Kolejna fala zarazy przewalała się przez kraj. A przez mieszkanie Hiobowskich przewalała się mama Łukaszka, która tłumaczyła wszystkim zaskakujące decyzje podjęte przez ich sąsiadkę, mamę Wiktymiusza.
– Ja tego nie rozumiem – kręciła głową babcia Łukaszka. – Teraz, w czasach zarazy, na wczasy zagranicą?
– Ceny spadły – mama Łukaszka ratowała swoją koleżankę.
– Polecieli w samo ognisko epidemii – kręcił głową dziadek Łukaszka.
– Już wracają! Samolotem! Możemy to zobaczyć na własne oczy!
– Ale chyba nie osobiście – zaniepokoił się tata Łukaszka. – Ryzyko zakażenia…
– Nie, nie, oczywiście, że nie. Możemy to obejrzeć na laptopie… – mama Łukaszka rozejrzała się w poszukiwaniu swojego komputera. Ale go nie było. Znalazł się w kuchni. Siedział przy nim Łukaszek.
– Dawaj!
– Mówi się poproszę a nie dawaj – odparł spokojnie Łukaszek.
– Poproszę mi go tu zaraz! Czemu ruszasz mój komputer?
– Nie ruszam. Leży spokojnie na stole.
– Zabieram go! Coś ty tu oglądał?
– W Niemczech jakiś samolot pasażerski wylądował na polu.
– A co mnie to… – mama Łukaszka porwała laptopa i poszła do dużego pokoju.
– Zaraz powinni być – mama połączyła się z kamerami lotniska. Faktycznie, samoloty lądowały, pasażerowie wychodzili, ale mamy Wiktymiusza ani jej rodziny nie było widać.
– Może jutro przylecą? – przypuściła siostra Łukaszka.
– Umiem jeszcze odczytać datę!
– A numer lotu? – zapytał Łukaszek. Kiedy go otrzymał od mamy, sięgnął po telefon i wpisał go.
– Tak jak myślałem.
– Czyli? – spytali wszyscy.
– Nie polecieli LOTem.
– Dlaczego? – spytała naiwnie siostra Łukaszka. – Przecież oni zwożą Polaków do Polski…
– Dlaczego, dlaczego! Co za głupie pytanie! – ofuknęła ją mama. – Przecież to reżimowe linie! Nawet Wiodącego Tytułu Prasowego nie mają na pokładzie! Kto by latał tą chodzącą wizytówką nacjonalizmu?!
– To czym lecieli? – chciała wiedzieć babcia Łukaszka.
– TOL – odpowiedział Łukaszek.
– Co to jest?! – zainteresował się tata.
– TOL to w skrócie Transport fur Ost Leuten. Linia lotnicza założona przez byłego premiera Polski oraz jego syna.
– No i?
– Oni nie latają do Polski.
– A dokąd?
– A dokąd może latać jego linia, no przecież, że do Niemiec – fuknął dziadek.
– Mogę laptopa? – zapytał Łukaszek. – Chciałem doczytać o tym samolocie co wylądował w Niemczech na polu…
I w tym momencie zadzwonił telefon mamy Łukaszka.
– Mama Wiktymiusza – poinformowała zaskoczona i odebrała. Ze słuchawki dudnił kobiecy krzyk. Mama, wystraszona położyła telefon na stole i włączyła funkcję głośnomówiącą.
– …muszę mówić szybko zanim bauer się zorientuje i zabierze mi telefon – mówiła szybko napiętym głosem mama Wiktymiusza.
– Jaki bauer?! – krzyknęła mama Łukaszka. – Mieliście lecieć samolotem!
– Lecieliśmy!
– Kiedy lądujecie?!
– Wylądowaliśmy!
Hiobowskich zamurowało.
– Kiedy?! – krzyknęła siostra Łukaszka.
– Jakąś godzinę temu!
– Patrzyliśmy na kamery na lotnisku, nie widzieliśmy was! – wołała mama Łukaszka.
– Którego lotniska?
– No… Tego w Polsce…
– A my wylądowaliśmy w Niemczech!
– O!
– Na polu!
Zapadła niezręczna cisza.
– A więc to o was piszą wszędzie w internecie.. – powiedział powoli Łukaszek.
– Nie wiem, być może. Zaraz muszę znowu biec do baraku, więc przekażcie tylko wszystkim, żeby się martwili! – mówiła szybko mama Wiktymiusza. – Nic nikomu się nie stało. Wrócimy za jakieś dwa tygodnie.
– Dlaczego tak późno?
– Kwarantanna.
– I co będziecie tam robić?
– Będziemy pracować. Trzeba odrobić koszty przylotu. To pole przy którym wylądowaliśmy to akurat pole szparagów. Dzisiaj zabrali nam telefony, śpimy w baraku za płotem, a jutro… – mamie Wiktymiusza głos załamał się na chwilę – Jutro pobudka o piątej rano i do pracy. Jak będziemy dobrze pracować to za kilkanaście dni zwrócą nam wolność.
Mama Łukaszka rozejrzała się bezradnie i po swojej rodzinie i spytała czy ktokolwiek chciałby powiedzieć mamie Wiktymiusza coś krzepiącego.
Łukaszek przysunął się bliżej telefonu.
– Trzeba było wracać Lufthansą.
Lecz wracajcie Lufthansą
(Wyświetlono 345 razy, 1 dzisiaj)