Tatę Łukaszka i Kubiaka, jego kolegę z pracy, poprosił do siebie ich szef.
– Ciężka sprawa – powiedział. – Chyba będziecie musieli pojechać do urzędu.
– Nie odpisali – westchnął Kubiak.
– Właśnie, że odpisali – odparł szef.
– No to o co chodzi, bo nic nie rozumiem. Jak odpisali to chyba wszystko jest w porządku, prawda? – spytał tata Łukaszka.
– Nie do końca w porządku, bo nie mamy od dłuższego czasu kontaktu z naczelnikiem urzędu – mruknął szef.
– Ale po co? – wzruszył ramionami Kubiak. – Przecież wystarczy skontaktować się z urzędem…
Szef się zdenerwował.
– Co pan za bzdury wygaduje! Jakby się pan wczoraj urodził! Do urzędu to tak bez niczego idzie tylko pierwszy naiwny! Szefa trzeba poznać, nawiązać kontakt, oswoić, ośmielić, uzależnić…
– I ten kontakt się… – wtrącił tata Łukaszka.
– Urwał, tak. Dokumenty z urzędu przychodzą, podpisane nawet, ale to nie on. Tylko z jego upoważnienia jakiś zastępca. Przez telefon też go złapać nie można. Macie zatem zadanie. Tu są papiery, wniosek. Jedźcie tam, najlepiej, jakby wam się udało wbić do niego do gabinetu. Mniejsza z tym, czy podpisze, czy nie. Ale żebyście go zobaczyli, przypomnieli mu firmę, pogadali. Do ataku zatem!
I pojechali. Urząd – to była rządowa instytucja na szczeblu centralnym, czyli z najwyższej półki. Weszli do budynku i zaczęli od rejestracji petentów. I tak się pchali, tak żądali, że w końcu dotarli do sekretariatu naczelnika.
I tam utknęli na dobre.
Siedziały tam dwie panie: sekretarka i…
– Zastępczyni – odparła kwaśno pani.
– Zastęp co robi? Czyni? – spytał głupkowato Kubiak. – Pani jest harcerką?
Sekretarka zachichotała i spojrzała z sympatią na Kubiaka, za to spojrzenie pani zastępczyni skierowane do swojej koleżanki było mordercze. Tata Łukaszka, jako człowiek żonaty, natychmiast wyczuł konflikt pomiędzy obiema paniami i postanowił to wykorzystać.
Na razie obie panie solidarnie zakazały wstępu do gabinetu.
– Ale naczelnik jest? – dopytywał się Kubiak.
– A jest, jest… – potwierdziły z podejrzanym uśmiechem.
Tata Łukaszka spróbował wysondować teren.
– Chcielibyśmy się widzieć z panem naczelnikiem…
– Wykluczone.
– Chociaż na chwilę…
– Mowy nie ma.
– Dlaczego?
– Pan naczelnik zajęty.
– To może jutro.
– Jutro też będzie zajęty.
– A pojutrze? Za tydzień? Za miesiąc?
Bez powodzenia. Tata Łukaszka spróbował z innej beczki.
– Pan naczelnik dzwonił w zeszłym tygodniu i kazał nam przyjść…
– Niech pan nie kłamie, nie dzwonił – warknęła pani zastępczyni.
– Skąd pani to może wiedzieć, ma pani dostęp do bilingów?
– Po prostu nie mógł – zaszczebiotała pani sekretarka i złapała się za usta.
Tata Łukaszka zmienił taktykę.
– Kolega tu był w zeszłym tygodniu – wskazał Kubiaka. – I rozmawiała z jedną z pań. Kazała mu przyjść dzisiaj.
– Ja??? – zdumienie Kubiaka nie miało granic.
– Z którą?! – zawołały obie panie.
– Powiedział, że z tą brzydszą – bezczelnie skłamał tata Łukaszka. Obie panie skoczyły do gardła przerażonemu Kubiakowi, a tata Łukaszka, mentalnie cały na biało, odwrócił się, nacisnął klamkę i wszedł do gabinetu naczelnika.
Wszedł i zamarł.
Gabinet był doskonale pusty. To znaczy meble, były, dywany, obrazy, biurko i tak dalej. Ale nie było nikogo za tym biurkiem. Tylko dziwne pudełko stało na biurku. Delikatna nuta kurzu w cichym powietrzu świadczyła, że dawno nikt tu nie pracował.
– …wyjść! Proszę stąd natychmiast wyjść!
Do świadomości taty Łukaszka dotarło, że ktoś krzyczy i szarpie go za rękę. Była to pani zastępczyni. Wyszedł więc i zamknął drzwi.
– Co to jest? – spytał ogromnie zdumiony. – Przecież pani mówiła, że naczelnik jest. A tu…
– No przecież jest – szepnęła pani sekretarka i spojrzała na panią zastępczynię, która milczała wściekle. – Wie pani co, no w końcu trzeba będzie im powiedzieć…
– Co powiedzieć? – odezwał się Kubiak.
– No dobrze – głos pani zastępczyni był cichy i przybity. – Ale proszę obu panów o dyskrecję.
– Oczywiście!
– Nasz naczelnik… No… Jakby to… Khm… No, umarł w zeszłym roku.
– Czyli go nie ma? – upewniał się Kubiak.
– Jest – pani sekretarka przygryzła wargę.
Nagle tata Łukaszka zrozumiał.
– To pudełko na biurku! – powiedział straszny głosem. – Czy to… Czy tam…
– Tak – pani zastępczyni potwierdziła kiwnięciem głowy. – Tam trzymamy jego prochy.
Kubiakowi zrobiło się niedobrze.
