You are currently viewing Bajka o metodzie „Na dziadka”

Bajka o metodzie „Na dziadka”

W telewizji polskiej zapowiedziano w paśmie największej oglądalności… Bajkę.
– O, to nie może być zwykła bajka – zawyrokował dziadek Łukaszka i Hiobowscy zasiedli przed telewizorem.

…wokół zamku królewskiego leżało duże miasto, dalej mniejsze miasteczka, a wokół rozciągała się ogromna puszcza poprzecinana siatką dróg. Drogami tymi wędrowała raz liczna rodzina osadników. Nie byli zbyt lubiani, ciekawe dlaczego i tak wędrowali z miejsca na miejsca.
– Pod zamkiem dużo miasto – powiedziała matka. – Tam ponoć ludzie życzliwi i tolerancyjni. Tam osiądziemy.
– Zaraz tam: osiądziemy – wzruszył ramionami ojciec.
– I pracy sobie poszukasz.
– Zaraz tam: pracy. Praca do życia potrzebna. Pieniądz potrzebny.
– Jak ty chcesz mieć pieniądz bez pracy?
– Już ja coś wymyślę – chełpił się ojciec.
Nie zdążył. Minęli rogatki miasta i dostali się w sam środek koszmarnej awantury. Banda rozbójników opanowała cała uliczkę miasta, napadali na poszczególne domy, rabowali, zabijali. Rodzinę wędrowców też spostrzegli i napadli. Bestialsko torturowali i zabili ojca. Nie wiadomo jaki los by spotkał resztę rodziny… To znaczy: nie wiadomo ile by byli torturowani przed śmiercią, ale udało im się ujść z życiem. Mieszkańcy miasta w ogólnym zamieszaniu wciągnęli ich do swoich domów i przechowali w ukryciu. Wkrótce zresztą wpadło wojsko i przegnało rozbójników.
– Uratowaliśmy was – powiedziała jedna z mieszkanek miasta.
– No fajnie, tylko szkoda, że nie wszystkich – rzekł z przekąsem najstarszy syn wędrownej rodziny patrząc na zwłoki swego ojca. Mieszkanka miasta zamknęła usta, spojrzała na niego jakoś ta dziwnie i się odsunęła. Ale inni się odsunęli, wręcz przeciwnie i pomimo tego, że sami byli w ciężkiej sytuacji to obdarowali rodzinę zabitego różnymi rzeczami. Rodzina znalazła sobie jakiś w miarę ładny i nieuszkodzony domek w sąsiedniej, bliskiej na wschód miejscowości i tam się wprowadziła.
– To nasz dom! – zaprotestował ktoś.
– Zabili nam ojca! – zakrzyknął ze złością najstarszy syn zabitego i zamknął drzwi, a natrętny typ sobie poszedł.
Na drugi dzień matka podjęła temat pracy. Najstarszy syn westchnął, przeszedł się po osadzie i wrócił do domu srogo zawiedziony wysokością proponowanych stawek.
– Ale chyba podejmiesz pracę? – zaniepokoiła się matka.
– Praca, praca, ojca trzeba najpierw pochować! – wybuchnął najstarszy syn. Załadował ciało ojca na wózek i pojechał do wielkiego miasta, bo tam był cmentarz.
W mieście pamięć o napadzie była wciąż żywa.
– Ach to, ty, syn zabitego, jak oni was potraktowali, musi wam być ciężko – wołali mieszkańcy i co raz tam ktoś dał na wspomożenie.
Trudno opisać zaskoczenie matki, kiedy zobaczyła, że syn wrócił i na wózku nadal ma ciało ojca.
– Cmentarz był już zamknięty – wyjaśnił syn lakonicznie i zaczął wytrząsać z kieszeni podarunki. – Zobaczcie tylko co mi dali mieszkańcy.
– O! Jak dużo!
Następnego dnia rano syn znów wyruszył na aby pogrzebać zwłoki ojca. I znów trudno opisać zdumienie matki gdy syn wrócił ponownie z ciałem ojca.
– Znowu cmentarz był zamknięty? – spytała z ironią.
Syn uśmiechnął się z wyższością i znów zaczął wytrząsać z kieszeni – tym razem pieniądze. Rodzeństwo piszczało zachwycone.
– I po co ja mam iść do tej pracy, co? – spytał najstarszy syn. – Przecież ja w życiu tle nie zarobię co tu w jeden dzień. Trzeba zrobić tak: ojca pochować, bo… Bo już trzeba. Ale po cichu, tak by się nikt nie dowiedział. A za te pieniądze zrobi się kukłę ojca i ja ją będę woził na wózku do miasta. Jak dają pieniądze – grzech nie brać.
– A jak nie będą chcieli dać? – spytała matka.
– To ja im przypomnę przez kogo życie stracił – rzekł z dziwną zaciętością najstarszy syn.
– Przez bandytów – powiedziała jedna z siostrzyczek.
– Nie! – krzyknął na nią najstarszy syn. – Przez tych co nas ratowali! Bo ratowali nas źle i za wolno! Płacą, czyli są winni!
Matka pokiwała głową.
– Długo to nie potrwa…

