Mama Łukaszka i mama Wiktymiusza siedziały w kuchni Hiobowskich i opowiadały sobie nawzajem jakby to było fajnie gdyby na ich osiedlu stanęła skrzyneczka pierwszej pomocy.
– A co by w niej było? – zainteresowała się siostra Łukaszka.
– O, same najpotrzebniejsze kobiecie rzeczy – rozmarzyła się mama Wiktymiusza. – Artykuły higieniczne na wypadek nagłej menstruacji.
– Przecież ja to zawsze mam przy sobie w torebce – wzruszyła ramionami siostra.
– Jak idziesz do sklepu po zakupy to nie masz torebki – zauważyła chytrze mama.
– W sklepie można kupić – odparowała szybko siostra.
– A jeśli sklep jest zamknięty? – mama Wiktymiusza też chciała być chytra.
– To wtedy nie idę po zakupy! – zaśmiała się zwycięsko siostra. Obie mamy spojrzały na siebie i wyrzuciły siostrę z pokoju.
Chciały kontynuować rozmowę, ale nie mogły – przeszkadzał im hałas zza ściany. Jakaś para kłóciła się zawzięcie o papierosy.
– Tyle razy ci mówiłam, że masz wreszcie rzucić to palenie! – krzyczał głos żeński.
– Nie wykluczaj mnie nikotynowo! – krzyczał głos męski.
– Wyjdźmy i poszukajmy miejsca na naszą skrzyneczkę – zaproponowała mama Wiktymusza, a mama Łukaszka zgodziła się z ochotą.
Kiedy wychodziły z mieszkania, z sąsiednich wyszedł jakiś mężczyzna.
– Dzień dobry – odezwał się i rozpoznały głos, który krzyczał o nikotynowym wykluczeniu.
Zjechali razem w trójkę windą. Wyszli przed blok. Tam sąsiad ruszył przed siebie żwawym krokiem, a obie mamy podjęły przerwany wątek.
– Tak bym to widziała, taka mała różowa szafeczka pełna tego co kobiecie potrzebne właśnie wtedy. Mogłaby stać tam, gdzie stoi ta duża szara – mama Wiktymiusza wskazała palcem.
– Ale co się… – zaczęła mama Łukaszka i urwała, bowiem właśnie do tej szarej podszedł mężczyzna, który wcześniej jechał z nimi windą. Otworzył drzwiczki, wyjął papierosa i włożył do ust. Następnie sięgnął jeszcze raz, wyjął zapalniczkę, przyłożył do papierosa, zapalił go, odłożył ją z powrotem i zamknął drzwiczki.
– Wreszcie – westchnął mężczyzna, zaciągnął się dymem i poszedł gdzieś dalej…
– Ja chyba śnię… – wyjąkała mama Wiktymiusza. – Chodźmy to zobaczyć.
Ale nie zdążyły, bo do skrzynki podszedł zmęczonym krokiem mąż dozorczyni, pan Sitko.
– Przecież on nie pali – zdumiała się mama Łukaszka.
I pan Sitko faktycznie nie palił. Ze skrzynki wyjął niewielką buteleczkę i opróżnił ją w kliku łykach. Następnie zgrabnie cisnął ją do kosza i ruszył w stronę bloku gdzie wpadł prosto na obie mamy.
– Co pan tam… Co to za skrzynka? – wychrypiała mama Łukaszka.
– Skrzynka pierwszej pomocy – otworzył usta pan Sitko i obie panie owionął aromat cytryny z nutą mięty.
– Ładna mi pierwsza pomoc! – obruszyła się mama Wiktymiusza. – Fajki i wóda! Precz z szowinizmem! My mówimy o skrzynkach dla kobiet!
– Ale kobiety z tej też korzystają! – przerwał jej pan Sitko. – Proszę spojrzeć.
Teraz do skrzynki podeszła jakaś młoda pani, która od niedawna wynajmowała mieszkanie w ich bloku, ale miała najlepszy samochód. Otworzyła drzwiczki skrzynki i zaczęła liczyć.
– …dem, osiem, dziewięć, dziesięć.
– E, papierosy bierze – wzruszyła ramionami mama Łukaszka.
– Ona nie pali, wiem – mama Wiktymiusza nie wiedzieć czemu oblała się szkarłatem.
Pani zamknęła drzwiczki. W dłoni trzymała garść prezerwatyw.
Skrzyneczki pierwszej pomocy
(Wyświetlono 224 razy, 1 dzisiaj)