You are currently viewing Kierowniku, chociaż bułkę na protest!

Kierowniku, chociaż bułkę na protest!

Dziadek i siostra Łukaszka poszli po zakupy do osiedlowego sklepu. Po drodze był kiosk z prasą. Dziadek stanął przed witryną i medytował którą by gazetę kupić. „Wędkarze wyklęci”? A może „Prawdziwych Polaków spotkania z UFO”? A może „Gotowanie dla nacjonalistów”?
– Najlepiej żadnej nie kupować – doradziła siostra Łukaszka. – Ja nie kupuję i żyję!
– Ale co to za życie – machnął ręką dziadek. – Trzeba wiedzieć co się dzieje na świecie!
– Ależ ja wiem! Z internetu! Z komórki! Jest tyle aplikacji!
– Aplikacji – machnął ręką dziadek. – Nie ma to jak prawdziwa, papierowa prasa. Bezstronna, rzetelna…
I urwał, bo wzrok jego padł na plakat gazety codziennej pod tytułem „To, Co Jest”. Reklamowano tam artykuł z pierwszej strony pod trzewioszarpiącym tytułem „Sensacyjne odkrycie amerykańskich naukowców! Seks analny skraca katar!! Z tygodnia do siedmiu dni!!!”
I właśnie wtedy podszedł do nich elegancko ubrany młody człowiek i anemicznie zapytał czy mu pomogą.
– Pan pyta o drogę? – dziadek Łukaszka był nieufny.
– Nie. O wsparcie – i młodzieniec zachwiał się, poczym oświadczył dramatycznie:
– Od dwóch lat nic nie jadłem!
Na Hiobowskich zrobiło to solidne wrażenie.
– Zaraz, zaraz – po dłuższej chwili siostra Łukaszka zmarszczyła śliczne czółko. – Dwa lata? I pan żyje?
– Bo to głodówka przerywana – oświadczył smętnie młodzieniec. – Jestem lekarzem rezydentem. Bieduję proszę państwa. Dlatego pytam, czy poratowaliby mnie państwo finansowo?
I rzekł desperacko do dziadka:
– Kierowniku! Choćby dychę!
– Nic mu nie dawaj bo przepije – szepnęła siostra głośno do dziadka. Za głośno. Rezydent też to usłyszał i zrobiło mu się przykro.
– Ależ proszę państwa, ja nie dla siebie osobiście, ja zbieram na wsparcie protestu!
– Pieniędzy panu nie dam – zadecydował dziadek. – Ale mogę panu kupić coś do jedzenia!
Młodzieniec się zgodził. Weszli zatem do sklepiku obok i kupili mu dwie bułki. Podziękował serdecznie i skierował się w stronę parkingu. Sięgnął jeszcze do kieszeni i wręczył im ulotki. Było na nich napisane, że zbiera się na protest rezydentów i podano numer konta.
– A na co konkretnie zbieracie? – zainteresowała się siostra Łukaszka.
– Na głodówkę – szepnął młodzieniec. Zrobiło się niezręcznie, więc aby nie przedłużać otworzył drzwi auta.
– Co to jest?! – zakrzyknął urażony dziadek Łukaszka. – Mówi pan o biedowaniu, a co to jest za wyścigówa ja się pytam?!
– To nie moje! – młodzieniec zamachał rękami. – To taty!
– A kim jest tata? – spytała niedyskretnie siostra, ale rezydent odpowiedział:
– Ordynatorem. Pozwolił mi wziąć swój samochód, bo sam jest na wycieczce w Tanzanii. A ja, żeby zobaczyć słonia to muszę iść do zoo. Lekarz nie ma łatwo, mówię wam!

(Wyświetlono 205 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Leave a Reply