You are currently viewing Kulinaria i konspiracja

Kulinaria i konspiracja

– Dzisiaj gotuję obiad – oświadczyła siostra Łukaszka.
Wywołała tym samym u Hiobowskich atak paniki, bowiem jej umiejętności kulinarne cieszyły się poważaniem, ale nie takim jak chciała. Tata Łukaszka twierdził, że jej rosół może śmiało konkurować ze śliną Obcego.
Siostra się obraziła.
– To ja się powinnam obrazić – sarkała babcia. – Po twoim ostatnim pieczystym brytfanna się zrolowała…
Siostra ogłosiła, że nie będzie gotowała w domu. Hiobowscy odetchnęli z ulgą.
– Namiot? – spytał Łukaszek.
– Idę do koleżanki – oznajmiła nadąsana siostra.
– Jakby co, dzwońcie zaraz na sto dwanaście! – przypomniał dziadek uspokojony, że dzisiejszy obiad będzie zjadliwy.
– Zostawimy coś dla ciebie – rzekła pojednawczo mama Łukaszka.
– Nie trzeba! Zjem u Nikoli!
– Ona umie gotować?
– Wręcz przeciwnie! – siostra wypięła śliczny biuścik. – To ja będę uczyć ją gotować!
– O Jezu – jęknął tata Łukaszka.
– Jestem dla niej autorytetem kulinarnym – kontynuowała dumnie siostra.
Dla Hiobowskich był to ciężki cios, bo jedyni dla których siostra mogłaby być autorytetem to komandosi dywersanci-truciciele.
Siostra poszła do koleżanki, która mieszkała parę bloków dalej.
Koleżanka się ucieszyła.
– Wreszcie jesteś! Wszystko już przygotowałam!
Siostra założyła fartuszek, położyła przed sobą największy nóż jaki znalazła, ujęła się pod bok (ćwiczyła przed lustrem) i zapytała:
– Co gotujemy?
– To dla mojego chłopaka. Żeberka wegańskie!
– Przepis proszę – zakomenderowała siostra Łukaszka.
Jednym ze składników było ciasto. Siostra sięgnęła po proszek do pieczenia.
– Tylko nie to! – krzyknęła wystraszona koleżanka. – Nie widzisz co jest napisane? On jest do pieczenia!
– No i?
– Kiedyś się mi sypnęło go do oka. Piecze strasznie! Nie, nie dajemy go.
Jak łatwo przewidzieć, ciasto się nie udało.
– Hm – powiedziała siostra Łukaszka starając się brzmieć inteligentnie.
– Hm hm – powtórzyła zaraz koleżanka, która wychodziła z założenia, że naśladowanie drogą do perfekcji.
Pohymkały tak parę minut, aż wreszcie któraś wpadła na pomysł, żeby zapytać sąsiadek.
Wyszły na korytarz.
– Zaczniemy od tej – koleżanka nacisnęła dzwonek przy sąsiednich drzwiach. Otworzyły się prawie natychmiast i wyjrzała przez nie sąsiadka nie wiadomo dlaczego zalękniona.
– My w sprawie ciasta – szepnęła koleżanka.
– Acha. To wejdźcie. Tylko szybko – odszepnęła sąsiadka i wciągnęła je do wnętrza.
A tam… Tłum ludzi. Cały pokój ludzi, którzy siedzieli na kanapie, krzesłach, a niektórzy nawet na podłodze. Wytłumaczenie było tylko jedno.
– Pornola kręcą – szepnęła głośno koleżanka.
Siostra spojrzała na ludności, wszyscy uczesani, w swetrach, większość w okularach.
– O nie – pokręciła głową. – To coś poważniejszego.
– Co wy tu robicie? – spytała prostolinijnie koleżanka.
– Nie wiecie? – zdumiał się jakiś pan stojący koło okna. – One są kompletnie zielone, kto je tu wpuścił? My się tu uczymy.
– Jezu, uczyć się w domu? – nie wytrzymała siostra. – Ja to bym nie mogła. Wystarczyło mi, że uczyłam się w szkole. Kto normalny chciałby się uczyć jeszcze w domu?
– My uczymy się tego, czego w szkołach nie wolno – szepnęła jedna pani siedząca na kanapie.
– Czego niby?
– Biologii.
– Mówiłam, pornole – upierała się koleżanka.
– Uczymy się o różnicach pomiędzy kobietą a mężczyzną. O tym, że kobiety różnią się od mężczyzn anatomicznie. Że mężczyźni są przeciętnie wyżsi. Że nawet w budowie mózgu są różnice pomiędzy jedną płcią a drugą…
– Też mi nowość – prychnęła siostra Łukaszka. – Każdy głupi o tym wie, że facet od kobiety różni się!
– No właśnie nie każdy głupi, bo w szkołach teraz zaczynają uczyć, że płeć to wyłącznie aspekt społeczny a nie fizyczny i każdy może sobie dowolnie wybrać czy chce być kobietą czy mężczyzną.
– Tere fere – burknęła koleżanka zła, że jej teoria o pornolu legła w gruzach. – Przecież różnicę pomiędzy kobietą a facetem widać okiem jak się jest goło. Zwłaszcza, że w przypadku mojego chłopaka ta różnica jest duża.
– O czym pani mówi? – pani na kanapie spłonęła rumieńcem.
– No, że faceci mają chu… E… Jak to elegancko powiedzieć? Wyleciało mi to słowo z pamięci. Na „p”.
– Pejsy – podpowiedziała siostra Łukaszka.
– A w ogóle dlaczego panie tu weszły? – odezwał się pan przy oknie. – Kto je tu wpuścił?
– Ja. Ale znały hasło! – sumitowała się gospodyni. – Widocznie przypadkiem…
– A miało być nie do odgadnięcia – westchnął pan. – Tak to jest jak się kobiety biorą za konspirację.
– Ma pan coś do kobiet? – zakrzyknęły jednocześnie pani z kanapy, siostra Łukaszka i jej koleżanka, przy czym ta ostatnia przypomniała sobie słowo na „p” i poczęstowała nim pana spod okna.
Wybuchła dzika awantura panie kontra panowie.

(Wyświetlono 213 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Leave a Reply