– Jest po kremacji. Wszytko czysto i sucho. Tylko Sanepid o tym wie. I żona – wyznała pani sekretarka.
Tata Łukaszka wodził szeroko otwartymi oczami od jednej pani do drugiej, a potem zadał pytanie dlaczego urząd nie ma nowego szefa.
– Acha! – zakrzyknęła z satysfakcją pani zastępczyni. – Konstytucji się nie zna!
I zrobiła coś zagadkowego: uklękła przed niewielką szafką, nad którą pomimo dnia świeciło się światełko, a potem otworzyła ją i wydobyła z wnętrza niewielką książkę.
– Konstytucja – rzekła z namaszczeniem pani zastępczyni. Pani sekretarka cicho zaczęła bić brawo. Pani zastępczyni trzy razy uniosła książeczkę do góry, otworzyła i zaczęła czytać.
– Naczelnik urzędu jest wybierany na sześcioletnią kadencję.
– No i co? – wzruszył ramionami Kubiak.
– Naczelnika wybrali cztery lata temu – pospieszyła z wyjaśnieniem pani sekretarka. – Zostały mu jeszcze dwa.
– Przecież on nie żyje!! – nie wytrzymał tata.
– Ćśśś! – zgromiły go obie podwładne nieboszczyka.
– Może i nie żyje, ale będzie naczelnikiem jeszcze dwa lata – oświadczyła stanowczo pani zastępczyni.
– Dla nas jest naczelnikiem i co pan nam zrobi? – wtórowała jej pani sekretarka.
– No bo co to jest akt zgonu?
– Prawda! Tylko urzędowy papierek!
– Cóż to jest z porównaniu z Konstytucją!
– Tak, Konstytucja jest najważniejsza!
– A ona twardo mówi: sześć lat!
– Kon-sty-tuc-ja! Kon-sty-tuc-ja! Kon-sty-tuc-ja!
Tata i Kubiak wodzili oczami od jednej pani do drugiej.
– Może one coś biorą? Albo są chore? – szeptał tata.
Kubiak chciał coś jeszcze powiedzieć, ale to, co uczyniła pani sekretarka zaparło dech w piersiach.
– Reżim Tegokraju i dress code tej firmy zabraniają manifestowania swoich poglądów politycznych na ubraniu wierzchnim – rzekła z desperacją rozpinając guziki bluzki. – Ale nic nie wspominając o bieliźnie!
I zaprezentowała z dumą biustonosz, na którym widniał napis „KONSTYTUCJA”. Na jednej miseczce „KONSTY” a na drugiej „TUCJA”.
– Mój Boże – rzekł serdecznie Kubiak przełykając ślinę. – Nie sądziłem, że Konstytucja ma takie duże artykuły!
Pani sekretarka milczała z dumnie podniesioną głową i rumieńcami. Pani zastępczyni i tata Łukaszka stali jak ogłuszeni.
– Ja… – bąknął Kubiak. – Ja mam prezerwatywę z napisem „Konstytucja”.
Pani sekretarka spojrzała na niego nieco przychylniej.
– Każdy tak mówi, a ja wiem, że taki napis się nie zmieści.
– Na mojej się mieści – zapewnił z mocą Kubiak.
– Ja proszę pana, tak na gębę, to nie wierzę.
– A na oko?
– Na oko to się idzie do okulisty. Ja to muszę dotknąć, spróbować…
I już ich nie było.
Tata Łukaszka stał mnąc niepotrzebny już wniosek. Ale pani zastępczyni o tym nie wiedziała i poprosiła, żeby go jej dał to ona przeczyta i ewentualnie podpisze.
– Naczelnik miał podpisać – bąknął tata Łukaszka.
Pani zastępczyni spojrzała na niego jak na idiotę.
– Kto wpadł na pomysł, żeby naczelnik… Hm… Dalej urzędował?
– Cały kolektyw – pani zastępczyni nie posiadała się z dumy. – Muszę przyznać, że pomysł był przysłowiowym strzałem w dziesiątkę! Same zalety!
– Co też pani powie?
– Tak! Wie pan, nie powinno się źle mówić o zmarłych, ale ten nasz naczelnik… Trzeba zacząć, że on był tu naczelnikiem od ładnych kilkudziesięciu lat. Systemy się zmieniały, rządy upadały, a on trwał. Znał się na robocie jak nikt. Ale personalnie… Był ciężkim człowiekiem. Krzyczał, wymagał, zamykał ścieżki awansu, nie popierał ruchów LGBTQWERTYUIOP+ i tak dalej. Ale odkąd umarł to jest do rany przyłóż! Żadnych złośliwych uwag! Żadnego molestowania! Żadnego mobbingu! W tym roku mieliśmy już dwukrotną waloryzację poborów! Jego pensję podzieliliśmy między siebie jako premię! Kupiliśmy sobie do stołówki ekspres do kawy jaki zawsze chcieliśmy i tym razem nie miał nic przeciwko! Mówiąc krótko – każdemu życzyłabym takiego szefa!
– Czyli taki figurant – pokiwał głową tata Łukaszka.
– O przepraszam, żaden figurant! Pan naczelnik podejmuje decyzje! I teraz jest tak fajnie, że jak coś idzie dobrze, to autorem sukcesu jest urzędnik, a jak coś idzie źle, to odpowiada naczelnik. W końcu podjął taką decyzję! Zresztą, odpowiedzialność karna mu nie grozi!
– Pani daruje, ale ciekawi mnie jak osoba nieżyjąca podejmuje decyzje?
– Bardzo prosto. Wchodzę do jego gabinetu i pytam. A on wyraża milczącą zgodę.
Gdy Konstytucja mówi twardo 6 lat
(Wyświetlono 338 razy, 1 dzisiaj)