Po raz trzeci i ostatni Hiobowscy spotkali się ze znajomą mamy Łukaszka na jej spacerze w mroźny poranek pierwszego dnia Świąt Bożego Narodzenia.
Hiobowscy wracali z kościoła, a znajoma od przystanku autobusowego. I ciekawa rzecz, ciągnęła za sobą po śniegu pustą obrożę na smyczy.
– Pieska pani nie ma – zagadnął życzliwie dziadek Łukaszka.
– Wiem, że nie ma – burknęła znajoma. – Właśnie wracam od znajomych. Oddałam go.
– Nie powiedział nic o północy? – zażartowała mam Łukaszka.
Znajoma zatrzymała się, spojrzała na nich i w jej zapuchniętych, podbitych oczach pojawiły się łzy.
– Przepraszam! Przepraszam! – wołała mama. – Co ja takiego źle zrobiłam?
– Nie spytałaś o zaimki – wyjaśniła spokojnie siostra Łukaszka. – Może pies identyfikuje się jako cis-trans-jodła-sznaucer z zaimkiem one?
I mama wyrzuciła siostrę za żywopłot.
– Powiedział – oznajmiła ku ogólnemu zaskoczeniu. – Właśnie, że powiedział. Dlatego go oddałam.
Zapadło niezręczne milczenie.
– Pies często do pani mówi? Bierze pani jakieś leki? – pytał surowo Łukaszek.
– Nie i nie!
– To może trzeba zacząć brać.
– On naprawdę do mnie się odezwał o północy – znajoma znów zaczęła płakać. – Nawet o tym zapomniałam. Oglądałam sobie komedię LGBT „Jak rozpętałxm drugą wojnę queerową” gdy nagle Borubarek podszedł do mnie i… I powiedział…
Wzięła głęboki wdech i zaczęła wyliczać.
Że mijają dwa lata odkąd rzucił ją ostatni chłopak i rozumie świetnie dlaczego to zrobił.
Że jest leniwa, w domu w ogóle nie sprząta i jest strasznie brudno.
Że przytyła sześć kilo przez ten rok.
Że sexworking to nie praca.
Że śmiesznie wywija palce u stóp, kiedy dochodzi.
Że jesteśmy śmieszni z tym gender, nawet koty się z nas śmieją, a i u psów by to nie przeszło.
Że w ogóle nie dba o siebie, a włosy to ma bardziej skołtunione niż on sierść.
Że fatalnie gotuje, a to jedzenie, którym go karmi to ta zielenina jest dobra dla królika, a nie dla psa, i że on chce wreszcie zjeść mięso.
– Grubo – skomentowali Hiobowscy.
– Ale to jeszcze dałam radę przełknąć – znajoma opuściła głowę i jej łzy kapały z twarzy na śnieg. – Na końcu jednak powiedział coś, co sprawiło, że ryczałam, aż mnie klatka piersiowa bolała, a moje serce pękło na jeden kawałek. Otóż powiedział, że on w całości popiera partię rządzącą.
– Nie – wyszeptała wstrząśnięta mama Łukaszka.
– Miałam go za rozsądnego psa, niczego mu nie brakowało…
– Z wyjątkiem mięsa – wtrącił scenicznym szeptem tata Łukaszka. –
– …ale to była po prostu czara, która urwała ucho dzbana goryczy – dokończyła znajoma. – Oddałam go w dobre ręce i szukam teraz sposobu by wypełnić pustkę w swoim życiu. Co by państwo proponowali?
– Praca – podpowiedziała babcia Łukaszka patrząc na znajomą mamy Łukaszka jak milicjant na spekulanta.
– Praca przeszkadza wolnemu człowiekowi w rozwoju – machnęła ręką znajoma. – Myślałam o dziecku.
– Dziecko też może głosować na partię rządzącą – podpowiedział szybko tata Łukaszka.
– Co pan gada, tak go wychowam, ukształtuję jego pogląd, że nie ma o tym mowy.
– Proszę pani, jeśli dziecko rodzi się gejem, tak, bo tej cechy podobno nie można zyskać ani pozbyć się przez wychowanie, to tak samo może być z poparcie partii rządzącej.
– No to co mi pozostaje? – szepnęła załamana znajoma.
– Wino. Podróże. Zrzutki. Instagram, Twitter, No i to – Łukaszek pokazał jej coś na telefonie.
Znajoma podniosła rozpromienione oczy i wyszeptała uradowana:
– Tinder!
Trzy spacery z psem, część 3, ostatnia
(Wyświetlono 349 razy, 1 dzisiaj)