You are currently viewing Wręcz przeciwnie, czyli rozmowa z uczestnikiem Marszu

Wręcz przeciwnie, czyli rozmowa z uczestnikiem Marszu

W osiedlowej cukierni panował miły gwar i lekki tłok, wszyscy kupowali rogale.
– Zaraz, jak to, otwarte, przecież jest święto? – zdumiał się tata Łukaszka przekraczając próg cukierni wraz ze swoją rodziną.
– No jak to, nie wie pan – odezwała się gderliwie dozorczyni ich bloku, pani Sitko, która była ostatnia w kolejce. – Jeśli się podzieli średnią temperaturę dobową lipca przez średni poziom Wisły w Zawichoście z zeszłego roku i jest odpowiedniej wielkości i jeśli znak barana rozpoczyna się w poniedziałek z rana to można handlować jedenastego listopada.
– O – powiedział tylko tata i wszyscy grzecznie ustawili się w kolejce.
Chwilę później do cukierni wpadła ubrana na moro postać w kominiarce na głowie.
Zapanowało lekkie zamieszanie. Co by tu nie mówić, ludzie się wystraszyli.
Nie wszyscy.
– Do kolejki – wychrypiał pan Sitko, który był na tęgim kacu i było mu wszystko jedno.
– Nie prowokuj go, bo nas zabije – szepnęła głośno jego małżonka.
– Wręcz przeciwnie! – zakrzyknęła męskim głosem postać w moro. – To mnie chcą zabić! Ukrywam się!
– W mojej cukierni?! – wystraszyła się pani sprzedawczyni. – Jeszcze ściągnie mi pan na głowę jakichś imigrantów…!
– Wręcz przeciwnie! To policja!
Zapanowała lekka konsternacja.
– Dlaczego policja chce pana zabić? – zapytał z niedowierzaniem Łukaszek.
– Jak to, chłopcze, nie wiesz, że żyjesz w faszystowskim kraju?!
– Nie. Nie zauważyłem.
– To czego was uczą w tej szkole?!
– Faktycznie, ma pan rację, szkoła jest faszystowska.
– Co ty wygadujesz?1 – oburzyli się rodzice Łukaszka, ale ich syn zaczął wyliczać na palcach:
– Monowładza, duża rola sektora państwowego w zarobkach, uniformizacja podwładnych, indoktrynacja, cenzura, kult dyrektora…
Przerwał mu przejeżdżający radiowóz na sygnale.
– Szukają mnie – wyszeptał przerażony człowiek w moro i usiłował wmieszać się w tłum z mizernym skutkiem.
– Co pan zrobił? – zaciekawiła się siostra Łukaszka.
– Byłem na Marszu Niepodległości.
– A nie pan ani flagi ani opaski… Naprawdę brał pan udział?
– Wręcz przeciwnie! Ja tam byłem po to, żeby tego marszu nie było!
– To znaczy? – spytała podejrzliwie babcia Łukaszka.
– Wraz z liczną, dziewięcioosobową grupą ludzi, którzy chcą aby polska wyglądała jak ta z wizji Sienkiewicza, więc wraz z nimi usiłowaliśmy zablokować Marsz Niepodległości.
– Przecież on był legalny – wtrącił się dziadek. – A wy mieliście zezwolenie?
– Co za zezwolenie, jakie zezwolenie?! – parsknął pan w kominiarce co z powodu tejże kominiarki dało dość komiczny efekt. – Zezwolenie na co, na siedzenie na ulicy?! To jest proszę państwa faszyzm, żebym ja musiał prosić o zezwolenie na coś takiego!
– Czyli nie mieliście – skomentował Łukaszek.
– A tak, nie mieliśmy, zresztą i tak by nam nie dali! Uff! – i zdenerwowany pan ściągnął kominiarkę ukazując swoje czerwone oblicze.
– Ooooo! – zawołały dwie osoby. Jedną była mama Łukaszka, a drugą ich sąsiadka z bloku, mama Wiktymiusza. – To pan?!
– Kto to? – zapytali wszyscy.
– To znany celebryta – wyjaśniła z satysfakcją mama Łukaszka. – Od wielu lat prowadzi w telewizji program pod tytułem „Jutro jadę do Niemiec”. Zaraz… Ej, co wy robicie?
– Zbieramy na bilet dla pana.

(Wyświetlono 239 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Ten post ma 2 komentarzy

  1. bez kropki
    No właśnie. Chyba Tusia Kask, a już na pewno córka Ewy Kłapacz miała ujechać za granicu (konkrietno: na Zapad) jak PiS wygra. PiS wygrało, a one co? Siedzą? (W Polsce znaczy się siedzą.)
    1. Marcin Brixen
      No właśnie. Tak im duszno, tylu chętnych na wyjazd i nikt nie wyjeżdża. Ciekawe.

Leave a Reply