You are currently viewing Broń masowego rysowania

Broń masowego rysowania

Hiobowscy obejrzeli film, oparty na najnowszej wersji starej historii z dodanymi hipotezami uwzględniającymi aktualne czynniki.

3 września 1939. Szosa Piotrkowska. Dowódca wojsk niemieckich generał von Reichenau odjął lornetkę od oczu i uśmiechnął się z zadowoleniem. W szkłach lornetki migotały łuny pożarów po stronie polskiej frontu. Von Reichenau sięgnął po łyżkę eintopfgerichtu z menażki. Był ohydny. „Wegańskie flaczki z boczniaka” pomyślał ze wstrętem. Cóż, Fuehrer może i jest geniuszem strategicznym, ale te jego pomysły żywieniowe… Pamiętał długą dyskusję w OKW czy żołnierze na diecie bezmięsnej będą w stanie pokonać Polskę. Miał w tej kwestii wiele wątpliwości, ale jak się okazało racja była po stronie Fuehrera. Żołnierz niemiecki bił się świetnie, walczył, zdobywał… Jedno tylko psuło dobry nastrój generała. Łączność.
– Jakiś bałwan przesłał mi rano meldunek, że mamy przerwać natarcie i się wycofać – rzekł von Reichenau do swojego szefa sztabu.
– Was? – zdziwił się uprzejmie tamten. – To chyba jakiś dowcip?
– Co więcej, mielibyśmy się cofnąć do granicy rezygnując tym samym ze wszystkiego co osiągnęliśmy do tej pory! I co jeszcze, może mielibyśmy przeprosić Polaków!? – zaśmiał się von Reichenau i urwał bowiem zobaczył wóz terenowy sunący w ich stronę. Pojazd zatrzymał się i wysiadł z niego…
– Generał von Rundstedt! – zakrzyknął zdumiony von Reichenau i strzelił obcasami.
– Co pan robi? – spytał ponuro Rundstedt.
– Atakuję!
– Dlaczego nie wypełnił pan rozkazu?
– Jakiego rozkazu?!
– Donnerwetter! Dostał pan rozkaz o wycofaniu wszystkich wojsk do granicy czy nie?!
– Do… dostałem panie generale, ale… Ale myślałem, że to jakieś świństwo Polaków! Fałszywy podstęp czy coś takiego!
– Podstęp nie może być fałszywy, bo… Echh… – Rundstedt machnął ręką. – Mniejsza z tym. Ma pan natychmiast, powtarzam, natychmiast przerwać natarcie. Armię należy przegrupować, rannych opatrzyć. W nocy oderwać się od nieprzyjaciela i forsownym marszem wrócić na granicę. Lotnictwa ma wykonywać działania osłonowe. Żadnych bombardowań, jasne?!
– Nie, nic nie jest jasne! Mieliśmy zająć Polskę! Lada moment ją pokonamy! Jak teraz się wycofać?!! Przecież wygrywamy!!!
– Nie muszę panu niczego tłumaczyć, taki jest rozkaz Fuehrera – oznajmił zimno Rundstedt, a widząc zrozpaczoną twarz Reichenaua, dodał:
– Na litość boską, człowieku, opanuj się, żołnierze patrzą! Wojna to nie manewry, to zadanie dla prawdziwych mężczyzn! I powiem jeszcze panu, Reichenau, że wojna to nie tylko kwestia militarna. To również kwestie polityczne. I dla Fuehrera to drugie jest równie ważne jak to pierwsze, a czasem nawet ważniejsze. Dzisiaj zdarzyło się coś, co sprawiło, że cała nasza ofensywa, cała ta wojna stanęła pod znakiem zapytania.
– Co takiego??? – wyszeptał chrapliwie Reichenau.
– Jesteście ostatnią armią, która jeszcze atakuje. Niektóre zdążyły już wrócić na pozycje wyjściowe. A ja tracę z panem czas na poga…
– Co takiego się stało?!
Rundstedt przysunął usta do ucha Reichenaua.
– Francuzi masową piszą kredkami na chodniku „Chcemy umierać za Gdańsk”.
– Nie…! – Reichenauowi zadrżała ręka i wylał zawartość menażki na lampasy swojego dowódcy.

