You are currently viewing Chcemy żywych ocen, czyli jak się gasi protesty społeczne

Chcemy żywych ocen, czyli jak się gasi protesty społeczne

Pan dyrektor szkoły, do której chodził Łukaszek, musiał wyjechać na kilka dni. Musiał wybrać kogoś, kto będzie go zastępował.
– To chyba naturalne, że zastępować powinien zastępca – zauważyła pani wicedyrektor.
Pan dyrektor się zasępił.
– Ja jej pomogę – dodała z przekonaniem pani pedagog.
Pan dyrektor się zasępił jeszcze bardziej.
Nie miał jednak wyjścia. Przekazał obowiązki i wyjechał.
Kiedy wrócił, był zasępiony jeszcze bardziej. Zjawił się w szkole, wszedł do gabinetu i poprosił do siebie panie wicedyrektor i pedagog. Kiedy pojawiły się w gabinecie obie miały niepewne miny i popatrywały na siebie z niechęcią. Pierwsza przełamała się pani wicedyrektor.
– E… tego… Trzeba panu wiedzieć, że pojawiła się pewna sytuacja…
– Już wiem – przerwał jej pan dyrektor.
– Skąd? – zdumiała się pani pedagog.
– Jak to skąd?! – pan dyrektor stracił nagle panowanie nad sobą i palnął pięścią biurko. – Trąbią o tym w radio i telewizji! Internet tym żyje! A pani mnie pyta „skąd”!? Jest pani poważna!!?
– Nie sądziłyśmy, że to tak wyeskaluje – broniła się pani wicedyrektor. – Dzień po pana wyjeździe wpadły do szkoły. Podobno wprowadziła je któraś z nauczycielek. Żądają, protestują, okupują aulę. Rozmawiamy, negocjujemy, przygotowaliśmy fantastyczną propozycję, ale one po prostu nie chcą nas słuchać!
– Bzdura! Ten strajk trzeba szybko skończyć!
– Ale tak naprawdę jest! – pani pedagog wsparła koleżankę. – Ich postulaty nie interesują! Im zależy tylko na tym, żeby ten protest trwał! Więc nie wiem jak pan chciałby taki strajk skończyć, skoro one nie chcą!
– Proszę pani, takie strajki kończy się w jeden dzień – powiedział szorstko pan dyrektor wstając. – Proszę mnie natychmiast do nich zaprowadzić!
Obie panie ucichły, spokorniały i zaprowadził pana dyrektora do auli. Tam, w otoczeniu tobołków i transparentów siedziała grupa pań. Pan dyrektor podszedł, przedstawił się, przywitał i usiadł obok, a panie wicedyrektor i pedagog stanęły za nim.
– No więc tak – zaczęła pewna pani blond w kitce i z wytrzeszczem oczu. – Jesteśmy matkami uczniów. Prowadzimy strajk. Żądamy więcej ocen bardzo dobrych dla naszych dzieci!
– Wszystkie wasze żądania zostały spełnione! – zakrzyknęła pani wicedyrektor. – Obniżymy próg przyznawania piątek, wprowadzimy systemy motywacyjne, nauczyciele będą przygotowywać konteksty sprawdzianów…
– Stop, stop – pani blond w kitce i z wytrzeszczem oczu zamachała rękami. – Ale nas nie interesują te rozwiązania. Słyszała pani co mówiłyśmy?
– Że chcecie więcej piątek…
– Tak, ale nas nie interesuje jakieś tam kryterium czy coś takiego. chcemy żywych ocen bardzo dobrych, które te dzieci potrzebują!
Pan dyrektor patrzył na ruszające się usta pani blond w kitce i z wytrzeszczem oczu, ale nie słuchał co do niego mówi. Wreszcie wstał, powiedział:
– Dziękuję pani, będziemy w kontakcie – i poszedł do gabinetu.
– Ile jeszcze mam tu siedzieć?! Dzieci czekają na oceny! – piekliła się pani blond w kitce i z wytrzeszczem oczu.
– Gruba sprawa – pan dyrektor z westchnieniem opadł na fotel.
– Mówiłam! – pani pedagog nie mogła sobie darować.
– Kim one są?
Pani wicedyrektor spojrzała zdziwiona na pana dyrektora.
– No… To są matki uczniów z naszej szkoły.
– To i ja wiem! Ale kim one są prywatnie? Żona posła? Córka ministra?
– Nie wiemy…
