You are currently viewing Film „Film”

Film „Film”

Pół Polski tym żyło. I w tej połowie była niestety mama Łukaszka.
– Słyszeliście to?! Widzieliście to?! – krzyczała biegając po mieszkaniu.
– Co takiego? – spytał ze spokojem tata Łukaszka.
Mama położyła przed nim świeże wydanie „Wiodącego Tytułu Prasowego”.
– Dziś na ekrany kin w całym kraju wszedł „Film”.
Zapadła uroczysta cisza, którą przerwał niepewny głos siostry Łukaszka:
– Jaki film?
– No, mówię przecież „Film” – zniecierpliwiła się mama.
– Ale jaki tytuł…?
– „Film”! Mówię przecież! – i mama Łukaszka usiłowała wyrzucić siostrę za drzwi, ale nie dopuściła do tego babcia.
– „Film” ma tytuł „Film” – wyjaśniła babcia siostrze.
– To jakiś idiota to wymyślił – rzekła prostolinijnie siostra. – To tak jakby zupę nazwać zupa! A przecież są pomidorowa, rosół…
Mama Łukaszka skorzystała z okazji i wyrzuciła siostrę za drzwi.
– Warto na to iść? – skrzywił się dziadek. – Kto to robił? Gra tam ktoś? O czym to?
Mama skorzystała z okazji by przytoczyć biografię reżysera. Podejmował on różne tematy w zawsze ten sam sposób. Spod jego ręki wyszły tak porażające obrazy, jak: „Dziennikarze”, „Sędziowie”, „Uczniowie” i „Monterzy podłogowej instalacji grzewczej”. A teraz przyszła kolej na środowisko, z którego się wywodził. „Film”.
– Kto pójdzie ze mną do kina? – podpytywała mama i spojrzała na tatę:
– Może ty?
Tata upił łyk herbaty i zapytał:
– Czy ten film wnosi coś do życia? coś pozytywnego? Czy po sensie będę czuł się lepiej, będę miał poczucie, że coś zyskałem, że ten film coś mi dał?
– Ty to tylko byś przeliczał wszystko na pieniądze – fuknęła mama. – Ten film ma wstrząsać! Łukasz! Ty lubisz mocne filmy!
– Ale nie jego – zaprotestował Łukaszek.
– Dlaczego?
– Bo są nudne. On w kółko kręci ten sam film. Nawet aktorzy są ciągle ci sami, tylko inaczej ich ubiera.
– Co ty powiesz – zaprotestowała mama i urwała, bowiem zaczęła przeglądać recenzję filmu i zorientowała się, że naprawdę grają ci sami co zwykle.
Aktorzy. Najstarszy z nich, nestor sceny i ekranu, dawno już przegapił moment kiedy powinien zakończyć karierę. Grywał obecnie tak zwane ogony, walczył z nałogiem alkoholowym, nie pamiętał jak się nazywa, ale często występował w telewizji opowiadając jak to kiedyś było fajnie.
Następny, trochę młodszy. Na ekranie potrafił przybierać mądre miny i mówić mądry tekst napisany przez kogoś innego. Prywatnie uważał, że Ziemia jest płaska a Tatry to fotomontaż w Photoshopie.
Kolejny aktor, w wieku średnim. Grał po to, aby zarobić. Zarabiał po to aby brać. Nic więcej go nie interesowało.
Młody aktor. Kolejny z licznego klanu. Taboret wypadał lepiej na ekranie. Aktorem został tylko dzięki nazwisku.
Panie aktorki. Najstarsza z nich, grała mechanicznie jak automat. Kazali to się uśmiechała. Kazali, to płakała. Nic nie czuła, o niczym nie myślała. Grała.
Trochę młodsza aktorka o emploi mało rozgarniętej osoby w średnim wieku z małego miasteczka. Wbrew pozorom ta twarz kryła piekielnie bystry umysł. Mogłaby grać wszystko. Marzyła o wielkich rolach,. Ale zawsze była obsadzana w roli mało rozgarniętej osoby w średnim wieku z małego miasteczka. Jakiekolwiek próby protestu kończyły się „jest dziesięć chętnych na twoje miejsce”. Strach kazał jej się podporządkować. Śmiała się najgłośniej, biła brawo najgłośniej, krzyczała najgłośniej. Wieczorami płakała w pustym mieszkaniu czując do siebie obrzydzenie. Była po próbie samobójczej.
Aktorka o znanym nazwisku i długiej filmografii. Równie długa była lista osób, które skorzystało z jej usług. Po stolicy krążyła informacja ile bierze za noc.
I wreszcie najmłodsze pokolenie. Młoda wilczyca, tuż po szkole, szybko weszła na ścieżkę kariery dzięki odpowiednim ludziom. Chciała być sławna i zrobiłaby wszystko. Koleżanki ją chwaliły bojąc się jej jak ognia.
Scenarzystka – była najlepsza w swoim fachu. Kiedyś. Kiedy zaczynała, wkładała w scenariusz swoje życie. Lub to, jakim miało być. Z początku odniosła wielki sukces, uwierzyła, że już ma patent na widzę czego pragną Polacy. niestety, kolejne jej dzieła coraz bardziej rozmijały się z rzeczywistością, aż zaczynało to przypominać groteskę.
Na końcu on, reżyser. Chciał być najlepszy. Ale się nie dało. Ani tak, ani siak. Aż wreszcie znalazł coś, w czym mógł się wykazać, w czym mógł objawić swoją wielkość: w małości! Poszedł więc za ciosem i szybko wysforował się na czoło w myśl starej zasady: aby przewodzić chuliganom, trzeba być największym chuliganem. I trwał tak w ponurej zaciętości, kręcił jeden film za drugim, a każdy kolejny był gorszy, a więc co za tym idzie – lepszy…
– No tak – westchnęła mama Łukaszka składając gazetę. – Może i faktycznie grają ci sami aktorzy. Ale to nie znaczy, że zawsze wszystko jest tak samo! Nie wolno krytykować filmu zanim się go nie zauważy!
– Chwalić też nie wolno! – wtrącił dziadek.
– Ja ci mogę powiedzieć co jest w tym filmie – powiedział Łukaszek. – Nie potrzebuję go oglądać. No więc tak, jest picie, wymiotowanie, seks po pijaku, ubijanie kogoś siekierą, bijatyka i gwałt. I rabunek.
– Skąd… Ty… To wszystko… Wiesz? – wyjąkała mama Łukaszka zerkając ponownie do „Wiodącego Tytuł Prasowego”. Tam bowiem wymieniono wszystkie te rzeczy, o których mówił jej syn, a wymieniono je jako zalety.
– To jest w każdym filmie – odparł Łukaszek.
– Ale w tym filmie jest coś innego – odezwała się babcia. – Czytałam recenzję z pokazu przedpremierowego. Otóż jest tam pozytywny bohater!
– Nie! – zdumieli się Hiobowscy. – Kto to taki? Aktor?
– Gdzie tam aktor. To młody chłopak, który dostał się do szkoły aktorskiej i wyleciał z niej na pierwszym roku.
– Dlaczego? – zapytała siostra Łukaszka przez uchylone drzwi.
– Bo się nie nadawał.
– Ale dlaczego się nie nadawał.
– Wiedział co to jest trójkąt prostokątny.

(Wyświetlono 322 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Leave a Reply