You are currently viewing Pomagamy na granicy, część 2

Pomagamy na granicy, część 2

Pojechali na granicę. Pomagać. Mama Wiktymiusza, mama Łukaszka, no i Łukaszek. To miała być kara za jego zachowanie na proteście tłumaczyła pąsowa mama Wiktymiusza, a mama Łukaszka przyznała, że Łukaszek po prostu umie lepiej w języki.
– Nie znam irackiego – rozłożył ręce Łukaszek ale nic to nie pomagało. Pojechali i już.
Pojechali pociągiem, żeby zostawiać mniej śladu węglowego. Problem pojawił się kiedy dotarli do miasta. Wysiedli na dworcu, wyszli przed budynek. Pusto.
– Gdzie ta pani z grupy „Precz z granicą”? – spytała mama Łukaszka.
– Ma na nas czekać na Alei Praw Kobiet – mama Wiktymiusza sprawdziła sms.
– Jest problem, nie ma takiej ulicy – zaraportował Łukaszek szukając w telefonie.
– Dzwonię – oświadczyła mama Wiktymiusza. – No cześć kochana! Hasło? A, hasło! Pisać jeb! Gdzie ty na nas czekasz? Druga ulica w prawo? Dom numer osiem? Idziemy!
Wzięli walizki i poszli. Kiedy skręcili w drugą ulicę w prawo okazało się, że nosi ona nazwę Dziecka Nienarodzonego. Mama Wiktymiusza zagotowała się z wściekłości. Cały swój gniew wyładowała na pani z grupy czekającej przy furtce.
– Co za zacofanie? Co wy tu macie za ulice?
– No, walczymy o zmianę tej nazwy, ale nie jest łatwo – sumitowała się pani z fundacji. – W każdym razie my, Europejczycy, mówimy na tą ulicę Aleja Praw Kobiet i już.
– Ale skąd ta nazwa, jest dosyć niezwykła – chciał wiedzieć Łukaszek.
– Miała się nazywać ulicą Zlepka Komórek – wyznała pani z grupy. – Ale nie pykło.
– Czemu nie pykło?
– Bo urząd miasta wydał zezwolenie na budowę meczetu przy tej ulicy… I imam zaprotestował… A zgodnie z nauczaniem islamu nienarodzone dziecko jest człowiekiem tak więc… Zmienić będzie bardzo trudno… No ale nic, cieszmy się, że tu jesteśmy. Nocą idziemy do strefy, pomagać. A teraz musicie iść do gospodarza zapłacić za nocleg.
– Myślałam, że jest gratis – jęknęła boleśnie mama Łukaszka.
– Wszędzie wszystko pozajmowane – pokręciła głową pani z grupy. – Wszędzie aktywiści. Cieszcie się, że w ogóle coś udało się załatwić. Na dodatek tutaj jest naprawdę niedrogo.
Gospodarz chętnie skasował należność i wydał paragon.
– Piękny dom – powiedział Łukaszek.
– Trzeba go było widzieć jak wyglądał kiedy go kupiłem. Jedna rozpacz.
– To pan nie stąd? – pytał dalej Łukaszek.
– Nie, z Warszawy.
– Jak więc…
– O, to długa i dość ciekawa sprawa – powiedział gospodarz wyliczają mamie Łukaszka resztę. – Jestem transsemitą.
– To znaczy? – zainteresowała się mama Wiktymiusza. – Był pan w młodości Żydówką?
– Nie, proszę pani. Po prostu ileś lat wcześniej zacząłem się identyfikować jako Żyd.
– Zwierzęcy antysemityzm – oburzyły się obie mamy a Łukaszek chciał wiedzieć oc było dalej.
– I odzyskałem kamienicę, zamierzałem ją sprzedać i za uzyskane pieniądze osiąść tutaj. Ale się nie udało.
Wszyscy w zdumieniu spojrzeli po ścianach.
– Przecież – zaczęła mama Wiktymiusza.
– To skąd pan wziął pieniądze?
– Ach, przyszło takich dwóch… Z gminy… I mi zapłacili…
– Za co??? – wyjąkała zdumiona mama Łukaszka.
– Za pomysł… I żebym się wyniósł… I nie psuł interesu…
– Z jakiej gminy? – nie mógł zrozumieć Łukaszek. – Przecież Warszawa to miasto!
– Potem ci wytłumaczę – mama szturchnęła go w bok, a mama Wiktymiusza pokiwała głową:
– To teraz żyje pan z wynajmu pokoi.
– Niezupełnie – pan uśmiechnął się i pokazał jakieś papiery. – Wystawiam certyfikaty covidowe.
Mamy zaczęły strasznie krzyczeć, że wystawia Polakom lewe zaświadczenia, że są zaszczepieni, co może mieć straszliwe konsekwencje.
– Spokojnie, spokojnie – mitygował je gospodarz. – Wszystko na odwrót. Po pierwsze, nie Polakom tylko Niemcom.
– To co, myśli pan, że jak nie Polacy, to wolno?! – krzyczała mama Wiktymiusza. – Jest pan maszyną bez serca!
– Cała ryczę tak, że aż mnie boli klatka piersiowa! – zapewniała mama Łukaszka.
– Proszę uważać na słowa. Ja nie wystawiam im dokumentów, że są zaszczepieni. Ja im wystawiam certyfikaty, że nie są zaszczepieni.
Zapadła cisza.
– A to w ogóle zgodne z prawdą? – spytał Łukaszek.
– Oczywiście. Obecnie czas ważności szczepionki to miesiąc. Po prostu wysyłam certyfikat po miesiącu i już.
– A po co im w ogóle te certyfikaty? – mama Łukaszka była już spokojniejsza. Gospodarz zdziwił się.
– Jak to? To pani nie wie? W Niemczech tylko zaszczepieni mogą być poddani eutanazji.
– I… – mama Wiktymiusza przełknęła ślinę. – Oni się w ten sposób… Bronią? Bo nie chcą?
– No wie pani co, jakoś nie chcą.

(Wyświetlono 360 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Leave a Reply