Minęło wiele lat. Rodzina rozrosła się znacznie, dorastało już kolejne pokolenie, który Wielki Napad znał już tylko z opowiadań. Swojej rodziny oraz rodzin rozbójników, którzy mieszkali po przeciwnej stronie miasta. Dom rozrósł się do gigantycznych rozmiarów i dorównywał najpyszniejszym rezydencjom z miasta. Matce się już zmarło i była pochowana obok ojca, zwanego teraz dziadkiem. Całym klanem rządził najstarszy syn. który w szczególnych przypadkach brał wózek i jeździł w towarzystwie kilku osób z rodziny na rynek do miasta. Tam wozili zwłoki dziadka po rynku z krzykiem „Mordercy! Zabiliście go!”. I mieszkańcy miasta bez szemrania płacili, bowiem ich wspomnienia o Wielkim Napadzie był nadal żywe. Ale już niedokładne. A dbał o to najstarszy syn, który opłacał w mieście całą armię ludzi. Ludzi ci pilnowali, aby mieszkańcy miasta płacili rodzinie regularnie duże sumy. Bo inaczej znów ujrzą zwłoki na rynku. „Tylko nie to” mówili zestrachani mieszkańcy i płacili. Ludzie ci też pilnowali, aby o rodzinie nie mówiło się źle, lecz z szacunkiem i zazdrością. Wśród młodych ludzi panowała także moda na naśladowanie rodziny, a szczytem ich ambicji było wżenienie się w rodzinę.
I tak to się kręciło, aż pewnego razu…
Trudno wskazać moment, kiedy to wszystko się zaczęło. Najpierw się zmienił jeden urzędnik, potem jakiś nowy magnat zastąpił poprzedniego, a nowoprzybyli kręcili nosami na rodzinę i podważali jej wersję Wielkiego Napadu.
A potem stało się coś, czego się nikt nie spodziewał. Zmarł król i zastąpił go nowy.
– No to co, no to co? – mitygował swoich najstarszy syn. – Mało to już władców było? Zawsze traktowali nas przychylnie. Jutro biorę zwłoki dziadka na wózek, jadę miasta i zobaczymy kto kogo.
I tak jak zwykle wjechał z synami swoimi na rynek, młodzi już rozbiegli się wrzeszcząc zwyczajowo „Mordercy! Zabiliście go!”. Ale mieszkańcy miasta już nie reagowali tak jak kiedyś.
– Przecież to nie byliśmy my – odparł jeden z nich obojętnie się przyglądając zawartości wózka.
– Jak to nie?! – zapienił się najstarszy syn.
– Oczywiście, że nie, waszego dziadka zabili rozbójnicy.
– Nie zgadzam się, aby tak to nazywać!!! To byli mieszkańcy miasta!!!
– Ale co pan opowiada – wtrącił się jeden z rozbójniczej rodziny, który przypadkiem zaplątał się na rynek, kupował bowiem narzędzia tortur do domu. – To nasz dziadek zabił waszego dziadka.
Najstarszy syn złapał go za koszulę i przyciągnął do siebie.
– Czyś ty zwariował? – syknął mu do ucha. – Milcz i spadaj, wieczorem pogadam z twoim ojcem, nie tak się umawialiśmy! Co, miasto wam za mało płaci? To wasza sprawa, a nie psujcie wy mi interesu!
– A tak a propos interesu – odezwał się jeden z mieszkańców który stał blisko i słyszał wszystko. – Ile myśmy już wam zapłacili, co? Przecież to myśmy byli celem ataku, a nie wasz dziadek. Nas też zginęło podczas Wielkiego Napadu. I to o wiele więcej! Więc w zasadzie rozbójnicy powinni nam zapłacić i to bardzo dużo!
– No i widzisz durniu, co żeś narobił?! Zjeżdżaj! – najstarszy syn odepchnął wnuka rozbójnika i zaczął krzykiem dochodzić swoich racji przedstawiając je jako jedyne sprawiedliwe.
I wtedy przez tłum przepchnął się strażnik.
– Co to? – spytał wskazując na wózek.
– Głupie pytanie – parsknął najstarszy syn. – To ciało naszego dziadka zabitego podczas Wielkiego Napadu! A co, może kwestionuje pan Wielki Napad?!
– Nie kwestionuję, tylko to już chyba trochę czasu minęło…
– No to co?
– A to, że król wydał właśnie rozkaz, że kto nie żyje ma być pochowany w ciągu miesiąca.
W najstarszego syna jakby piorun strzelił.
– A jak nie? – zapytał ktoś.
– To trzy lata więzienia.
Na rynku wybuchł rejwach. Co prawda ludzie opłacani przez rodzinę próbowali jeszcze gardłować: „Barbarzyństwo! Tak się nie godzi!”, „A jak ktoś zapadł w śpiączkę, to co, pochowają go żywcem!”, „A jak umrze ktoś bezdzietny to kogo ukażą?”, „Lepiej podatki podnieść, myśleć o przyszłości niż o czymś takim!” i „To ohydna gra trumnami!”. Jednak większość mieszkańców entuzjastycznie przyjęła ten rozkaz.
Najstarszy syn już wiedział, że przegrał. Wrócił z kukłą na wózku do domu i oznajmił wściekle swojej rodzinie, że ci mieszkańcy miasta, to nie tylko mordercy. Ale i złodzieje.

Na drugi dzień po emisji bajki największe polskie dzienniki przedrukowały nocne oświadczenie premiera pewnego małego państwa na Bliskim Wschodzie. Oświadczył, że ta bajka to o nich, że to wszystko prawda, że się przyznają, przepraszają i zapłacą. Odpowiadając na pytania zszokowanych dziennikarzy przypomniał, że jego naród ma na całym świecie jednoznaczną opinię. Złą. W związku z tym premier zaprasza przedstawicieli Polski do konsultacji ustawy o potępieniu zdrajców jego narodu, którzy w czasie wojny denuncjowali swoich rodaków za pieniądze.

(Wyświetlono 274 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Leave a Reply