3 września 1939. Berlin. Adolf Hitler nerwowo przemierzał swój gabinet. Zgromadzeni dowódcy wojsk wpatrywali się w rozłożoną na stole mapę. Referował szef OKH, Halder.
– …10 armia generała von Reichenau, jako ostatnia, wstrzymuje natarcie i postępuje zgodnie z najnowszą pańską dyrektywą, mein Fuehrer…
– Dobrze, bardzo dobrze – blady jak ściana Hitler nerwowo przetarł spocone czoło. – Ci Francuzi! Mówiłem wam, że nie można walczyć na dwa fronty!
– Z całym szacunkiem, ale ja to mówiłem – wtrącił się Keitel.
Hitler bez słowa spojrzał na Heydricha. Ten zapukał do drzwi wiodących na korytarz. Otwarły się i weszło dwóch esesmanów.
– Mówił pan, że nie można walczyć na dwa fronty – poprawił się pospiesznie Keitel.
Hitler dał znak. Niepocieszony Heydrich kazał esesmanom wyjść.
– Teraz mamy nowy cel, moi panowie – Hitler podszedł do mapy. – Domyślacie się zapewne jaki.
– Związek Radziecki – podpowiedział Halder.
Hitler spojrzał na niego ironicznie.
– Czy pan jest idiotą? Po pierwsze, między nami leży Polska, z której właśnie wycofujemy. Po drugie, może pan mi wyjaśni, dlaczego akurat ten kraj przyszedł panu na myśl?
– Przecież kilka dni temu nasz minister podpisał z ich ministrem tajny pakt – przypomniał Hitlerowi Halder tonem starego belfra. – Zapomniał pan o tym? Podzieliliśmy się Polską. My bierzemy jedną część, oni drugą. No i co teraz będzie? Ledwo weszliśmy to się wycofujemy.  Co oni sobie o nas pomyślą? Poza tym, znając Stalina, on na pewno zaatakuje. Zajmie Polskę wschodnią i będzie czekał na wypełnienie naszego zobowiązania. A my?
– Ch*j z tą Polską wschodnią – rozzłościł się Hitler. – Niech ją Stalin zajmuje. I niech się bije z Polakami. Ci na pewno będą w siódmym niebie na myśl, że będą mogli jeszcze raz dołożyć bolszewikom. Nie, moi panowie, miałem na myśli zupełnie inny kraj. Jest nim Anglia! O, o przyjaźń Anglii warto zabiegać. Nic nie jest małe lub niegodne, jeśli chodzi o uzyskanie porozumienia z Wielką Brytanią!
~ Będzie o nie trudno – mruknął Halder. – Ludność tego kraju nie jest zbyt przychylnie do nas nastawiona. Nie dość, że dziś wypowiedzieli nam wojnę…
– E tam – machnął ręką Hitler. – Zrobili to, bo musieli, z powodu Francji. Tak, Francja tymi kredkami zadała nam śmiertelny cios. Ale deklaracja Wielkiej Brytanii pozostanie tylko i wyłącznie na papierze.
– Niestety nie, mein Fuehrer. Od dziś na wyspach króluje nowa piosenka. Utwór „Umbrella” grupa The Chamberlains jest na pierwszym miejscu listy przebojów. Dzisiaj Brytyjczycy spontanicznie gromadzą się na ulicach i go śpiewają, idzie to tak: „Imagine there’s no Hitler”…
Wszyscy patrzyli w osłupieniu na śpiewającego Haldera. Pierwszy ocknął się Hitler.
– Momencik, Halder, skąd pan wie co jest dzisiaj na pierwszym miejscu brytyjskiej listy przebojów?! Nawet wywiad jeszcze mi o tym nie doniósł!
– No bo ja… My… Słuchamy BBC…
– Co? Gdzie? Jak?
– W OKH, w sekretariacie…
– To przekracza ludzkie pojęcie! W sekretariacie OKH słuchacie brytyjskiej stacji?!!
– Grają o wiele lepszą muzykę! I mają dokładniejszą prognozę pogody! – bronił się Halder. – Że nie wspomnę o tym, że prowadzący pasmo poranne są o wiele śmieszniejsi od tych w niemieckich stacjach!
– To jest skandal! – Hitler z pianą na ustach rzucił się na Haldera i zaczął mu zrywać odznaczenia z munduru. – Pan mówi słowa niegodne niemieckiego żołnierza! Pan sieje akustyczny defetyzm!! Pan podrywa wiarę w niemieckie media!!!

