You are currently viewing Wodamości TVP

Wodamości TVP

Hiobowscy w komplecie zasiedli przed telewizorem. Na dziś bowiem zapowiadano nowy główny program informacyjny w pierwszym kanale Telewizji Polskiej.
Włączyli trochę za wcześnie. Trafili na końcówkę odcinka bajki „Tata, tata i ja” zatytułowanego „Zabawa w doktora”. Potem była reklama binderów dla dzieci i na ekranie pojawił się pan, który wczoraj zapowiadał zmiany.
– Witam państwa serdecznie – powiedział pan. – Będę prowadził dla państwa nasz nowy program informacyjny. On będzie jak woda.
– Co to znaczy, że jak oda? – zaniepokoiła się siostra Łukaszka.
Ze strony jej rodziny padały różne odpowiedzi: że taki nudny, że taki bezbarwny, że bez smaku, że bez zawartości. Jedynie mama Łukaszka oburzona, twierdziła, że chodzi o kryształową uczciwość.
Zagrała melodia, zawirowały obrazki i na ekranie pojawił się wielki napis

WODAMOŚCI

Wszyscy zaczęli się śmiać, ale szybko przestali bowiem do studia weszło kilka osób i stanęło koło prowadzącego. Wszyscy mieli tatuaże z ośmioma gwiazdkami.
– Jesteśmy obiektywni i niezależni – powiedział prowadzący.
Na ekranie pojawił premier Tunald-Dosk, który to potwierdził.
Kiedy znowu pokazano studio Hiobowscy przeżyli szok. Prowadzący siedział w jacuzzi.
– Chcemy łączyć ludzi. Nie licząc oczywiście wyborców partii Karosława-Jaczyńskiego, bo to nie są ludzie. A nasza telewizja będzie dla ludzi. Nasze informacje będą jak woda! – przypomniał prowadzący. – Płyńcie z nami! Dzisiaj informacje ze świata, z kraju, a na koniec, sport, pogoda i wywiad pod nazwą „Najważniejsze pytanie dnia”. Należą się wam te informacje. Czyż nie?
Zanurkował i wypłynął parskając wodą.

Tata Łukaszka upuścił szklankę po herbacie.

