You are currently viewing Tramwaj zwany przerażeniem

Tramwaj zwany przerażeniem

Pani Sitko, dozorczyni bloku, w którym mieszkali Hiobowscy, miała oczy zajęte czytaniem gazety. Na kuchennym stole leżał przed nią aktualny numer dziennika „To, Co Jest”. Na pierwszej stronie był trzewioszarpiący artykuł z cyklu „Dramaty znanych ludzi”. Opowiadał on o parze celebrytów, których rządzący obecnie reżim pozbawił dostępu do publicznej telewizji i publicznych pieniędzy. Skazano ich zatem na nędzną wegetację, co już głosił tytuł „Zabrakło im pieniędzy na narkotyki! Mogą umrzeć!! Wszyscy umrą!!!”.
Pani Sitko miała oczy zajęte, ale uszy wolne. Nie uszły więc jej uwagi tajemnicze hałasy dobiegające z klatki schodowej. Oderwała się od gazety i uchyliła drzwi mieszkania. A tam szmery, stuki, szepty. Gdzieś w tle korytarza mignęła sylwetka ludzka. Windy skradały się bez ustanku.
– Muszę zbadać co się tam dzieje – mruknęła pani Sitko. I tak tropem cieni i dźwięków dotarła na ostatnie piętro. A tam… Na końcu korytarza rozstawiono krzesła, ktoś wyciągnął telewizor i grupa osób szykowała się do tego, żeby oglądać jakiś film.
– Nie stać was na kino? – spytała zdegustowana pani Sitko.
– Tego filmu nie ma w kinach – odparła z emfazą mama Łukaszka. – Jest to bowiem nasz film, nakręcony przez nasz lokalny osiedlowy oddział Komitetu Obrony Dewiacji. Nie jest przeznaczony do kin. A nawet gdyby był, cenzura i tak by go nie puściła!
– Nie ma cenzury – zaprotestował tata Łukaszka.
– To dlaczego nie ma takich filmów w kinach?
– Może dlatego, że nie są przeznaczone do kin? – błysnęła intelektem siostra Łukaszka. Mama Łukaszka chciała ją wyrzucić za drzwi, ale po chwili zorientowała się, że wszyscy i tak już są na korytarzu.
– Film! Dawać film! – widownia zaczęła się niecierpliwić. Pani Sitko przysiadła na wolnym krześle i bacznie się przypatrywała. Pokaz organizowały mama Łukaszka oraz mama Wiktymiusza, one też były autorkami filmu.
– Film opowiada o upadku demokracji w kraju Europy Środkowej – informowała mama Wiktymiusza. – W roli głównej wystąpi osoba znana nam z osiedla. No to zaczynamy…
Na ekranie pojawiło się spowite mrokiem osiedle. Przemierzała je szybkim krokiem jakaś spłoszona kobieta w podeszłym wieku…
– Babcia Xero! – nie wytrzymał ktoś.
…babcia Xero w stanie najwyższego przerażenia truchtała uliczkami osiedla.
– Tu szerzy się terror i faszyzm! – rozległ się z głośników napięty głos mamy Łukaszka. – Rządzący tym krajem reżim zabrania ludziom chodzić swobodnie po chodnikach!
Akurat ktoś tak fatalnie dobrał ujęcie, że babci Xero towarzyszyła grupa ludzi, która jak by nie patrzeć, szła swobodnie po chodniku. Rozległ się wieloosobowy, przytłumiony śmiech.
– Dobrze się zaczyna – odezwał się sąsiad z dołu. – Wreszcie jakaś dobra polska komedia!
Obie mamy zmilczały, ale niestety, tak było cały czas. Dramatyczne komentarze narratorki oraz wystraszona mina babci Xero raczej wzbudzały wśród widzów śmiech niż strach.
– Gdzie ten terror? – zapytał dziadek Łukaszka ocierając łzy.
– Zaraz będzie – wycedziła mama Wiktymiusza. – W scenie z tramwajem.
…Babcia Xero jechała tramwajem. Przerażona kuliła się na siedzeniu łypiąc wytrzeszczonym okiem na każdego kto tylko koło niej przechodził. A kiedy nikt nie przechodził, wtedy zwracała zafrasowane czoło do okna, za którym gęstniał mrok.
– To gęstnieje mrok faszyzmu! – poinformował głos mamy Łukaszka z telewizora. – Samotna, okrąża świat tramwajem w poszukiwaniu tlących się jeszcze ogników gasnącej demokracji!
Publiczność wybuchnęła śmiechem.
– Nie można okrążyć tramwajem świata – westchnęła babcia Łukaszka. – A oceany?
– W Wenecji jest tramwaj wodny – zauważyła siostra Łukaszka jak zwykle pełna dobrych chęci aby pomagać. W podzięce jednak spotkało ją to, że mama Łukaszka wepchnęła ją do windy i wysłała na parter.
Śmiać się z filmu wkrótce przestano, gdy do Babci Xero podszedł jakiś facet. coś do niej powiedział – głosy i śmiechy zagłuszyły co. Babcia Xero spojrzała na niego blada i z przestrachem pokręciła głową. Wtedy facet zaczął ją szarpać i siła wyciągać z tramwaju.
– De-mo-kracja! Kons-ty-tucja! – wyła babcia ciągnięta za ubranie.
– O matko – szepnął ktoś spośród struchlałej i oniemiałej publiczności.
– A widzicie! – triumfowały autorki filmu.
Ale Łukaszek popsuł wszystko.
– Ja tego gościa znam. Przecież to kanar. Jechałyście bez biletu?
– To mu nie daje prawa do selekcjonowania ludzi na tych, których mogą jechać i na tych, którzy mają wysiąść! To nie rampa w Auschwitz! – krzyczała mama Wiktymiusza. Publiczność jakoś raczej nie podzielała jej stanowiska.
Film się skończył, telewizor przełączył się na antenę i uraczył wszystkich wiadomościami. Jeszcze wszyscy żyli sprawą pewnego filmu. Otóż jakiś niemiecki polityk wystąpił odpłatnie w polskim filmie dokumentalnym pod tytułem „Niemcy – strefa szariatu”. Opowiadał tam przerażony o tym, jak fatalnie się żyje w tym kraju, jakie niebezpieczeństwa czyhają tam na każdego obywatela i jak tam jest źle.
– Debil jakiś – skomentowała mama Łukaszka.

(Wyświetlono 225 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Leave a Reply