To mama Wiktymiusza pierwsza rzuciła hasło, żeby wracać.
– Wszystkie cele osiągnięte – powiedziała pozostałym członkom swojej grupy. – Udowodniliśmy, że w strefie nadgranicznej są migranci. Pomogliśmy im. Nic więcej nie mamy tu do roboty.
– No i wynajem pokoi taki drogi – westchnęła mama Łukaszka.
Obie mamy i Łukaszek pożegnali panią z grupy „Precz z granicą”, spakowali się i poszli na dworzec. Do pociągu było jeszcze trochę czasu, więc postanowili nagrać film i wrzucić do internetu. Obie mamy siadły na ławce i zaczęły snuć opowieść o uchodźcach, a Łukaszek to nagrywał.
– No tak, no tak. Byliśmy tam. To było straszne, przerażające doświadczenie. Uchodźcy rzeczywiście siedzą tam w lesie. Spotkaliśmy czwórkę, dwie osoby żeńskoosobowe i dwie męskoosobowe. Wyglądali okropnie. Brudni, obszarpani. Nikt się nimi tu nie zaopiekował, te ciuchy to mieli w najgorszym gatunku. Widać, że z daleka tu szli. Chyba Irakijczycy. Wynędzniali, jakby tydzień nie jedli. Mieli przy sobie jakieś obrzydliwe jedzenie, niby falafel, ale koło falafela to nawet nie leżało. Mieli szczęście, że nas nas trafili. Poratowaliśmy ich zupą. Dostali też porządną folię termiczną, bo spali na jakichś brudnych, zawszonych kocach. Tak że precz z rządową propagandą i ratujmy ludzi! To są ludzie!
Łukaszek nagrał to, a następnie wrzucił na specjalne forum dla aktywistów podpisane jako grupa „Precz z granicą”.
Nadjechał pociąg, wsiedli. Pociąg ruszył i nabrał prędkości, a oni rozpakowali się, coś przekąsili.
– Zobacz no Łukasz jak tam nasz film radzi sobie w rankingach – poleciała mama Łukaszka. – Zasięgi, lajki, te rzeczy…
Łukaszek sięgnął po telefon, poklikał i oznajmił, że są na drugim miejscu.
– Co? – nachmurzyła się mama Wiktymiusza. – Jeśli my na drugim, to kto na pierwszym?
– Na pierwszym jest relacja grupy „Granicom precz” – i Łukaszek zaczął czytać:
– Hejka, właśnie wróciliśmy ze strefy. To było straszne, przerażające doświadczenie. Uchodźcy rzeczywiście siedzą tam w lesie. Spotkaliśmy czwórkę, trzy osoby żeńskoosobowe i jedno dziecko. Wyglądali okropnie. Brudni, obszarpani. Nikt się nimi tu nie zaopiekował, te ciuchy to mieli w najgorszym gatunku. Widać, że z daleka tu szli. Chyba Afgańczycy. Wynędzniali, jakby tydzień nie jedli. Mieli przy sobie jakieś obrzydliwe jedzenie, niby zupę, ale jak nasz pies to potem zjadł, to dwa dni wymiotował i do weterynarza go trzeba było zawieźć. Mieli szczęście, że nas nas trafili. Poratowaliśmy ich pysznymi falafelami. Dostali też porządne, nowiutkie koce, bo spali na folii termicznej, ale to nawet koło folii nie leżało. Tak że precz z rządową propagandą i ratujmy ludzi! To są ludzie!
Pomagamy na granicy, część 5, ostatnia
(Wyświetlono 422 razy, 1 dzisiaj)