– Program miał się nazywać „Minuta prawdy”, ale nasz Premier Uśmiechu stwierdził, że tyle czasu nie zmieści w naszym programie. Zaczynamy od informacji z zagranicy.
Na ekranie pojawił się jakiś młody reporter.
– Po zamknięciu elektrowni Turów znacząco poprawiły się stosunki zarówno z Niemcami, jak i z Czechami – mówił stojąc w plenerze, a za nim było widać dymiące zgliszcza. – I nieprawdą jest, że brakuje prądu, i kupujmy go od Niemców za potrójną cenę. Ewentualne niedobory uzupełniamy zakupami od naszego zachodniego sąsiada płacąc zaledwie czterysta procent ceny rynkowej. Teraz cały ten rejon zostanie przywrócony naturze. Mieszkańcy już się cieszą. A kto się nie cieszy, ten zostanie pozbawiony zasiłku dla bezrobotnego. Nie ma miejsca na warcholstwo w krainie demokratycznego uśmiechu!
Teraz przyszła kolej na młodą reporterkę.
– Sukcesem zakończyły się rozmowy z Rosjanami o sprzedaż Orlenu. Nie uzyskamy za tą firmę wielu pieniędzy, ale pamiętajmy, że tyle coś jest warte ile ktoś chce za to zapłacić. Pieniędzy jednak starczy na pokrycie długów powstałych po zasypaniu bezsensownej inwestycji przekopania Mierzei Wiślanej. I przypomnijmy po raz kolejny, że to nieprawda jakoby kazał to zrobić Pudimir-Włatin. Prośbę o to wystosował Miedmitrij-Dywiediew.
Kolejny reporter, tym razem starszy, poinformował:
– Kanclerz Niemiec poprosił o zasypanie tunelu w Świnoujściu, ponieważ zbyt dużo migrantów ucieka nim z Polski do Niemiec. Niemiecka Straż Graniczna jest już zmęczona pushbackami i ciągłym naprawianiem płotu między Świnoujściem a Ahlbeck. O ich ciężkiej pracy opowiada najnowszy film Agnieszki Holland „Powrót do domu”. A skoro już mowa o granicach, to polska Straż Graniczna zatrzymała grupę nielegalnych migrantów na bagnach na granicy z Białorusią. Tak jak powiedział nasz Premier Uśmiechu, zewnętrzna granica Unii Europejskiej musi być strzeżona, ale z pełnym poszanowaniem praw człowieka. Uchodźcy, głównie kobiety i dzieci, dostali ciepły posiłek, opiekę medyczną i obecnie oczekują na azyl w Polsce.
Pokazano jakiegoś murzyna, który wyrywał się pogranicznikom i krzyczał:
– Belarus! Belarus! I wanna go to Belarus!
– Podajemy stan polskich obozów – oznajmił z namaszczeniem prowadzący. – Od zeszłego tygodnia przybyło dwa. W sumie na terenie Polski są już dziewięćset czterdzieści cztery obozy. I co? I nic. Jest spokój. A tak partia Karosława-Jaczyńskiego straszyła. Komisja Europejska darowała nam trzy biliony euro kary za tych trzech co uciekli do Niemiec we wrześniu. Taki jest pożytek jak się z kimś rozmawia i jest się prawdziwym partnerem w Unii. Poprzedni rząd by tak nie potrafił. Ciąg dalszy kwestii migracyjnej – oznajmił prowadzący i kamery pokazały spacerującą po stolicy Polski kolejną reporterkę.
– Jeśli chodzi o liczbę gwałtów w warszawskim metrze, to w skali rok do roku pozostaje na niezmienionym poziomie, co jest oczywiście sukcesem, bo stacji metra cały czas przybywa. W tym roku jedna. Opozycja to krytykuje, twierdząc, że za ich rządów nie było gwałtów w metrze. Tak, to prawda, ale wtedy nie było po prostu metra! Metro to zasługa prezydenta Warszawy, Trzasfała-Rakowskiego, który doczekał się już swojego pomnika!
I pokazano figurę prezydenta wysokości jednego metra.
– W Radomiu trójka LGBT odkryła podczas kontroli dwa pustostany, które można by przeznaczyć dla migrantów – poinformował z jacuzzi prowadzący – ale okazało się, że się nie da, bo są własnością posła. A teraz wiadomości z kraju. Posłanka Kloulina Pannig-Heska przygotowała projekt uchwały zwiększający odległość elektrowni od domu z dziesięciu do dwunastu metrów. I nieprawdą jest co opowiada partia Karosława-Jaczyńskiego, że każdego będzie można wywłaszczyć pod wiatrak. Nie każdego. Tylko ich sympatyków. Prawo być może tego zabrania, ale prawa nie można brać literalnie tylko tak, jak my to rozumiemy. Nie po to demokratyczna większość dostałą mandat od społeczeństwa by nie przeprowadzać zmian, a poza tym ci podludzie zasłużyli sobie na to stylem i metodami. Reszta informacji z kraju.
Pojawił się młody reporter siedzący za biurkiem, który z marsową miną odczytywał z kartek.
– Warszawa. Znów awaria oczyszczalni Czajka. Jest to wina prezydenta Kacha-Leczyńskiego, który wybrał lokalizację tej inwestycji. Dolnośląskie: jest dobrze. Kujawsko-pomorskie: jest dobrze. Lubelskie: jest dobrze. Lubuskie: jest dobrze. Łódzkie: jest dobrze. Małopolskie: jest dobrze. Mazowieckie… – tu spiker podniósł oczy, popatrzył w kamerę i rzekł z satysfakcję:
– Rozpoczęto procedurę oddawania domów zagrabionych przez poprzedni rząd pod CPK. Opolskie: jest dobrze. Podkarpackie: jest dobrze. Podlaskie: jest dobrze. Pomorskie: jest dobrze. Śląskie: jest dobrze. Świętokrzyskie: jest dobrze. Warmińsko-mazurskie: jest dobrze. Wielkopolskie… – tu spiker drugi raz spojrzał w kamerę. – Sejm podjął specjalną uchwalę, która czyni Stary Rynek w Poznaniu przechodnim. Remont ma się zakończyć za trzy lata. Jest to wina prezydenta Kacha-Leczyńskiego, który wybrał lokalizację tej inwestycji. Zachodniopomorskie: jest dobrze.
Ponownie pokazano prowadzącego, który oświadczył, że teraz pora na coś lżejszego, czyli na gospodarkę i oddał głos kolejnej reporterce.
– Lot po sprzedaży Lufthansie powoli zaczyna się rozwijać i w przyszłym roku zamierz kupić drugi samolot. Sukces! Wybrano lokalizację pod pierwszą polską elektrownię atomową. Będzie w Szczyrku. Sukces! Teraz rząd zamierza poszukać wykonawcy, bo wszystkie poprzednie kontrakty poprzedni wykonawcy zerwali. Na placu boju pozostała tylko jedna firma z Niemiec, której nazwa zaczyna i kończy się na S.

