You are currently viewing Legalny budżet

Legalny budżet

Siedzę sobie i głaszczę kota.
Mariusz opowiada co tam u niego w ministerstwie. Nagle otwierają się drzwi i wpada Grzegorz. I od progu zaczyna krzyczeć.
– Może najpierw dzień dobry – mówię.
Grzegorz zaskoczony coś tam duka, wreszcie siada przy moim biurku.
– Ktoś cię prosił, żebyś usiadł? Nie rządź się – burczy Mariusz.
Zaśmialiśmy się razem z kotem, bo udał mu się ten dowcip jak mało co.
Ale Grzegorz, widzę, nadal zły.
– Co to jest? – pyta.
– Karma dla kota – mówię – zagraniczna, boście wszystkie polskie fabryki sprzedali.
– To, co to jest, ja się pytam – i kładzie mi na biurko jakiś papier.
– No co, czego nie rozumiesz? To pokwitowanie odbioru diety poselskiej.
– Zawsze było inne? Czemu je zmieniliście?
Mariusz poprawia krawat i mówi:
– Dobra zmiana.
– Na czym ta zmiana polega? – pytam.
– Tu, dopisali, o – Grzegorz obraca kartkę tak, abym mógł przeczytać. Zakładam okulary, kot w tym czasie próbuje zabrać Grzegorzowi kartkę.
– Zostaw – mówię.
Grzegorz zostawia kartkę i siada.
– Do kota mówiłem… No, niech tam. Co my tu mamy… „Ja, niżej podpisana, podpisany, kwituję odbiór diety poselskiej i tym samym uznaję legalność źródła mojego dochodu”.
– Zbigniew wymyślił – dodaje pospiesznie Mariusz.
– A konsultował z jakimś prawnikiem?
Mariusz, widzę, nie wie co powiedzieć, więc na wszelki wypadek wyjaśniam, że to żart. Grzegorz niby się śmieje, po uprzejmości, i mówi:
– Nadal uważamy, że budżet jest nielegalny.
– Podpiszesz to? – pytam.
– Nie podpiszę.
– No to nie dostaniesz diety.
– Ja wam…! Ja was…!
– No i do kogo pójdziesz na skargę? Do Donalda?
Tu już nawet Mariusz od razu zorientował się, że żartuję.
– Jakim prawem?! – Grzegorz się spina.
– To z troski o was – nadal głaszczę kota.
– Ładna mi troska!
– Tak, Grzegorz, to z troski. Nasz system sprawowania władzy jest…
– …faszystowski!
– Daj spokój Grzegorz, to, że przegraliście, to nie znaczy, że cały świat to faszyzm. Chodzi mi o to, że jeśli porównasz nasz sposób sprawowania władzy, a wasz, to możemy mówić o pewnym braku kongruencji.
Grzegorz mruga oczami, widzę, że nie wie o czym mówię, ale jest twardy, nie pyta. Pewno po wyjściu zaraz zagoni młodych od siebie do internetu żeby mu poszukali co znaczy kongruencja. Mariusz sięga dyskretnie po smartfona i stuka po ekranie.
– Wiesz Grzegorz dlaczego wygraliśmy? My naprawdę troszczymy się o ludzi. O was też. Nie mogę pozwolić, żebyście czerpali pieniądze z nielegalnego źródła. To jest, te, no…
– Paserstwo – podpowiada Mariusz stukając zawzięcie.
– Właśnie. Wziąłbyś pieniądze z nielegalnego budżetu, Grzegorz, i co? I Mariusz by cię musiał aresztować.
Grzegorz zaciska zęby, sapie, wywraca oczami, w końcu podpisuje papier i wychodzi. Za drzwiami widzę, kłębi się tłum.
– Zwycięstwo!!! – krzyczy  Grzegorz i macha podpisaną przez siebie listą. Błyskają flesze, podnieceni dziennikarze przekrzykują się z pytaniami.
– Nawet drzwi nie zamknął – mruczę do kota. – Co za maniery.
Mariusz rozumie od razu, wstaje i idzie. Wypycha Grzegorza na korytarz, odmawia komentarza i zamyka drzwi.
Siedzę sobie i głaszczę kota.  Nie wiem, dlaczego ludzie nie lubią polityki.

(Wyświetlono 174 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Leave a Reply