Łukaszek wraz ze swoim tatą stali na przystanku tramwajowym – tak wypadło, że musieli jechać tramwajem – gdy tuż na ich oczach zdarzył się straszliwy wypadek.
Nagle na ulicę, pomiędzy pędzące auta wjechał rowerzysta. Jedno z aut, aby go nie przejechać, ostro skręciło, uderzyło w krawężnik, odbiło się w drugą stronę i wpadło na chodnik. A tam potrąciło jakąś starszą panią i zakończyło rajd na latarni. Rowerzysta zaś, również uderzył w krawężnik i przewrócił się na chodnik, tylko że po drugiej stronie jezdni. Leżał teraz na plecach obok swojego pojazdu i mrugał oczami.
– Wyczuwam woń alkoholu od pana – powiedział jeden z gapiów. – Bardzo mocno.
– A ja bardzo proszę nie wyczuwać – odpowiedział powoli rowerzysta i podniósł się z wysiłkiem. – Zamiast tego zalecam posłuchać śpiewu ptaków. Tak ładnie ćwierkają.
Tłum zafalował groźnie. Ale rowerzysta niczym się nie przejął.
– Proszę państwa, jestem w ostrym stresie i nie wiem co robię – oznajmił leniwie. – I, tego, w szoku też jestem.
Po czym po kazał legitymację.
– Poselska – odczytał z niechęcią ktoś stojący bliżej.
I okazało się, że jest to poseł Sterciszek-Franczewski.
Poseł zygzakiem przeszedł przez jezdnię na miejsce wypadku o mało nie powodując kolejnej kraksy.
– Co się stało w ten piękny poranek? – zapytał łagodnie i lekko bełkotliwie.
Pani potrącona nadal leżała na chodniku – miała złamaną nogę. Kierowca samochodu patrzył na przód swojego pojazdu, który był ładnie spasowany z latarnią i rwał sobie włosy z głowy.
– Co pan narobił! Jeździ pan po pijaku! Takie zniszczenia! Mógł pan kogoś zabić! – krzyczeli na zmianę kierowca auta i pani potrącona.
– Wypraszam sobie – uniósł się poseł. – Nie jechał popi… pipo… pijo…pa pij… No, tego, jechałem trzeźwy.
– To niech pan chuchnie – żądał gorączkowo kierowca.
– Ale ja jestem posłem – poseł uniósł palec w górę. – Mnie prawo nie dotyczy. Mogę robić co chcę, gdzie chcę, kiedy chcę i komu chcę.
– No tak, poseł – zaszemrał tłum.
– Ale właśnie do mnie coś dotarło – rzekł poseł z wysiłkiem i ponieważ miła problemy z utrzymaniem pionu, usiadł obok rozbitego pojazdu. – Ja teraz zrozumiałem, że zrobiłem źle. I w związku z tym ja państwa głęboko i szczerze przepraszam.
Tłum spojrzał na posła rozanielony.
– Za co pan przeprasza? – nie wytrzymał tata Łukaszka.
– Za nieostrożną jazdę mojego roweru – wyjaśnił poseł.
– A za jazdę pod wpływem? – spytał Łukaszek, ale poseł nie odpowiedział na to, tylko ogłosił:
– Dodatkowo wpłacam pięć euro na Fundację Pomocy Poszkodowanym Przez Sąsiadów Wiercących Wiertarką W Bloku W Niedzielę Po Południu!
– To więcej niżby sąd zasądził! – zawołał ktoś.
I zerwała się burza oklasków.
– Przeprosił! Przeprosił! – łkał uradowany kierowy klepiąc zmasakrowany przód swojego samochodu. – Ma mój szacunek! Co to za człowiek! Od razu jest mi lepiej!
– Mnie też jest od razu lepiej! – pani poszkodowana usiadła i uniosła się na tyle, na ile jej pozwalała złamana noga. – Jak ten młody człowiek mi się podoba! Może i spowodował wypadek, ale to nic! Powiem więcej, ja wolę takiego posła od Karosława-Jaczyńskiego, który siedzi w domu i niszczy cały kraj i odziera wszystkich Polaków z godności!
– To ja już pójdę – poseł wstał przytrzymując się latarni. – Muszę do domu. Dzisiaj jeszcze mam posiedzenie komisji do spraw bezpieczeństwa ruchu drogowego. Sto lat i do widzenia – uścisnął dłonie obojga poszkodowanych po czym oddalił się pieszo, a szedł tak, jakby walczył z ostrym wiatrem.
– Rower! Zostawił pan rower! – wołali jeszcze za nim ludzie, ale poseł już nie słyszał. Luzie zresztą szybko zajęli się rozmową między sobą, że jednak jest poseł, który ma u nich szacunek. Przeprosił.
Szacunek dla rowerzysty
(Wyświetlono 295 razy, 1 dzisiaj)