You are currently viewing Jak żyć podczas strajku

Jak żyć podczas strajku

Pan dyrektor szkoły, do której chodził Łukaszek, zajrzał do pokoju nauczycielskiego. Był bardzo niezadowolony.
– Co was tak mało? -zapytał.
Pani pedagog spojrzała na panią wicedyrektorkę bo nikogo innego nie było.
– Nikt więcej nie przyszedł – powiedziała pani wicedyrektor.
– Przecież widzę – burknął pan dyrektor. – Ale dlaczego?
– Reszta koleżanek musiała zostać w domu – wyjaśniła pospiesznie pani pedagog. – Musiały zostać w domu z dziećmi. Bo ich dzieci nie poszły do szkół. Inne szkoły też strajkują…
– Wiem – westchnął głęboko pan dyrektor. – Głodny jestem. Macie jakieś kanapki
– Nie. Liczyłyśmy na to, że zjemy obiad w stołówce, ale pań ze stołówki też nie ma.
– Hm – mruknął pan dyrektor. – A szkolny sklepik?
– Pani ze sklepiku ma dziecko w przedszkolu, przedszkola też strajkują…
– No to zamówcie jakąś pizzę – i pan dyrektor wyszedł.
Pani wicedyrektor zadzwoniła do pizzerii.
– Pizzeria zamknięta – oświadczył wściekłe właściciel. – Siedzę z dzieciakiem w domu, bo nauczyciele strajkują., A skąd pani dzwoni?
Pani wicedyrektor rozłączyła się pospiesznie.
– Dlaczego pani nie powiedziała, że ze szkoły? – zaciekawiła się pani pedagog. Pani wicedyrektor spojrzała na nią ze złością, ale nie zdążyła już nic powiedzieć, bo na korytarzu rozległy się kroki i do pokoju zajrzał Łukaszek.
– Lekcji dzisiaj nie ma Hiobowski! – fuknęła pani wicedyrektor. – Jest strajk!
– Wiem o tym – odparł Łukaszek. – Ja do pań.
Otworzył drzwi i wszedł, na ramieniu miał duży kosz.
– Panie tak siedzą, strajkują, a pewno głodne…
I zaczął wykładać na stół paczuszki. Rozwinął jedną, były tam kanapki. Obok postawił termos z kawą.
– Jak to ładnie, Hiobowski, że o nas pomyślałeś – ucieszyła się pani pedagog.
Pani wicedyrektor przyglądała się nieufnie i oznajmiła:
– Coś tu śmierdzi.
– Co też pani, świeże kanapki – oburzyła się pani pedagog obwąchując paczuszki.
– I tak je tu przyniósł, żeby nas poczęstować?
– Owszem – kiwnął głową Łukaszek. – Kawa po pięć euro, kanapki po dziesięć.
– Acha! – triumfowała pani wicedyrektor. – Wiedziałam!
– Hiobowski… – szepnęła boleśnie pani pedagog. – A więc chodzi ci tylko o pieniądze.
– A wam to nie? – odbił piłeczkę Łukaszek.
– Oczywiście, że nie. Wiedz więc, że nie kupimy od ciebie…
Łukaszek otworzył termos i pomachał nim lekko. Aromat kawy napełnił pomieszczenie.
– Ty, mały… – zaczęła pani wicedyrektor, ale Łukaszek jej przerwał:
– Obelga kosztuje pięć euro.
– Zobaczysz! – zakrzyknęła pani pedagog. – Kiedyś będziesz w takiej sytuacji jak my…
– Nie.

(Wyświetlono 457 razy, 1 dzisiaj)

Marcin Brixen

Jestem z Poznania, jestem inżynierem.

Ten post ma jeden komentarz

  1. bez kropki
    Bossskie! 🙂 MNIAM!:) N.b. namawiam męża, żeby szybciutko zaczął zakładać szkółkę „Dokończę z Waszymi dziećmi program”:). To i dzieci by stratne nie były, i nauczyciele by dostali delikatnie po nosku.

Leave a Reply