You are currently viewing Uważajcie z życzeniami

Uważajcie z życzeniami

Grudzień zaczął się ciepło i mąż dozorczyni, pan Sitko znowu zaczął pić alkohol pod osiedlowym sklepem. Oczywiście, pani ekspedientce się to nie spodobało.
– Klientów mi odstrasza, jak to wygląda! – lamentowała załamując ręce. – Niby ta władza mu zrobić porządek, ale jak widać nie ma ku temu woli!
– Ależ co też pani opowiada – obruszył się dziadek Łukaszka. – Nie ma już na ten przykład takiego złodziejstwa…
– Może i tak, ale czy ktokolwiek kradnący poszedł siedzieć? No jakoś nie widzę! I tak jest ze wszystkim! – głos ekspedientki trząsł się ze złości. – Dopóki nie powstanie nowa ustawa retrzeżwacyjna…
– A co, w obrębie istniejącego prawa nie można? – zaperzył się dziadek Łukaszka.
– Nie można – westchnęła smutno pani ekspedientka i widząc, że pojawiają się kolejni klienci w sklepie, szepnęła konfidencjonalnie:
– Dzwoniłam na policję… Już przyjechali, już wyciągali kajdanki, ale…
– Ale?
– Ale zadzwoniła Rofia-Zomaszewska. I powiedziała, że to się prezydentowi nie podoba – chlipnęła ekspedientka.
Dziadek był wstrząśnięty. Zmiął kartkę z listą zakupów, wsadził ją do kieszeni i poprosił o cytrynówkę. Wyszedł przed sklep i usiadł na ławce obok pana Sitko.
– Ciepło – zagaił przyjaźnie pan Sitko.
– Mam to gdzieś – oznajmił wstrząśnięty dziadek i pociągnął potężny łyk cytrynówki. – Właśnie dowiedziałem się czegoś strasznego. Jak żyć?
– A wie pan, że ja też od pewnego czasu zadaję sobie to pytanie – i pan Sitko odstawiwszy na chodnik butelkę wina „Mesjasz Kaszub” zaczął rachować na palcach. – Ja muszę mieć miesięcznie zapłacić tyle za to, a tyle za tamto…
– No to czemu pan nie weźmie się do pracy? – zapytał nietaktownie dziadek.
– E, proszę pana… A gdzie ja bym tyle zarobił? Toż ja bym musiał miesięcznie wyciągać po dwa tysiące euro. W życiu nie dostanę takiej pracy. Więc dałem sobie spokój – i pan Sitko, odprężony, sięgnął znów po wino.
Wychodząca ze sklepu starsza pani słyszała końcówkę ich konwersacji. Oddalając się sięgnęła po telefon i zaczęła esemesować jak szalona.
Następny dzień był taki sam jak poprzedni z tą różnicą, że dziadek dosiadł się do pana Sitko nie z cytrynówką a z pigwówką.
– Pan, widzę, z tych poszukujących – zagaił uprzejmie pan Sitko i już miał pociągnąć kolejny łyk wina „Eutanazja Europy”, kiedy zdarzyło się coś niezwykłego. Zajechał samochód, z samochodu wysiadła starsza pani, która mijała ich poprzedniego dnia. Podeszła do nich i zaczęła gwałtem wpychać panu Sitko do ręki pieniądze.
Pan Sitko, co zrozumiałe, się wystraszył.
– Co pani robi, proszę pani?! Tak nie można! Nie daj Bóg, ktoś zrobi zdjęcie, ja zostanę sędzią i jak ja się z tego potem wytłumaczę? Kto mi uwierzy?
– Nie ma szans, żeby pan został sędzią – zarechotał dziadek i spotkała go kara boska: zakrztusił się pigwówką.
– Dla Boga nie ma nic niemożliwego – rzekła z emfazą starsza pani. – To dla pana. Żeby nie musiał pan szukać pracy.
– Skąd to siano??? – pan Sitko nie mógł uwierzyć własnym oczom.
– Ludzie zebrali. Ja tylko założyłam zbiórkę w internecie… A rodacy zdali egzamin z chrześcijańskiej miłości do bliźniego.
Pan Sitko był nieufny.
– I co ja mam za to zrobić?
– Nic. Wystarczy tylko, że nie będzie pan szukał pracy.
I starsza pani wsiadła do auta, po czym odjechała. Pan Sitko spoglądał wstrząśnięty na pieniądze trzymane w zaciśniętej garści.
– Jak ja to wszystko przepiję???

(Wyświetlono 178 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Leave a Reply