U taty Łukaszka w pracy pojawił się jakiś czas temu nowy kierownik, Sidosław-Rakorski. Nie lubił go prawie nikt oprócz kilku osób, więcej kierownik wpadł na pomysł, ze załatwi wszystkim podwyżki.
W piątek, pod koniec pracy kierownik przyszedł do biura w towarzystwie swoich zwolenników. Miał bardzo sprytny plan. Jeśli podziękuje dyrektorowi za podwyżki, których jeszcze nie ma, to łasy na pochlebstwa dyrektor na pewno je wprowadzi.
Wszedł z marszu do gabinetu dyrektora i powiedział:
– Thank you dyrektorze.
– Że co? – dyrektora zatkało.
– Za podwyżkę, którą dostaniemy.
Krzyk dyrektora było słychać w całym biurze. Zaczął od „kretynie”, potem poinformował, że wysokość płacy nie ulegnie zmianie, a potem powiedział jeszcze kilka rzeczy. Gdyby opuścić przekleństwa to powiedział tylko „i”, „się” oraz „twoją matkę”.
Kierownik wyleciał z gabinetu dyrektora jak z procy.
– Ale pogrom – zauważył Kubiak, kolega taty Łukaszka. – Co za głupek.
– Jaki pogrom?! – obruszył się jeden ze zwolenników kierownika. – Sukces!
– I na czym polega sukces tego sukcesu? – zapytał tata Łukaszka.
– No jak to, nie widzieliście? – odezwał się drugi zwolennik. – Dyrektor przyjął kierownika w swoim gabinecie i rozmawiali jak równy z równym! Dyrektor siedział grzecznie i słuchał żądań kierownika, który naprostował go do pionu!
– Wy się z niego nabijacie, a powinniście stać za nim murem! – rzucił trzeci zwolennik. – W końcu to wasz kierownik!
– Powiem więcej – wtrącił entuzjastycznie czwarty zwolennik. – W tych tak trudnych czasach Sidosław-Rakorski uzyskał bezpośrednie zapewnienie od dyrektora, że pensje nie ulegną obniżce! Wszystkie! Wasze też! I co, łyso wam?

Podwyżka, porażka i sukces
(Wyświetlono 72 razy, 31 dzisiaj)