– Nieprzygotowane jesteście – pokręcił głową pan dyrektor. – I jak wy chcecie toczyć z nimi negocjacje nie wiedząc z kim rozmawiacie?
– Przecież postulaty są – zaczęła pani pedagog ale pan dyrektor jej przerwał:
– Widziałem tam matkę Hiobowskiego. Dawać mi go tu do gabinetu.
Pięć minut później Łukaszek stał przed biurkiem pana dyrektora.
– Twoja matka bierze udział w tym proteście.
– Ano bierze.
– To źle.
– Wcale że nie. Dzieci nie odpowiadając za grzechy rodziców.
– Kto tak mówi? – spytała kpiąco pani pedagog.
– Każdy Niemiec.
Pan dyrektor stłumił uśmiech i poprosił o informacje o strajkujących.
– Nie jestem konfidentem – Łukaszek skrzyżował ramiona na piersi.
– Dziecko jesteś! Proszę cię o informacje ogólnie dostępne. Żadnych sekretów mi wyjawiać nie musisz, powiedz mi tylko, kto jest gdzie. Sam bym to sobie poszukał w internecie, ale nie mam czasu. Potrzebuję to wiedzieć już!
– Czas to pieniądz – rzekł filozoficznie Łukaszek i popatrzył w sufit.
Pan dyrektor westchnął i wypisał jakąś kartkę.
– Co to jest?
– Zwolnienie z najbliższej kartkówki. No więc?
– Komitet Obrony Defraudacji – rzekł zwięźle Łukaszek chowając kartkę do kieszeni. – Poza tym Partia Modernistyczna, Klub Miłośniczek Wiodącego Tytułu Prasowego, feministki, doktorki socjologii, dietetyczki i wegecyklistki.
– To wszystko dziękuję, możesz iść.
Kiedy Łukaszek wyszedł, pan dyrektor odezwał się z satysfakcją:
– Widzicie teraz z kim zadarłyście? To nie są zwykłe matki, to profesjonalne komando zadymiarek! A wy im spełnienie postulatów! Bua cha cha!
– I co? – odgryzła się pani wicedyrektor. – Wygasi pan taki protest?
– Oczywiście, i to jeszcze dziś! Dzwońcie po telewizję i radio, a ja ściągnę tu rodziców!
– Iść po nie do auli? – spytała pani pedagog.
– Co? – pan dyrektor wpierw się nie zorientował, ale zaraz się roześmiał i machnął ręką:
– Nie, nie! Niech one sobie tam siedzą!
– Ale mówił pan przecież…
– Ściągniemy swoich rodziców! – pan dyrektor z triumfującym wzrokiem sięgnął po telefon.
– Zosia? Cześć. Słuchaj, czy ty masz dziecko w mojej szkole? Świetnie, to proszę cię, podjedź tak za godzinkę. Mam ciekawy pakiet społeczny do podpisania.
Kiedy godzinę później do auli wkroczyły ekipy telewizji i radia, wśród protestujących zapanowało ożywienie.
– Uwaga! – pani blond w kitce i z wytrzeszczem oczu była czujna. – To może być pułapka! Przecież niczego jeszcze nie uzgodniliśmy!
Pani miała dobre przeczucie, bowiem za ekipami do sali wkroczyło grupa osób, w tym pan dyrektor.
– Witam przybyłych przedstawicieli mediów! – zaczął pan dyrektor. – Oto będziecie świadkami podpisania ugody z rodzicami dzieci i zakończenia protestu!
– Jeszcze czego! – zawyła pani blond w kitce i z wytrzeszczem oczu. – My się nie zgadzamy…
– Ależ nie jest pani jedyną matką ucznia – odparł słodko pan dyrektor. – Tamte matki się zgadzają, prawda Zofia?
– Oczywiście. Pana propozycje nawet przekraczają nasze oczekiwania!
– Zatem: sukces! – zakrzyknął pan dyrektor i w świetle kamer wraz z przyprowadzonymi przez siebie rodzicami podpisali porozumienie. Wszyscy wyszli, zostały tylko matki protestujące.
– I co teraz? – westchnęła mama Łukaszka. – Chyba nie ma sensu tak siedzieć?
– Chyba nie – mruknęła pani blond w kitce i z wytrzeszczem oczu. – Mam ochotę rzucić to wszystko i jechać do Chorwacji.
————-
marcinbrixen.pl
http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html – blog w formie książki
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen

(Wyświetlono 215 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Leave a Reply