W pawilonach na osiedlu, na którym mieszkali Hiobowscy , od wielu lat znajdował się zakład słynnej sieci fryzjerskiej „Wehrmacht Friseur”. Ale nie był to zwykły zakład fryzjerski, o nie! Bardziej skupiał się na tym co w głowie, niż na tym co na głowie swoich klientek. Bo to był głównie fryzjer damski. Łukaszek i jego tata zawędrowali tam przypadkiem, a było to tak.
Mało kto z mężczyzn zaglądał do wewnątrz, chociaż fryzjerki zachęcały twierdząc, że są najlepszym, najbardziej obiektywnym, najbardziej demokratycznym, uśmiechniętym zakładem fryzjerskim po tej stronie Drogi Mlecznej. Panowie jednak nie chadzali. Owszem, zdarzało się, że któryś uchylił drzwi i zajrzał do środka, ale uciekał potem z krzykiem, a w jego opowieści co tam zobaczył to nikt nie chciał wierzyć.
Mama Łukaszka chodziła się czesać tylko tam. Babcia Łukaszka od lat młodości chodziła do fryzjera „Same Balejaże”, a siostra Łukaszka chadzała do „Fryzjer shore”. Obie panie krytykowały „Wehrmacht Friseur” za niski poziom usług.
– Nawet balejażu nie zrobią – krzywiła się babcia Łukaszka. A siostra dorzucała:
– Jak wracasz stamtąd to tylko masz podcięte końcówki i tyle!
Ale mama Łukaszka ripostowała, że dla niej najważniejsza jest atmosfera lokalu. Tam może oddychać wolnością.
I jak to w życiu bywa kilka rzeczy stało się jednocześnie tego samego dnia. Zaczęło się od tego, że Łukaszek przeczytał w internecie, że cały zespół pawilonów osiedlowych ma być wystawiony na sprzedaż. Jakoś galeria sztuki „Wymioty feminizmu” ani stołówka LGBT gdzie serwowano zup pomidorowy albo kotletę schabową nie cieszyły się powodzeniem i balansowały na granicy upadku.
– A ten zakład fryzjerski? – zapytał tata Łukaszka.
– Jak całe pawilony to fryzjer też – rzekł Łukaszek i od razu obu im się humor poprawił.
Uśmiech szybko zniknął z ich twarzy kiedy okazało się, że poszli po zakupy a żaden z nich nie wziął kluczy. Na szczęście trafili na męża dozorczyni, pana Sitko. Pił piwo udając, że zamiata liście. Owszem, widział mamę Łukaszka. Weszła do zakładu fryzjerskiego „Wehrmacht Friseur”.
– Odradzam tam wchodzić! – wołał za nimi przerażony pan Sitko. – Mój znajomy jest ateistą, a kiedy tam wszedł to się przeżegnał!
– Przecież nie może być tak źle – pocieszali się nawzajem Łukaszek i jego tata.
Dotarli do pawilonów, stanęli pod drzwiami zakładu nie namyślając się wiele – po prostu weszli.
Weszli i stanęli nie wierząc własnym oczom. Na czarno-czerwono-żółtych ścianach wisiały plakaty z hasłami „Jedźcie na roboty do Niemiec”, „Wstydź się Polski”, „Polak twój wróg”, „Polak to podczłowiek”, „Nieważne czy Polska będzie czy jej nie będzie,ważne bylebyśmy byli w Europie”, „Niech żyją migranci”, i wiele wiele innych…
Na ich widok zamilkły rozmowy klientek, personel zatrzymał się wpół ruchu nożyczek. Podeszła do nich przysadzista tleniona blondyna w mundurze Obergrzywkafuehrera.
– Ostrzyc czy ogolić? – szczeknęła.
– Żony… Szukam… – bąknął niepewnie tata Łukaszka. Spod drugiej suszarki po lewej wynurzyła się głowa mamy Łukaszka. Wyglądała dokładnie tak samo jak przedtem, tylko z suszarki wydobywał się cichy głos: „Tunald-Dosk zbawcą narodu… Tylko jemu można ufać… Tunald-Dosk nie jest żadnym proniemieckim politykiem, on jest fuer Polen”…
– K… Klucze – wystękał tata Łukasza. Mama Łukaszka sięgnęła do torebki i podała mu je.
– Nie będzie żadnego strzyżenia? – dotarło do blondyny.
– Nie – odparł tata Łukaszka. – Wychodzimy.
I wtedy klientki się odblokowały werbalnie i pod ich adresem posypały się szyderstwa. Że są bezzębnym, biednym elektoratem, który nawet nie potrafi trafić do dobrego fryzjera.
– Przecież trafiliśmy – wzruszył ramionami Łukaszek.
– Ale mówiłyśmy o dobrym fryzjerze – zaśmiała się jedna z fryzjerek i została skarcona fizycznie przez blondynę.
– Wkrótce będziemy przychodzić tu częściej – dodał Łukaszek i widząc zaniepokojone spojrzenia sprzedał informację, że jest kupiec na pawilony handlowe.
Teraz panie zaniepokoiły się na dobre.
– Wiadomo kto? – spytał tata Łukaszka.
– Sieć „Kebaby kresowe jak ze Lwowa”.
Zaniepokojenie sięgnęło piku. Obergrzywkafuehrerin sięgnęła po telefon i łamanym niemieckim zaczęła rugać jakiegoś Oskara, że natychmiast ma coś z tym zrobić. Następnie rozłączyła się i oznajmiła triumfalnie:
– Jutro nasz zakład fryzjerski zostanie wpisany na listę spółek strategicznych i żeby nas kupić będzie potrzebna zgoda rządu.
– Po pierwsze kupią nie was, a całe pawilony – tata Łukaszka zaczął się śmiać. – A po drugie: jak prywatna, zagraniczna firma może być polską spółką strategiczną? To taki sam bezsens jak gdyby zrobić taką spółką… Ja wiem… O, na przykład TVN!
Wehrmacht Friseur polską spółką strategiczną
(Wyświetlono 144 razy, 1 dzisiaj)
Ten post ma 2 komentarzy