Do drastycznej sceny doszło w mieszkaniu państwa Hiobowskich, Konkretnie w kuchni. Siostra Łukaszka zamknęła się tam z tajemniczą miną co od razu powinno wszystkich zaalarmować. bowiem siostra w kuchni była bardziej niebezpieczna niż John Rambo w składzie broni czy McGyver w fabryce nitrogliceryny. Hiobowscy zorientowali się, że coś jest nie tak, kiedy było już za późno. Z kuchni walił powalający smród, a siostra kursowała ze szmatami pomiędzy kuchnią a łazienką piszcząc „wykipiało!”. Prawdziwym wstrząsem okazała się jednak zawartość garnka stojącego na zachlapanej jakąś cieczą kuchence.
– Co to jest?! – spytała wstrząśnięta babcia Łukaszka wyławiając chochlą jakąś szmatę.
– Moje spodnie! – zdumienie dziadka było bezgraniczne. – Coś ty robiła?!
– Gotowałam krem z porów – wyznała siostra.
To co się potem działo trudno opisać. Po dwudziestu minutach dzikich wrzasków zapłakana siostra zabrała się do czyszczenia kuchni, a babcia stwierdziła, że musi się uspokoić. I nie patrzeć więcej na kuchnię. I najlepiej wyjdzie stąd. I najlepiej zaraz.
– Wyjdźcie wszyscy – dudliła przez zabuczany śliczny nosek siostra.
– Chodźmy wszyscy na spacer – zaproponował pojednawczo tata Łukaszka.
– Super – siostra wytarła wesoło nosek i sięgnęła po kurtkę.
– Ty nie!!! Nigdzie nie idziesz!!! Sprzątasz!!! – babci znów skoczyło ciśnienie i trzeba było seniorkę wywlec siłą na klatkę schodową. Drzwi od mieszkania zamknęły się zasłaniając smutną siostrę Łukaszka.
– Chyba nie będziemy jak głupki chodzić wokół bloku – zaoponował Łukaszek. – Zimno jest.
– Coś powinno być w osiedlowym domu kultury – przypuściła mama Łukaszka. Podeszli tam aby zobaczyć tablicę z ogłoszeniami.
– Jest coś, za chwilę się zaczyna – odczytał tata Łukaszka. – Konkurs piosenki francuskiej. Idziemy?
– Właściwie… – skrzywił się dziadek.
– Może być – zgodziła się babcia.
I poszli.
Na sali było bardzo mało osób. Być może wpływ miało na to to, że akurat w Najlepszej Telewizji rozpoczynała się emisja polskiego serialu science-fiction „Biedni lekarze”.
– Pierwszy odcinek, tytuł „Nie jemy już dwa miesiące” – westchnęła mama Łukaszka.
– Obejrzysz powtórkę – pocieszył ją Łukaszek.
Była tak zwana obsuwa, trwał jeszcze poprzedni koncert. Występował zespół z gatunku muzycznego, który dopiero raczkował, ale stopniowo zdobywał sobie coraz większą publiczność. Mowa tu rzecz jasna o szantach erotycznych. Hiobowscy wysłuchali takich piosenek jak „Niech się pieni mój szampan na twoim kadłubie” czy „Masz rufę jak Kim Kardashian”. Wreszcie wyszedł kierownik domu kultury i zapowiedział konkurs piosenki francuskiej.
– Merci – odezwała się jakiś śniady pan, który wraz z dyrektorem wyszedł na scenę. – Cieszę się, że Polska chce uczyć się pięknej i wspaniałej kultury francuskiej. Zaczniemy od piosenki turystycznej pod tytułem „Wysadź mnie pod ambasadą”.
Hiobowscy zafalowali niespokojnie. Ich samopoczucie pogorszyło się jeszcze bardziej gdy zobaczyli wykonawców. Grupa brodatych mężczyzn w śnieżnobiałych odzieniach wyszła na scenę, ustawiła się w krąg i zaczęła śpiewać razem:
– Ałła hałła, ałła hałła…
– Panie, co to jest?! – nie wytrzymał dziadek.
Śniady pan podszedł do nich i udzielił wyjaśnień:
– Jak to co? Piosenka francuska. Najnowszy hit prosto znad Sekwany. Wszyscy Francuzi uwielbiają tę piosenkę!
– A będzie coś Edith Piaf? – spytała z nadzieją babcia Łukaszka.
– Kto to? – spytał śniady pan.
– Wychodzimy – zadecydowała babcia.
– Nie wychodźcie! A jeśli już wychodzicie to przyjdźcie chociaż za tydzień! Będziemy odkrywać tajniki kuchni francuskiej! – wołał za nimi śniady pan. – Będzie tajine po marsylsku i falafel a la Lyon!
Konkurs piosenki francuskiej
(Wyświetlono 293 razy, 1 dzisiaj)
Ten post ma 3 komentarzy