You are currently viewing 5. Przydział cel

5. Przydział cel

Zostaliśmy zaprowadzeni do biura komendanta. Kiedy szliśmy przez odkryty teren, potem przez wnętrze budynku coś mi zaczęło świtać w głowie. A gdy stanęliśmy przed komendantem byłem już całkiem pewien.
– Hm… Hm… – mruczał komendant przewracając papiery. – Sami niebezpieczni.
– Ja tylko pisałem w internecie – zastrzegł się Krzysztof.
– Dla piszących w internecie mamy trzy największe bloki.
– To dajcie nam wreszcie miejsca gdzie będziemy mogli położyć się spać, jechaliśmy cała noc a wy nas jeszcze trzymacie na stojąco – ziewnęła Barbara.
– To ich takie metody – wtrącił Marcin Lotnik. – Podobno budzą osadzonych co godzinę i…
– Niech no tylko mnie ktoś spróbuje obudzić – rzekł dziadek Róża. – Nie uda mu się. A jak się uda to mu rozwalę łeb taboretem.
– Jakim taboretem? – zainteresował się Cezary.
– W więzieniu są zawsze taborety.
– To nie jest więzienie – odezwał się komendant.
– Prawda – potwierdziłem.
Komendant spojrzał na mnie podejrzliwie.
– Wiemy, wiemy – machnęła ręką Barbara. – Ośrodek odosobnienia czy innego internowania. Ale nazwanie więzienia czymś innym nie czyni z więzienia czegoś innego.
– To jest Miejsce odosobnienia – poinformował uroczyście komendant.
– Nieprawda – odezwałem się i to wreszcie wyrwało komendanta ze stanu zadowolenia.
– A co to niby ma być? – zapytał. Odpowiedziałem:
– Niedokończone osiedle mieszkaniowe.
– No, faktycznie – Cezary wyjrzał przez okno. – Te bloki stoją prawie tak samo jak na nowych osiedlach w stolicy. Dołożyli tylko to wygrodzenie z siatki…
– Akurat tych płotów między blokami nie musieli pewnie dokładać – przerwałem. – Co, trafiłem? – popatrzyłem jak komendant zaciął usta. – I to miało być nie byle jakie osiedle, tylko takie lepsze, luksusowe. No ale teraz takie czasy, że nawet deweloperzy pod Trójmiastem bankrutują.
– Po co komu budowa w Polsce skoro są budowy w Niemczech – pokiwał głową Marcin Lotnik.
– Zna się pan na budownictwie mieszkaniowym? – spytał komendant.
– Robiło się – odpowiedziałem skromnie i kontynuowałem:
– Więc wojewoda wpadł na genialny pomysł jak szybko i tanio zrobić wielki ośrodek odosobnienia, bo obecne są już mocno przepełnione.
– A w więzieniu bywał pan? – komendant notował dalej.
– Robiło się.
– Pogadamy sobie jeszcze o tym co pan robił, i z innymi osobami też przeprowadzę takie rozmowy. A teraz blokowy zaprowadzi was do cel.
Najpierw jednak musieliśmy pójść w takie miejsce gdzie nas przeszukano i zabrano nam w depozyt wszystkie rzeczy jak telefony, zegarki, pieniądze i tak dalej. Następnie wzięliśmy torby i poszliśmy dalej. Okazało się, że blok był budowany z myślą o wynajmie. Piętra dzieliły się na komórki mieszkalne składające się z trzech połączonych trzypokojowych mieszkań. W każdym mieszkaniu kuchnię połączono w łazienką i urządzono z tych trzech pomieszczeń kuchnię, pralnię i łazienkę. Mieliśmy więc do dyspozycji akurat sześć pokoi. Drzwi do pokoi były pełne i można je było zamknąć na motylek od środka. Natomiast wyjście z komórki na korytarz składało się z solidnej kraty zamykanej przez strażników.
– Wreszcie – mruczał Cezary. – Zasypiam na stojąco. – Podzielmy się jakoś i w kimono.
– Chyba wszystko jedno kto gdzie – ziewał Krzysztof.
Wszyscy deklarowali, że wszystko jedno ale jakoś nikt nie mógł się zdecydować.
– Ojej, no to zróbmy tak – zaproponowałem. – Lewe mieszkanie biorą Ziemie Odzyskane.
– To znaczy? – spytał Cezary.
– Dziadek jest spod Wrocławia, a Krzychu z Fromborka… Środkowe biorą stolice Polski. Czyli Marcin Lotnik z Krakowa i ja z Poznania.
– Kiedy Poznań był stolicą? – zapytał ironicznie Marcin Lotnik.
– Tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt pięć – odparłem z przekonaniem.
– No to zostaliśmy ściana wschodnia, ja Białystok i Basia z Rzeszowa… – westchnął Cezary i skierował się w stronę prawego mieszkania. I wtedy zorientował się, że nie ma Barbary. Stała przy kracie na korytarz, którą zamykał blokowy i kłóciła się z nim.
– Dlaczego ja nie jestem na oddziale kobiecym? – Macie tu chyba taki?
– Owszem, mamy – przyznał strażnik. – Ale nie radzę się tam przenosić. Tu jest pani bezpieczniejsza.
– To kto tam siedzi? – zainteresował się dziadek Róża
Strażnik namyślał się przez chwilę, a następnie wyszeptał:
– Fąfara.

(Wyświetlono 45 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Leave a Reply