You are currently viewing Wycieczka do Francji last minute

Wycieczka do Francji last minute

Hiobowscy rzadko wyjeżdżali gdzieś na wakacje korzystając z ofert biura podróży. to, co się więc stało było dla nich dużym zaskoczeniem. Niemniej, inne osoby, które często z takimi biurami miały kontakt, jak na przykład mama Wiktymiusza, były również mocno zaskoczone. Można zatem śmiało powiedzieć, że taktyka biura podróży „Ostatnia okazja” z Pawełkowic była śmiała i nowatorska, co na tym rynku nie jest takie proste ani łatwe. Co więcej, taktyka ta była bardzo owocna, co także jest warte podkreślenia.
A zaczęło się tak, że do dziadka Łukaszka wracającego z zakupu ze sklepu „Dyskont Niezłomny” podszedł jakiś młody w garniturze i odezwał się w te słowa:
– Nie myślał pan nigdy w te niespokojne czasy aby…
– Myślałem, że Jehowi chodzą po mieszkaniach – przerwał mu dziadek.
– Nie jest Jehowym. Chodzi mi o finanse…
– Nie mam. Żadnych garnków nie kupię.
– Nie chodzi o garnki tylko o wyjazd do Francji last minute.
I tu młody w garniturze wymienił jakąś solidną kwotę.
– Chyba pan oszalał – zaśmiał się dziadek. – Owszem w Polsce robi się powolutku coraz lepiej, ale pięćset plus pozwala ludziom co najwyżej pojechać nad Bałtyk. Albo w Tatry. Ale nie do Francji. A na pewno już nie za tę kwotę.
– Jeszcze zobaczymy! – odszczeknął się buńczucznie młody. – Nasza taktyka jest bezbłędna! Wielokrotnie się sprawdziła! Ludzie będą nas błagać o miejsca na wycieczkę…
– Musicie obniżyć cenę…
– Żadnej ceny nie obniżymy.
– To jak chcecie to zrobić?
– Musimy znaleźć kogoś, kto jest otwartym na imigrantów lewakiem.
Tu dziadek miał bardzo prostą sprawę, bo od razu przyszedł mu do głowy pan z piątego piętra. Niedawno dziadek miał z nim niemiłe ścięcie. Ów pan zaatakował dziadka za islamofobię i że jest przeciwny przyjmowaniu uchodźców do Polski.
– A tan jest za? – warknął dziadek.
– Oczywiście!
– To ilu przyjmie pan do siebie?
Pan zaczął bąkać, że tak nie można stawiać pytania, że samo pomyślenie jest zbrodnią, a poza tym on nie może przyjąć uchodźców, bo często go nie ma w domu. Bo manifestuje w stolicy. I taki imigrant poczułby się osamotniony i opuszczony.
– To niech pan ich weźmie więcej – poradził serdecznie dziadek Łukaszka.
– Co za chamstwo – fuknął pan.
I tak to się wtedy skończyło, a teraz pan szedł akurat na dziadka Łukaszka, który oczywiście nie mógł przepuścić takiej okazji i przedstawił miłośnika imigrantów przedstawicielowi biura podróży.
– Do Paryża? – zastanawiał się miłośnik imigrantów.
– Tam mnóstwo imigrantów! – kusił pan w garniturze. I widząc grymas niesmaku na twarzy potencjalnego klienta kusił dalej:
– Wieża Eiffela! Luwr! Wersal! Zamki nad Loarą!
Miłośnik imigrantów zaczął się łamać i zapytał za ile byłby ten wyjazd.
– Za darmo!
Dziadek zawrzał gniewem:
– Jak to?! Przecież sam przed chwilą podawał mi zupełnie inną cenę!
– Dla tego pana akurat jest za darmo. To część naszej taktyki.
Dziadek tylko zaciął usta. A miłośnik imigrantów po dłuższym namyśle zgodził się. Uradowany przedstawiciel biura zaciągnął go do auta celem podpisania umowy.
Młody w garniturze pojawił się na osiedlu tydzień później. Biegał od bloku do bloku, dzwonił po mieszkaniach i zapraszał ludzi na specjalny pokaz wycieczki.
Zaciekawieni mieszkańcy zeszli się na pod osiedlowy dom kultury. A tam stała opancerzona furgonetka, z której wnętrza dochodziła jakieś łomoty i krzyki.
– Czy to nie imigranci? – spytał ktoś przestraszony.
– Ależ skąd! – zapewnił przedstawiciel. – To po prostu jeden z naszych klientów.
Dziadkowi przez głowę przemknęło straszne podejrzenie.
– Uwaga, otwieram! – zawołał przedstawiciel, no i otworzył.
Z środka wypadł z obłędem w oczach miłośnik imigrantów. Zawahał się na widok tłumu ludzi, ale szybko wybrał jakąś lukę pomiędzy zgromadzonymi. Przeskoczył przez kosz na śmieci i schował się pod ławkę. Chwycił obiema rękami na jej nogi. Mocno.
– Je suis merde! Je suis merde! – wołał żałosnym głosem. – Nicht schiessen! Allah akbar! Mamo! Ja chcę do domu! Zgadzam się na wszystko tylko nie róbcie już mi tego więcej!
Zaczął płakać i oddał pod siebie mocz.
– Coście mu zrobili – odezwał się ktoś z tłumu.
– Zawieźliśmy go w Paryżu do strefy „no-go” – wyjaśnił młody w garniturze. – Nawet nie wiecie ile nas kosztowały starania, aby odzyskać go z powrotem.
– Wygląda na to, że wyleczył się z miłości do imigrantów raz na zawsze – rzucił ktoś.
– Żadnych imigrantów – załkał pan pod ławką i zagryzł zęby na nodze ławki.
– Proszę państwa! – zawołał przedstawiciel biura. – Sami państwo widzą co się tam dzieje w tej Francji. Dlatego proponujemy państwu wycieczkę do… Francji. Last minute.
I wymienił solidną kwotę.
– Czy to nie za wysoka kwota za wycieczkę last minute? – zapytała jakaś pani.
– Proszę pani, to nie wycieczka jest last minute, tylko Francja jest last minute! Tego pana zawieźliśmy do strefy no-go, ale tych stref przybywa coraz więcej i więcej. Kto wie, być może to ostatnie okazja by zobaczyć wieżę Eiffela i Pola Elizejskie? By zobaczyć Bordeaux i Niceę? Za rok, dwa, może już tego nie być!
Dziadek Łukaszka nie wierzył własnym oczom. Ludzie rzucili się hurmem zapisywać na wyjazd.
– A… Tego… – jeden pan dopytywał się z boku. – Macie tylko Francję?
– A dokąd by pan chciał?
– Do Szwecji.
– Do Szwecji już nie jeździmy.
– Ale rok, dwa lata temu mieliście wycieczki do Szwecji.
– Mieliśmy. Ale teraz już nie mamy.

(Wyświetlono 201 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Leave a Reply