osoby, które złapały go i odciągnęły z powrotem.
– Zrobili pushback! – zawrzał oburzeniem ktoś siedzący w rzędzie przed Hiobowskimi, zerwał się, zbiegł po schodach i wybiegł z sali. Za nimi kilka innych osób.
– Chodźmy i my, to będzie ciekawsze niż film – zaszczebiotała siostra no i poszli.
W holu kina było pusto. Przez otwarte drzwi ewakuacyjne dobiegały jakieś wrzaski. Wyjrzeli za zewnątrz. Przy ogrodzeniu kina trwało jakieś zamieszanie.
– Czemu ich wypychacie za ten płot? – płakała jakaś pulchna dziewczyna z różową grzywką i brzydkimi tatuażami. – Przestańmy bawić się granice! Wszyscy jesteśmy ludźmi!
– Obalmy ten płot! – zaproponował jakiś młodzian i zaczął szarpać metalowe sztachety.
– Kino powinno kierować się chrześcijańskim miłosierdziem – zauważył jakiś pan w koszulce z napisem „Świeckie kina”.
– Jeszcze czego! – krzyczał kierownik kina i zadzwonił po policję.
– Takie siły wezwali, żeby się bronić przed kilkoma widzami – ironizowała jakaś pani. – Wygląda to bardzo złowrogo.
– Serca nie macie, tak ich tu trzymać na granicy kina – napierał jakiś młodzian. – Ci ludzie cierpią! To skandal, żeby w dwudziestym pierwszym wieku ludzie cierpieli! Tym ludziom należy natychmiast pomoc! Zorganizować im jakieś jedzenie, nocleg, lekarza. A najlepiej wpuścić.
– Jeszcze czego – wzruszył ramionami kierownik. – Jedzenie? Namioty? Co, oni zamierzają tu koczować? A nie mogą po prostu pójść do domu?
– W domu nie mają kina.
– Skąd pan wie? – wtrącił się Łukaszek. – Przecież jest coś takiego jak kino domowe.
– Oni tego nie mają.
– Skąd pan wie?
– Bo to po nich widać. Po ich twarzach. Jak cierpią.
– Jak to: cierpią?
– Cierpią z głodu. Głodu kina. W ogóle po nich widać straszliwe ubóstwo kinematograficzne.
– Powinien pan postąpić godnie z konwencją z Cannes – odparła jakaś pani. – Jeżeli migranci filmowe podchodzą do ogrodzenia kina i wyrażają chęć obejrzenia filmu, to zgodnie z procedurą musi ich pan wpuścić, zapewnić colę i nachosy i rozpatrzyć ich wniosek o obejrzenie filmu. Jeśli nie mają kina domowego – to muszą obejrzeć film w kinie. W tym kinie.
– Przecież ja zbankrutuję – kierownik kina złapał się za głowę.
– Zróbmy tak – zawołała jakaś tęga pani. – Niech pan ich wpuści, oni obejrzą film, a na końcu sprawdzi się kto ma bilety! Od czegoś ma pan bileterów, nie?
Kierownik popukał się w czoło ale nie zążył nic powiedzieć, bo nagle zza pleców ludzi wyprysnął jakiś młodzian z rolką biletów w ręce. Nie zdążył jednak dobiec do płotu i podać ich ofiarom ubóstwa kinematograficznego. Bileterzy wykazali się refleksem i odcięli mu drogę.
– Zabrał pan bilety z kasy? – zapienił się kierownik. – Jeśli tak pan koniecznie chce, żeby ktoś z nich wszedł, to proszę oddać własny bilet!
– Własny? – bąknął młodzian.
– Ma pan chyba swój bilet?
– Nie.
Nie bawmy się w granice
(Wyświetlono 342 razy, 1 dzisiaj)
Ten post ma 2 komentarzy