Uwagę Hiobowskich zwróciła postać sąsiada, który tkwił przed blokiem niebaczny na styczniowy mróz wielkości jednego stopnia poniżej zera. W końcu tata Łukaszka specjalnie się pofatygował na dół, do sąsiada, aby go spytać o przyczynę tego tkwienia, a kiedy się pofatygował, to też został.
– Co oni tam robią? – irytowała się babcia Łukaszka i zadzwoniła do taty Łukaszka na komórkę.
Wiadomość, którą otrzymała była na tyle elektryzująca, że cała rodzina runęła do windy i wybiegła przed blok.
Sąsiad czekał na nowy samochód.
– Nie dla siebie – wyjaśniał sąsiad przytupując. – To dla syna. Chciał mieć nowe auto. Wujek rzucił pomysł zbiórki, cała rodzina się złożyła. I kupili. Dzisiaj syn ma przyjechać nową furą, więc czekam na niego. Dzwonił, że niedługo będzie…
– A co kupili? – spytał tata Łukaszka.
– Nie wiem. Nie chciał powiedzieć przez telefon.
– Jedzie chyba! – zakrzyknęła siostra Łukaszka.
– E nie, to chyba nie on… – rzekł sąsiad. Ale to faktycznie był jego syn. Podjechał malutkim, nowiutkim autem pod blok i wysiadł z triumfującą miną. Jego ojciec miał minę deczko inną.
– Tylko takie coś? – spytał nieudolnie próbując ukryć rozczarowanie w głosie. Zaczął obchodzić samochód z nieufną miną człowieka, który właśnie dowiedział się, że na kilogram wychodzi tylko pięć pomidorów.
Z bloku wypadła żona sąsiada. Przypadła do auta i zaczęła je głaskać po błotniku.
– Boże, jakie piękne, jakie nowe, i to od niego, dał nam…
– Jakie dał, euro do tego nie dołożył, cała rodzina się składała! – huknął sąsiad. – Na pewno wszystko poszło na ten samochód?! Wielcem ciekaw! Gdzie jest wujek?! Nie przyjechał z tobą?!
– Nie – spłoszył syn sąsiada. – Też kupował nowe auto. Tak się złożyło.
– Nie kupował tam gdzie ty?
– Nie, więc go podwiozłem.
– A dokąd go podwiozłeś?
– Do salonu Landrovera.
Sąsiad sapnął głośno, że teraz to rozumie czemu to auto takie małe. Jego żona zareagowała dość nerwowo. Wstała z klęczek i ruszyła na swojego męża.
– Co ty tu mruczysz pod nosem, co?! Sugerujesz, że ten święty człowiek nas okradł?!
– Tego nie mówię – sąsiad zaczął się wycofywać. – Ale chciałbym zobaczyć fakturę…
– Samochód nam dał za darmo, a ty jeszcze od niego faktury żądasz?!
– Za jakie k***a darmo?!! – nie wytrzymał sąsiad. – Przecież to były pieniądze rodziny a nie jego!! On to tylko kupił!!!
Syn sąsiada, podniecony, obchodził auto i powtarzał radośnie „mój samochód”.
– Ile on ma koni? – spytał Łukaszek.
Syn sąsiada sięgnął po dowód rejestracyjny i podał Łukaszkowi nadal powtarzając „mój samochód”.
– Nie twój – sprostował Łukaszek. – Wujek wpisał siebie jako właściciela… Fajny ten wujek.
Sąsiad się zagotował i zaczął krzyczeć. Wtedy podszedł do niego syn, położył mu rękę na ramieniu i powiedział patrząc prosto w oczy:
– Tato. Bądź ojcem. Bądź człowiekiem. Bądź mężczyzną. Bądź Polakiem. Bądź katolikiem. Dostałem samochód od wujka. Nie akceptujesz tego, OK, ale pozwól mi go zachować. Nie wtrącaj się do mojego życia, a ja nie będę się wtrącać do twojego. A teraz mi daj pieniądze na paliwo, ubezpieczenie i opłać mi miejsce postojowe na parkingu strzeżonym. No i podpisz jeszcze to. To oświadczenie, że rezygnujesz z jazdy moim autem, bo nie dałeś na nie ani euro i obrażasz wujka.

Prezent od wujka
(Wyświetlono 244 razy, 1 dzisiaj)
Ten post ma 6 komentarzy