You are currently viewing 6 stycznia 2017, piątek

6 stycznia 2017, piątek

Myślałam: do cholery
to chyba tylko sen.
Wciąż progi i bariery
zmieniają życia bieg.
Bajm – Płynie w nas gorąca krew

Do sąsiadki trudno było trafić.
Nie geograficznie oczywiście, bo do tego wystarczyło by Anka zapukała do drzwi obok mieszkania matki. Trudno było trafić w sensie werbalnym, bo sąsiadka w kółko powtarzała kilka zdań. Że matka hałasuje i hałasuje.
– Jak na razie to słychać głównie panią – powiedziała jej Anka.
Podziałało. Sąsiadka obrażona zamilkła na chwilę.
– Proszę pani! A pani to w ogóle kto?
– Córka – wyjaśniła zwięźle Anka.
– Pani jest córką pani Mazur? Alę to kojarzę, ale panią to nie…
– Rzadko bywałam.
– Na pewno jest pani córką? Pani niepodobna do Ali.
– Na pewno.
– No to pani Mazur, powiem pani, że…
– Nie nazywam się Mazur tylko Kaczmarek.
– Co? A, no tak, nazwisko pewno po mężu.
– Po mężu to Nowak. Rozwiodłam się, a nazwisko mam panieńskie.
– Jak to? – sąsiadka pogubiła się i patrzyła teraz ze szczerym zdumieniem.
– Mama wyszła drugi raz za mąż. Za Mazura.
– Aaa… – sąsiadka była podekscytowana. – To wszystko jasne. A ja myślałam…
– Niepotrzebnie – odcięła się złośliwie Anka. – Pani już powiedziała swoje i dziękuję.
– No co za… – zaczął się unosić sąsiadka, ale Anka ją zignorowała i wróciła do mieszkania matki.
Matka w towarzystwie Alicji siedziała na sofie i spoglądała na nią spode łba spojrzeniem dzieciaka, który narozrabiał a teraz gra uosobienie niewinności.
– No i co powiedziała sąsiadka? – zapytała Alicja.
– Nic takiego – wzruszyła ramionami Anka. – Ta tępa dzida…
– Słyszałam!!! – zapiszczało coś od drzwi. To była sąsiadka z twarzą wiśniową jak piwonia. – Co za chamstwo! Chciałam tylko powiedzieć, że do tej pory to ja przymykałam oko, ale od tej pory będę dzwonić na policję albo straż miejską!
I wyszła trzasnąwszy drzwiami.
– No i co narobiłaś – rzekła Ala z wyrzutem, podniosła się z sofy i ruszyła w kierunku wyjścia. – Trzeba ją przeprosić, ona ostatnio zajmowała się mamą…
– Potem – Anka podeszła do barku i otworzyła go. – Ho ho!
– Nie ma alkoholu – odezwała się matka.
– Bo z panią Kasią wszystko wypiłyście – poinformowała Ala.
– Cicho bądź!
– Ona ma rację – Anka odwróciła się w ich stronę. – Przecież jak byłam na Boże Narodzenie to barek był pełen różnych butelek. A teraz nie ma ani jednej. I… Naprawdę pobiłaś jej chłopaka!?
– Zaraz tam pobiłam – matka była bardzo z siebie zadowolona. – Niczego takiego nie było.
– Ależ ja pamiętam! – wykrzyknęła Ala.
– A ja nie pamiętam, no i co? – odparła matka i zachichotała.
Anka powiedziała, że świetnie sobie radzą we dwójkę, że ona niepotrzebnie tu w ogóle przyjeżdżała i wraca do siebie.
– A mama? – wystraszyła się Ala.
– Zostaje tutaj.
– Mowy nie ma! Przecież mnie pół dnia nie ma w domu! A kto mamę wtedy upilnuje?! Po twoim występie żadna sąsiadka nie będzie chciała mi pomóc!
– Jak jesteś taka mądra to powiedz co zrobić.
– Bardzo prostą rzecz. Zabierz mamę do siebie. On będzie mieć opiekę a ja będę mogła skupić się na studiach…
– …i Krzysiu – dokończyła matka. Anka parsknęła śmiechem.
– Ale wy jesteście! Tak, tak, no i co z tego?
– Twój chłopak jest dla ciebie ważniejszy od matki – Anka wbiła szpilę z prawdziwą satysfakcją. – Cóż za egoizm!
– A ty masz chłopaka?
– Oczywiście, że nie.
– Więc przenosisz nad mamę samą siebie. To dopiero jest egoizm!
Anka odwróciła się do okna i spojrzała na szereg poznańskich, starych, brzydkich, brudnych poznańskich kamienic. Ta wymiana złośliwości mogłaby trwać długo, ale od dłuższego już czasu wiedziała, że będzie musiała się zgodzić, choć bardzo jej się to nie podobało.
To całkowicie rozwali tę pieczołowicie wznoszoną budowlę jej życia.
Ale trudno. Trzeba mieć nadzieję, że to potrwa krótko.
– No dobrze – powiedziała wreszcie. – Ale nie teraz.
– Co?! Jak to?!
– Przecież dom jest w remoncie. Muszę dokończyć dwa pokoje, żebyście miały gdzie mieszkać.
– Jak to: dwa?
– Drugi dla ciebie.
Alicja gwałtownie zaprotestowała, przypominając, że ona przecież studiuje.
– Jest dobry dojazd pociągiem – rzekła Anka chłodno. – Inni też dojeżdżają i żyją.
Ale Alicja nadal nie chciała się zgodzić.
– Niech ci będzie w zwykłe dni – ustąpiła kawałek Anka. – Ale po pierwsze będziesz przyjeżdżać na weekendy. A po drugie, ja będę tu do ciebie wpadać na kontrole. Żeby się nie okazało, że Krzysio nie jest takim safandułą jak myślę!

(Wyświetlono 159 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Leave a Reply