Pan Sitko miał dzisiaj zły dzień. Bardzo zły. Jakby cały świat się sprzysiągł przeciwko niemu, żeby go zdenerwować.
Najpierw przeżył przykrą przygodę pod sklepem spożywczym. Spostrzegł tam bowiem grupę młodzieży, która pod sklepem kręciła się z butelkami piwa. Kiedy wychodził ze sklepu, kręcili się tam nadal. Podszedł bliżej, spojrzał i gniew go ogarnął.
– Co to jest?! – ofuknął ich głośno.
Młodzieży zatrzęsły się ręce.
– O co panu chodzi? – jęknął nieśmiało jeden chłopak. – Że co, że piwo? Mamy prawo.
– Nie, że piwo – obruszył się pan Sitko. – Chodzi mi o to co wy z nim robicie,
– Otwieramy je.
– Naprawdę? – głos pana Sitko ociekał ironią. – Przez dwadzieścia minut? Jak wy chcecie dać sobie potem radę w życiu jak wy butelki z piwem nie umiecie otworzyć? Może powinniście zainwestować w otwieracz?
– My już mamy otwieracz – przyznał chłopak.
Pan Sitko zawył.
– Spokojnie! Kolega już patrzy na Youtube jak się tego używa! Zaraz sami sobie poradzimy!
– Dajcie mi to zaraz! – pan Sitko zgrabnie przechwycił jedną z butelek i spojrzał odruchowo na etykietę, bowiem tego akurat piwa nie znał. Miał prawo. Było to bowiem piwo bezalkoholowe, bezglutenowe, bezchmielowe, bezdrożdżowe, z potrójnym sokiem malinowym.
Pan Sitko zdruzgotany oddał butelkę i poszedł do domu. Szedł sapiąc zagniewany aż tu zobaczył kolejną nietypową scenę. Otóż tuż przed nim szła jego sąsiadka z bloku, mama chłopca o mieniu Wiktymiusz. Ale jak szła! Niosła w obu rękach cały pęk ciężkich toreb, które wręcz szorowały po chodniku. Pan Sitko zrównał z nią krok i spytał co się stało.
– Przepuściła pani całe pięćset plus na raz?
Mama Wiktymiusza obraziła się. Owszem pobierała pięćset plus, ale tylko dlatego, aby przyspieszyć upadek znienawidzonej przez nią władzy.
– Może poniosę pani którąś torbę? – zaoferował się szarmancko pan sitko, ale mama Wiktymiusza potrząsnęła głową i powiedziała cicho:
– Nie. On mnie obserwuje.
– Kto?
– Mąż. Z okna. Przez lornetkę. Powiedziałam mu, że jest białą, nieekologiczną, męską świnią. A on, niech pan sobie wyobrazi, powiedział, że nie zrezygnuje z jeżdżenia samochodem, bo jak spakować zakupy? Więc aby mu udowodnić poszłam do składu budowlanego „Larwa”, nakupiłam rzeczy na drobny remont i niosę to teraz do domu. Uf. Żeby mu udowodnić. Muszę to zrobić sama. Jeśli poproszę go o pomoc to on…
– …przyjedzie samochodem – pokiwał głową pan Sitko. – Ce o dwa, ha dwa o i tak dalej.
– Właśnie. Także ten… Dziękuję panu – sapnęła mama Wiktymiusza. – A pan też powinien.
– Co? Obywać się bez samochodu? Całe życie to robię.
– Pan sapie, panie Sitko. Pan ma słabą kondycję. Pan jest przetłuszczony. Pan powinien odstawić mięso!
Pan Sitko pożegnał się ozięble i posapując przyspieszył kroku. Rozmyślając nad przyszłością planety powrócił do swojego mieszkania, gdzie czekała na niego małżonka z obiadem i przykrą niespodzianką.
– Gdzie mięso? – zaniepokoił się pan Sitko nicując szybko widelcem zawartość talerza.
– Nie ma – odparła odważnie pani Sitko. – Nasza sąsiadka, pani Hiobowska dała mi nowy przepis. Nie można jeść przecież cały czas mięsa.
– Nie jem cały czas! Tylko na obiad!
– Powinieneś jeść więcej warzyw! A nie tylko mięso, ryby i kiełbasy!
– To ja ci coś powiem – pan Sitko celował w żonę widelcem. – Pięć lat temu jeden Polak powalił terrorystę kłem wieloryba. Wyobraź sobie teraz, że cały świat jest wegetariański. No jakby on by pokonał tego gościa selerem? Albo garścią malin? Wiesz ile ludzi by zginęło? Tego chcesz, tak?
Pani Sitko skapitulowała i zaczęła smażyć kotlety,
– Mimo wszystko jednak – powiedziała od kuchenki – powinieneś schudnąć.
– Masz rację – zgodził się jej mąż pałaszując ziemniaki. – Będę pił mniej piwa…
– Nie! -ucieszyła się pani Sitko.
– …a więcej wódki.
– Co? Jak to?
– Widziałaś kiedyś grubego pijaka?
Ekodieta pana Sitko
(Wyświetlono 281 razy, 1 dzisiaj)