– Sukces! – zakrzyknęła babcia Łukaszka.
Tata Łukaszka ją sprostował.

– I najważniejsze: Nasz Premier Uśmiechu, Tunald-Dosk uroczyście oświadczył, że w przyszłym roku wprowadzi w Polsce euro.
Na ekranie pojawił się Tunald-Dosk, który rzekł z pochyloną głową:
– Für Deutschland.
Kamera przełączyła na prowadzącego. Był zły. Rzucił gdzieś w bok żelem do kąpieli.
– Patrzcie kurna co puszczacie bo znów wrócicie do telewizji osiedlowej!
Był jeszcze bardziej zły kiedy zobaczył, że jest na wizji.
– Mamy, tego… Drobne problemy techniczne. Ale następny materiał to państwu wynagrodzi. Przenosimy się na dziecięcą onkologię.
Na szpitalnym korytarzu reporter stał z mikrofonem obok dwójki łysych dzieci w piżamach.
– No dzieci – zaczął ciepło. – Co chciałybyście oddać?
Dzieci spojrzały na siebie i jedno w końcu wydukało:
– Premiera Tunalda-Doska.
– To nie tak – głos reportera znacznie ochłódł. – To jest odpowiedź na drugie pytanie, które brzmi: od kogo chciałybyście otrzymać podziękowania.
– A jak brzmi odpowiedź na pierwsze pytanie? – spytało drugie dziecko.
– Pięć miliardów na TVP. Nie wiecie? Tyle razy to ćwiczyliśmy! – głos reportera drgał z irytacji.
– To miał mówić Grzesio – wyjawiło pierwsze dziecko. – Ale go nie ma.
– Nie ma? A gdzie jest?
– No… Na chemii – bąknęło drugie dziecko.
– Nie do wiary! – reporter uniósł ręce w górę. – To tu telewizja przyjeżdża a on sobie idzie na lekcje! Niesłychane!
W reżyserce ktoś przytomny szybko przełączył obraz, niestety źle wybrał. Widzowie ujrzeli jak prowadzący wali czołem w brzeg jacuzzi. Słychać było jak woda pluska.
Ktoś podszedł z boku i klepnął prowadzącego w łokieć. Ten szybko się zreflektował i zapowiedział sport.
Ale zamiast typowej relacji sportowej na ekranie pojawiła się arena ze stołem i gromadą publiczności. Na arenę wyszła gromada wielkich, wytatuowanych, brodatych mięśniaków w garniturach, a wśród nich dwie drobne postacie w szlafrokach. Zrzuciły kaptury.

– Miał być sport, a co to jest? Jakaś walka MMA? – zapytał tata Łukaszka.
– Walka to też sport – zauważyła babcia Łukaszka.-
– Zaraz, chyba rozpoznaję zawodniczki… – rzekł dziadek Łukaszka.

Na arenę wkroczył łysy facet w białej koszuli z mikrofonem.
– Proszę państwa!!! Po lewej Barota-Dowołek!!! Po prawej Zatarzyna Kalenda-Kolewska!!! Przed państwem walka wieczoru o prawo poprowadzenia wywiadu z premierem!!!
Obie zawodniczki podeszły do stołu.
– Zaczyna Barota-Dowołek!!! – wrzeszczał sędzia.
Zawodniczka przyłożyła prawą dłoń do twarzy drugiej zawodniczki, cofnęła kilka razy, po czym nabrała zamachu i strzeliła całym impetem tamtą w twarz. Zatarzyna Kalenda-Kolewska przechyliła się do tyłu, zarzuciło jej włosy na twarz, ale ustała. Wyprostowała się, odgarnęła włosy z twarzy. Na jej lewym policzku płonął czerwony ślad.
– Teraz Zatarzyna Kalenda-Kolewska!!! – wrzeszczał sędzia.
Wezwana powtórzyła ceremoniał z cofaniem dłoni po czym ona strzeliła przeciwniczkę w twarz, ale dodatkowo nadała impet ramieniem i obrotem. Barota-Dowołek poleciała do tyłu i gdyby dwóch panów jej nie złapało leżałaby. Postawili ją do pionu. Zawodniczka przewróciła oczami i wydawało się, że upadnie, ale jakoś utrzymała pion. Powtórzyła taktykę przeciwniczki z półobrotem. Zatarzyna Kalenda-Kolewska nie upadła, ale a nosa poszła jej krew.
– Dziesięć!!! Dziewięć!!! Osiem!!! – ryczał sędzia.
– Mogę walczyć! Mogę walczyć! – zapewniała Zatarzyna Kalenda-Kolewska. Spojrzała w oczy konkurentki do wywiadu i wysyczała:
– Ja jestem jego największą fanką… Byłam z nim cały czas na każdej przebieżce, każdym joggingu…
I nagle bez ostrzeżenia, bez przymierzania wyprowadziła cios. Barota-Dowołek kompletnie się tego nie spodziewała. Rozległo się echo potężnego plaskacza. Tym razem silni panowie za plecami nie pomogli. Barota-Dowołek przeleciała im przez ręce i upadła na podłogę. Sędzia liczył do dziesięciu, a potem podniósł rękę zwyciężczyni.
– Zatarzyna Kalenda-Kolewska!!!