3 września 1939. Moskwa.
– To wariat.
Stalin odwrócił się powoli w stronę mówiącego.
– To wariat – powtórzył Mołotow i drżącymi palcami zaczął czyścić okulary.
– Ten wariat, towarzyszu Mołotow, dysponuje najmocniejszą armią w Europie – rzekł głuchym głosem Stalin.
– Ale inaczej tego wytłumaczyć nie można. Jeszcze kilka dni temu był u nas Ribbentrop. Podpisaliśmy układ. Przedwczoraj napadli na Polskę. Wszystko szło zgodnie z panem, a tu nagle dzisiaj wycofują się i udają, że wojny nie ma. Mamy raporty, że generalicja, a nawet szeregowi żołnierze są z tego powodu bardzo niezadowoleni. To osobista decyzja Hitlera. Musiał do reszty… No nie, nie umiem tego inaczej wytłumaczyć.
– A nie przyszło wam do głowy, że może istnieć jakiś inny powód? – Stali postukał fajką o mapę rozłożoną na stole. – Powód, który sprawił, że potężna armia niemiecka nagle rzuciła wszystko i się wycofała? Co?
– Józefie Wissarionowiczu, co robimy dalej? Wchodzimy do Polski?
– Założenie było takie, że weźmiemy Polskę z dwóch stron. Niemcy się z tego wycofują. Zrywają zatem układ. Nie widzę zatem powodu dla którego ja miałbym go dotrzymywać. I brać sobie na kark tych diabelnych Polaków. Samemu. Znowu.
I myśli Stalina poszybowały dziewiętnaście lat wstecz.
– Przyślijcie mi szefa wywiadu. Musimy się dowiedzieć jak Polacy to zrobili – zadecydował Stalin.
– Więc myślicie, że to oni?
– A kto inny?

3 września 1939. Zaleszczyki.
– Do cholery, co to za porządki?! Wojna wojną, ale pewne reguły obowiązują! Widzicie ten proporczyk? To wóz wodza naczelnego! Macie przepuścić go natychmiast!
– Panie Marszałku! Ale dokąd pan jedzie?!
Rydz-Śmigły, siedzący na tylnym siedzeniu odwrócił wzrok od okna i spojrzał przed siebie. Zamiast swojego adiutanta kłócącego się z załogą przejścia granicznego widział teraz szlaban z napisem Rumunia. I kolumnę rządowych aut zanikających w rumuńskiej oddali.
– Wódz naczelny nie musi się nikomu tłumaczyć! – ryczał adiutant. – I to wcale nie jest ucieczka! Po prostu pan marszałek udaje się w miejsce skąd łatwiej mu będzie kierować obroną Rzeczpospolitej!
– Ale jaką obroną, co pan mówi! Chyba atakiem! Niemcy wszędzie uciekają!
Szczęknęła klamka. Drzwi się otworzyły i Rydz-Śmigły powoli wysiadł.
– Co wy mówicie? Jedziemy od świtu, łączności nigdzie mieliśmy po drodze…
– Niedawno podali przez radio! Panie marszałku! Wszędzie wojska niemieckie się cofają!
– Wszędzie?
– Wszędzie! Odstępują na wszystkich frontach!
– Mój Boże – na zwykle beznamiętnej twarzy Rydza-Śmigłego widać było silne wzruszenie. – Czy to prawda? Czy to być może? Jak to możliwe?
– To nasi sojusznicy, panie Marszałku! – wołali uszczęśliwieni żołnierze z przejścia granicznego. – We Francji ludzie piszą kredkami po chodnikach „Je suis Danzig”! W Anglii na ulicach śpiewają „Umbrella” The Chamberlains!
– Zwycięstwo – szepnął Rydz-Śmigły i poczuł jak z serca usuwa mu się olbrzymi ciężar. – Zwycięstwo…
Aż się musiał przytrzymać dachu samochodu aby nie upaść z nagłego osłabienia.
– Panie Marszałku! Wszystko w porządku?
– Tak, tak…
– Panie Marszałku! Dosłownie kilka minut temu przejechała tędy kolumna aut! Pojechali do Rumunii!
– Kto?
– Wszyscy! I pan premier i pan prezydent… Może trzeba ich zawiadomić? Niech zawrócą jak najprędzej zanim Rumuni ich internują!
– Nie trzeba – Rydz-Śmigły nagle odzyskał siły. – Jeśli pan prezydent zdecydował się opuścić kraj… W potrzebie… To… Nie jest godzien tego urzędu. Wsiadamy!
Zajął miejsce w tyle auta. Adiutant wskoczył na przednie siedzenie, obok szofera.
– Do Belwederu! – polecił Rydz-Śmigły. – Teraz to ja będę prezydentem!

