Zaczęło się od nieprzyjemnej sceny w osiedlowym sklepiku spożywczym. Łukaszek, Gruby Maciek i okularnik z trzeciej ławki stali w kolejce po wegańskiego, zeroemisyjnego cold doga, gdy jeden z dwóch panów stojących przed nimi poprosił o bańkę wody mineralnej.
– Gazowaną? – spytała pani sprzedająca.
I wtedy stało się. Jeden z panów eksplodował. Zaczął krzyczeć, że to skandal, antysemityzm, i że pani natychmiast powinna oddać mu swoją kamienicę.
– Nie mam kamienicy – odparła pani.
– Nie wierzę! – odpalił pan. – Mało to wy, Polacy, nagrabiliście się po wojnie mienia?
– Jestem Ukrainką – wyjaśniła go pani.
Pan spojrzał wściekłym wzrokiem na zaśmiewających się w rękaw chłopaków i krzyknął na drugiego pana:
– To wszystko twoja wina! – po czym wyszedł ze sklepu.
Drugi pan, który okazał się być sąsiadem Łukaszka, westchnął, kupił baniak wody niegazowanej i też wyszedł.
Chłopcy dopędzili go kilku minutach, kiedy szedł w stronę bloku, w którym mieszkali Hiobowscy.
– Czego się pan martwi, przecież to nie pana wina – zagaił okularnik.
– Ano moja. Teraz dopiero się nasłucham.
– Tak pan mówi, jakby on z panem mieszkał – zadudnił Gruby Maciek.
– Bo mieszka. On i cała jego rodzina.
– Jak do tego doszło? – zastanawiał się Łukaszek.
– Bardzo prosto. Kiedy pięć lat temu wybuchła wojna z Iranem uratowałem jego i jego rodzinę przygarniając ich i dając im dom nad głową.
– Którą stronę oni reprezentowali? – okularnik był zaciekawiony.
– Nie irańską – poinformował sąsiad i kontynuował:
– Z początku wszystko było dobrze, ale wkrótce zaczęły się narzekania. A to pokój za ciasny, a to kawa niedobra, a to pakiet telewizji zbyt ubogi… Siedzą cały czas i szczerze mówiąc chciałbym już odzyskać mieszkanie dla siebie…
– Świetnie pana rozumiemy – zadudnił Gruby Maciek.
– I dlatego panu pomożemy – uzupełnił Łukaszek.
– Świetnie chłopcy – ucieszył sąsiad. – A czego chcecie w zamian? Przepraszam, że tak pytam, ale sami rozumiecie, po tylu latach, kto z kim przestaje i tak dalej…
– Za nic – uspokoił go okularnik. – Po prostu zrobimy dobry uczynek. Będzie jak znalazł na adwent, kiedy ksiądz będzie pytać na religii.
I poszli.
Kiedy przyszli do mieszkania, sąsiad otworzył drzwi kluczem, z środka wyjrzał pan, który był wcześniej z sklepie i zaczął krzyczeć, że skończył się kawior. Zobaczył chłopców i przestał krzyczeć.
– A wy tu czego? – spytał.
Gruby Maciek podszedł bliżej do drzwi i zadudnił szeptem:
– Wojna się skończył.
– Jaka wojna? – oczy pana zrobiły się okrągłe ze zdumienia.
– No, z Iranem.
– Jak to, już? – w głosie pana było słychać rozczarowanie. – I kto wygrał?
– No, wy.
– Super – pan spojrzał na nich podejrzliwie. – Tylko dlaczego ja nic o tym nie wiem?
– Już pan wie – wtrącił błyskawicznie okularnik.
– Bo to tajne – powiedział Łukaszek. – Tak tajne, że nawet Iran jeszcze tego nie wie. A wie pan dlaczego?
– Nie – pan był bardzo przejęty.
– Kamienice – szepnął Łukaszek. – Do odzyskania. W Iranie.
Panu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Runął w głąb mieszkania, a po krótkiej chwili pojawił się z walizką. Za nim biegła reszta rodziny.
– Szesnaście… Siedemnaście… – liczył rozbawiony Gruby Maciek.
Okularnik pobiegł za nimi aż do windy i wrócił po dłuższej chwili meldując:
– Pojechali.
– Jak ja wam się chłopcy odwdzięczę – rozczulił się sąsiad.
– Nie trzeba – zamachał rękami Łukaszek. – Tylko niech pan pamięta, żeby zmienić zamki.
I na nieme pytanie zawarte w spojrzeniu sąsiada odpowiedział:
– Oni mogą wrócić.
O ratowaniu ratującego
(Wyświetlono 347 razy, 1 dzisiaj)