You are currently viewing Jako mąż i nie mąż

Jako mąż i nie mąż

Tata Łukaszka wolno jechał samochodem przez osiedle. Wolno z dwóch względów. Po pierwsze dlatego, że właśnie wyjechał z myjni i nie chciał ochlapać pojazdu przejeżdżając zbyt szybko przez jakąś kałuże. A po drugie musiał uważać na pieszych. Właśnie zmieniono przepisy i pieszy miał pierwszeństwo nad pojazdem już po opuszczeniu lokalu mieszkalnego. Niestety, ustawodawca jak zwykle czegoś nie przewidział – tym razem tego, że istnieje coś takiego jak blok. Pieszy miał zatem pierwszeństwo już na klatce schodowej. Właśnie dlatego tata Łukaszka jechał wolno i kręcił głową na obie strony. I wtedy zauważył pana Sitko.
Po prawdzie to trudno go było nie zauważyć. Niósł jakąś ogromną taflę opakowaną w szary papier. Tata Łukaszka zatrzymał się i zaproponował, że go podwiezie. Włożyli taflę do bagażnika, wsiedli i ruszyli dalej. Pan Sitko był spocony, speszony i podejrzanie ogolony.
– …jeszcze raz dziękuję – powtarzał pan Sitko. – Strasznie to ciężkie i niewygodne. Już rąk nie czuję. Idę od samego centrum budowlanego.
– Spory kawał. Dlaczego nie jechał pan tramwajem?
– Widać, że dawno nie jechał pan zbiorkomem – pan Sitko pokiwał głową. – Patrz pan.
Minął ich tramwaj. Pierwszy wagon, wymalowany w sześć kolorowych pasów, świecił pustką i neonem „Nur fur LGBT”. W drugim, pomalowanym w typowe barwy komunikacji miejskiej panował nieludzki tłok.
Tata Łukaszka o mało nie stracił panowania nad kierownicą.
– Od kiedy są te wagony?!
– A od jakiegoś tygodnia – objaśnił pan Sitko. – Pod wejściem do bloku niech pan parkuje, w końcu mam ciężar do przeniesienia.
– Tam jest zakaz – rzekł posępnie tata Łukaszka kierując auto na parking. – Jeszcze wpadnie ORMO…
– Myślałem, że ORMO już nie ma.
– To jest nowe ORMO. Oddział Rowerowych Mścicieli-Ochotników. Wypisują mandaty kierowcom samochodów. Nie ma co ryzykować.
– Ale ja sam tego nie doniosę!
– Pomogę panu – zaofiarował się tata Łukaszka.
Nieśli taflę we dwóch do bloku.
– Co to jest? Opłatek? – zażartował tata Łukaszka.
– Drzwi od prysznica.
– Tuż przed świętami? Remont?
– Nie, uszkodziły się nam… Właściwie… – zająknął się pan Sitko. – To długa i dziwna historia. Otóż zadzwonili do nas wczoraj z urzędu miasta. Wie pan, ślub zawieraliśmy za komuny. Okazuje się, że WRN, czyli Wojewódzka Rada Narodowa, była nielegalna. To było neoWRN. Co za tym idzie, urzędnik stanu cywilnego nie był pełnoprawnym urzędnikiem, tylko jego dublerem.
– O Boże – zaczął rozumieć powagę sytuacji tata Łukaszka. – Czyli wasz ślub…
– …był nieważny – dokończył pan Sitko. – Odłożyłem telefon, powiedziałem o wszystkim żonie, a ona teraz dla mnie z przeproszeniem obca kobieta jest.
– Coś takiego! I co pan zrobił?
– Mogłem zrobić tylko jedno. Przeprosiłem, wstałem, poszedłem do łazienki się ogolić. Wracam, a ona założyła lepszą bieliznę, tę wyjściową… Umalowała się. Przedstawiłem się, w rękę pocałowałem… No i co tu dalej robić, myślę…
– Do kina poszliście.
– A tam do kina. Żeby przełamać pierwsze lody, bo ja wie pan, nieśmiały jestem, to wódkę zaproponowałem. No i tak… Przy drugiej butelce… Straciliśmy… Khem… Kontrolę… Wie pan… Się romantycznie zrobiło i… Trochę nas poniosło…
– A zatem te drzwi od prysznica… – wyjąkał tata Łukaszka.
– No tak. To my. Na koniec.
– Na koniec?!
– Inne rzeczy już naprawiłem,
– Inne rzeczy?!
– Dwie złamane deski w tapczanie… Urwany kran w kuchni… Zerwany wieszak w przedpokoju… Pęknięta noga od stołu w pokoju… Odłamane haki na korytka na balkonie…
– Ho ho – tata Łukaszka silił się na spokój. – Ostro było…
– Być musiało, bo ta kobieta całkiem do rzeczy, powiem panu…
Dotarli do drzwi mieszkania. Pan Sitko zadzwonił. Drzwi otworzyła mu kobieta, która jeszcze do niedawna była jego żoną. Wyglądała tak jak zawsze. Nieumalowana, w fartuchu.
– Co się stało?! – przeraził się pan Sitko. Razem z tatą Łukaszka wnieśli drzwi i postawili je ostrożnie w korytarzu. Weszli w trójkę do kuchni
– Dzwonili z Unii Europejskiej – w głosie pani brzmiał hamowany płacz kiedy nakładała ziemniaki na talerz. – Ta WRN jednak była legalna.
– Nie…! – wykrzyknął pan Sitko i opadł ciężko na krzesło przy stole.
– Była legalna. I ten urzędnik też. I małżeństwo niestety też.
Rzuciła talerz na stół, aż się naczynie zakolebało.
– Żryj te pyry.

(Wyświetlono 288 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Ten post ma jeden komentarz

  1. Ireneusz Marek Szalk
    Teks obligatoryjny dla każdego Polaka.

Leave a Reply