3 września 1939. Waszyngton.
– Tak, to fascynujące co panowie mówicie, ale… Darujcie… Ja jestem laikiem, nie znam się na fizyce atomowej, ale panowie… To brzmi zbyt fantastycznie, co panowie mówicie. Jedna mała bombka ma zmieść z powierzchni całe miasto? I te całe, te no…
– Promieniowanie, panie prezydencie.
– Tak, tak. No więc panie Eiswein…
– Einstein.
– Sam pan przyzna, że brzmi jak pomysł z jakiegoś groszowego czasopisma science-fiction. Ameryka owszem, ma pieniądze, ale nie możemy sobie pozwalać na ich wydawanie na coś, co nawet nie rokuje szansy na sukces.
– Ależ panie prezydencie, to jest najzupełniej możliwe!
– Panie Einstein, przemyślę to jeszcze wszystko, skonferuję z ekspertami i dam panu znać. Dziękuję i do widzenia!
Drzwi się zamknęły.
– Poszli już?
– Poszli panie prezydencie.
– Uff… Skąd oni się urwali? Jedną bombą całe miasto. Nic dziwnego, że nawet dzieci w szkole nie lubią fizyki. Przyszli już rysownicy od Disneya?
– Czekają panie prezydencie.
– To dawaj ich.
Sekretarz prezydenta przeszedł do pokoju obok.
– Panowie, prezydent Roosevelt prosi.
Grupka mężczyzn weszła do gabinetu prezydenta.
– Panowie! Witam serdecznie i dziękuję za przybycie. Mamy mało czasu, jesteście poważnymi ludźmi i nie będę zabierał wam wiele cennego czasu. Czytacie na pewno gazety i orientujecie się w sytuacji międzynarodowej. Czasy są, jakie są. Wszyscy się zbroją na potęgę, co rusz jakieś konflikty lokalne, a nawet wojny. Wystarczy spojrzeć na Europę. My, ze swojej strony staramy się izolować tak długo jak to możliwe. Niemniej jednak… – Roosevelt na moment zawiesił głos. – Niemniej jednak może przyjść taki moment, kiedy to Stany będą musiały przejąć rolę globalnego lidera. Aby tego dokonać potrzebna nam będzie broń. Nowa. Wspaniała, Potężna. I tu mam zadanie dla was.
– Jak to: dla nas?
– Powiem krótko: potrzebujemy kredek. Najlepszych, najpotężniejszych, o wielkiej sile rażenia. Prace muszą ruszyć natychmiast. O fundusze się nie martwcie. Właśnie kazałem wstrzymać budowę wszystkich lotniskowców.

(Wyświetlono 241 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Ten post ma 2 komentarzy

  1. jacky6
    wcześniej czy później znajdzie to mocniejsze przełożenie na czasy współczesne – i co my z tymi kredkami uczynimy ?
    1. Marcin Brixen
      Mam nadzieję, że do nas ta „moda” nie dotrze

Leave a Reply