– No wiecie co – powiedziała zdegustowana mama Łukaszka patrząc na wszystkich trzech samców swojej rodziny.
– Ale jej przylutowała! – przeżywał Łukaszek. – To będzie teraz codziennie? Chcę oglądać!
– Mój Boże! – dziadek złożył dłonie jak do modlitwy. – Kiedyś dałbym każdy pieniądz by patrzeć jak resortowiec dostaje w twarz. A teraz mam to za darmo!
– Sprytny pomysł na podniesienie oglądalności – pokiwał głową tata Łukaszka i podniósł szklankę.

Kamera znów pokazała jacuzzi. Było puste. Obraz przesunął się w bok i kadrze pojawił się prowadzący. Miał na sobie tylko ręcznik wokół bioder i trzymał go oburącz. Kąpielówki leżały przed nim na ławce. Zobaczył, że jest w kadrze i choć wydawało się to niemożliwe jeszcze bardziej poczerwieniał z gniewu. Zrobił krok do przodu po kąpielówki, ale zaraz się rozmyślił i cofnął.
– M… Tego… – bąknął wściekle. – To był program informacyjny „Wodomości”. Będziemy bezstronni, rzetelni, niezależni…
– Mydło – powiedział ktoś zza kadru i koło pana prowadzącego coś przeleciało. Odruchowo wyciągnął ręce żeby to złapać.

– Ręcznik – odezwała się słabym głosem mama Łukaszka i zasłoniła oczy sobie oraz Łukaszkowi.
– Dlaczego mnie? Jej – krzyczał Łukaszek pokazując siostrę. – Ja ten widok przecież znam!
– Ja też znam – ripostowała siostra i zaśmiała się perliście.
Zapadła niezręczna cisza.
– Zaraz, to on wszedł bez mydła? – przerwała ją babcia Łukaszka. Dziadek pokiwał głową i rzekł:
– On zawsze wchodzi bez mydła.

Na ekranie pojawiła się plansza z napisem „Prognoza pogody”. Następnie pokazano prezentera na tle mapy Polski. Polska był tylko częściowo. Nie było Warmii, Mazur, Wrocławia i Szczecina. Na okrojonej części kraju widniały słoneczka.
Prezenter pogody spojrzał na mapę i oznajmił:
– Jutro w całym kraju deszcz.
A potem pojawił się napis, że czas na program publicystyczny „Najważniejsze pytanie dnia”. W fotelach siedzieli premier Tunald-Dosk i redaktor Zatarzyna Kalenda-Kolewska. Pani redaktor miała w nosie wacik i na twarzy sińce, ale trzymała się całkiem dobrze.
– Witam pana, panie profesorze – szepnęła przesuwając się w fotelu ku swojemu gościowi.
– Dzień dobhy pani, dzień dobhy państwu.
– M… – pani redaktor łypała niezapuchniętym okiem nawijając kosmyk włosów na palec. On chrząknął, ona spuściła oczy. On się uśmiechnął, ona pisnęła.
I tak czas płynął.
– Może wheszcie zada mi pani to najważniejsze pytanie – rzekł premier i zażartował: – Wszyscy obywatele na to czekają, każdy ma prawo być poinformowany.
– Dobrze – zdecydowała się pani redaktor. Zebrała się sobie, spojrzała premierowi prosto w oczy i wyszeptała:
– Lubi pan serniczka?

(Wyświetlono 460 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Leave a Reply