Siedzę sobie i głaszczę kota.
Janek otwiera drzwi i wchodzi, ale nie ten, kogo się spodziewałem, tylko ten drugi,
– O – mówię zdumiony. – A gdzie Mateusz?
– Tłumaczy – wyjaśnia tamten i siada.
– Wziął się za pracę??? – Janek jest kompletnie zaskoczony.
– Się tłumaczy. Z faktur – wyjaśnia tamten. – Ja za niego. Kojarzy mnie pan chyba?
– Nie – mówię i głaszczę kota.
Tamten jest speszony.
– Radomir jestem.
– Trudne imię – wzdycham. – Minister mi się skarży – wskazuję głową Janka – że niszczycie środowisko.
– On! – Radomir krzyczy w uniesieniu. – To ja się powinienem na niego skarżyć! Morderca przyrody! Wy wszyscy tacy sami! Miała być dobra zmiana! A wy co? Tak, jak poprzednicy, konsumujecie żubry! Sam widziałem jego wczoraj w restauracji sejmowej jak zamawiał!
– Co zamawiał? – pytam.
– Dwa żubry zamówił i skonsumował!
– Widziałeś pan kiedyś żubra? – wtrąca się Janek. – W życiu jednego bym nie zjadł, nie mówiąc o dwóch!
– Ale zamawiał pan!
– Zamawiałem! Ale nie carpaccio tylko piwo!
Zasłaniam się kotem, żeby nie było widać, że się śmieję.
– No dobrze – mówię wreszcie. – Zaprosiłem tu pana, choć właściwie Janek powinien z panem porozmawiać. Jak można być tak nieekologicznym?
– Że co? – Radomir zdziwiony.
Janek się rozpala. Mówi o pozyskiwaniu drewna, produkcji papieru…
– Do rzeczy – irytuję się, bo kot zaczyna mi się wyrywać.
– …a wy to wszystko od razu buch do śmietnika! – konkluduje Janek. – Zero szacunku do matki natury!
– A, to o to chodzi – Radomir kiwa głową. – Cieszę się, że panowie to zauważyli9. To pokazuje, że nasza akcja ma sens.
– Tylko co chcieliście przez to pokazać? – pyta Janek.
– Chcieliśmy pokazać wasz agresywny język. Jego miejsce jest na śmietniku. To tam powinny trafić takie sformułowania jak… – i tu Radomir patrzy na mnie – …jak „na Śląsku jest najwięcej patologii”. To powiedział pan, panie prezesie.
Głaszczę kota.
– No tak, ale wyrwał pan moje słowa z kontekstu. A był to kontekst niezwykle ważny. Ja to mówiłem w Sosnowcu.
– Przecież to właśnie Śląsk!
– I widzisz Janek, z geografii też są kiepscy – sięgam po kartkę. – Ale niech będzie. Przekonał mnie pan. Cofnę swoje słowa. Za drzwiami są dziennikarze. Niech im pan to odczyta z łaski swojej.
Radomir czyta kartkę. Czekam czy się zorientuje. Nie. Wstaje, otwiera drzwi, błyskają flesze. Czyta głośno.
– …po długich i usilnych namowach przychylam się do zdania pana Radomira… Nie można mówić, że na Śląsku jest największa patologia. Ona jest największa wszędzie!
Oklaski.
Radomir zamyka drzwi.
– No i widzi pan? – mówię. – To nie było takie trudne, prawda? Dziękuję panu. tobie, Janek, też. Weź mi tu przyślij ministra rolnictwa. Muszę z nim pomówić o żywcu.
– Ohoho! – ożywia się Radomir. – Znowu o piwie?
– Nie, proszę pana, o wieprzowinie.
Janek wychodzi i zabiera tamtego ze sobą.
Siedzę sobie i głaszczę kota. Nie wiem, dlaczego ludzie nie lubią polityki.
Śląsk i patologia
(Wyświetlono 190 razy, 1 dzisiaj)
Ten post ma 2 komentarzy