Zaczęło się od tego, że Hiobowscy oglądali w telewizji wykład pod tytułem „Etos pracy”. Wyszedł jakiś profesor i powiedział do studentów:
– Zapamiętajcie sobie dokładnie co teraz powiem. Praca jest dla frajerów. Nie pracujcie. Nigdy. Jeśli będzie chcieli coś mieć, proście ludzi. Żebrajcie. To nie jest nic wstydliwego. Zawsze się znajdzie jakiś leszczu, który się zlituje i wam da na pickę z ananasem. Ale najchętniej ludzie dają nie dla kogoś tylko na złość komuś. Ogłoście, że walczycie z kimś a zobaczycie, że dadzą wam wszystko. Precz z etosem pracy!
– E to bzdura jakaś jest – powiedział dziadek Łukaszka i zaśmiał się, ale był to śmiech nieszczery i wymuszony.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyła siostra Łukaszka i wprowadziła jakąś bezbarwną panią w dolnym zakresie wieku średniego.
– Poproszę o pieniądze – powiedziała pani.
Hiobowskich zatkało. Pierwsza odetkała się babcia Łukaszka.
– A to dlaczego?
– Bo nie mam.
– No to do pracy – zasugerował tata Łukaszka.
Pani się skrzywiła.
– Proszę pana, ja jestem lewicową aktywistką, gdybym poszła do pracy to nie miałabym czasu na aktywność.
– A na co pani te pieniądze? – zapytał Łukaszek. – Samochód? Komputer? Wibrator?
– Zbieram na masło.
– Lubrykant lepszy – poradziła siostra Łukaszka i pani wyrzuciła ją za drzwi.
– Nie mam czasu tak stać i czekać. Dajecie coś czy nie?
– W tym wieku żebrać o pieniądze na masło? – zamyślił się dziadek Łukaszka. – Nic pani nie odłożyła przez życie? To nie jest jakaś zawrotna kwota. Nawet mnie, emeryta, stać.
– Proszę pana, dziesięć lat walczyłam o suchym chlebie o prawa gejów by mogli swobodnie wchodzić do sklepów meblowych.
Zapadła niezręczna cisza.
– Ależ oni mogą wchodzić do sklepów meblowych – wyjąkała mama Łukaszka.
– No i dzięki komu? – pani wskazała niedyskretnie na siebie. – To co, dacie mi jakieś pieniądze. Urodziny mam. Kostka masła byłaby idealnym prezentem.
I wyciągnęła przed siebie niewielki worek, ledwo co zapełniony pieniędzmi.
Ale Hiobowscy nie dość, że nie dali jej pieniędzy, to jeszcze zasugerowali, że jest bezczelna i leniwa i powinna wziąć się do roboty po czym wyrzucili ją z mieszkania.
Na drugi dzień znowu ktoś zadzwonił do drzwi. I okazało się, że jest to znowu ta pani.
– Nadal pani zbiera na masło? Słabo idzie? – zakpiła babcia Łukaszka.
– Ależ skąd – pani wysunęła przed siebie duży wór do połowy wypełniony pieniędzmi. – Dziś zbieram na begshaming.
– A co to jest???
– Jest to bezpodstawne hejtowanie ludzi, którzy mają w sobie tyle godności, by nie poddawać się ekonomicznej opresji zwanej pracą i swoje środki do życia uzyskują w drodze dobrowolnej darowizny. Coś jak fatshaming, tyle że obiektem napaści nie są osoby nadwagopozytywne lecz osoby żebrzące. To co, da pani coś?